Węgierski reżyser Dénes Nagy wyszedł z zeszłorocznej gali Berlinale ze Srebrnym Niedźwiedziem za reżyserię swojego pełnometrażowego debiutu zatytułowanego W świetle dnia. Żeby się przekonać, jak bardzo trafna była to decyzja, należy iść do kina i samodzielnie doświadczyć tej produkcji, ponieważ żadne słowo w żadnej recenzji nie odda naturalnego piękna tego obrazu. Ryzykownym podejściem ze strony Aurora Films było wypuszczenie tej produkcji właśnie teraz, gdy u naszego wschodniego sąsiada trwa wojna, ale paradoksalnie może właśnie to najlepszy moment na to, aby także za pomocą kultury uzmysłowić ludziom, że wojna to jedno z największych okrucieństw ludzkości. Głos Kultury objął produkcję patronatem medialnym.
W świetle dnia to ekranizacja nietypowa. Reżyser opowiada w swoim filmie o trzech dniach w czasie II wojny światowej, gdy Pál Závada w swojej ponad sześciuset stronicowej powieści skupia się na kilkudziesięciu latach. Kwestię wierności z oryginałem pozostawmy w sferze domysłów, ponieważ nie wydaje mi się, aby jego dzieło było przetłumaczone na polski język i wydane w naszym kraju, dlatego nie sposób o weryfikację.
Tak, jak cesarzowi należy oddać, co cesarskie, tak należy oddać Dénesowi Nagyemu, że stworzył film, który spokojnie można postawić na tej samej półce, co Idź i patrz Elema Klimowa z 1985 roku. Obie produkcje oczywiście różnią się na wielu płaszczyznach (przede wszystkim nie mamy w tej nowszej produkcji perspektywy dziecka), ale mają też szereg cech wspólnych. W podobny sposób oddane zostało zagubienie jednostki w meandrach wojennej machiny. W ten sam sposób działa wściekła bezsilność na ludzkie zachowanie względem drugiego, bo ktoś tak rozkazał (albo niekoniecznie). I tak samo obie produkcje „kopią” widza po głowie.
Węgierski film opowiada o grupie węgierskich żołnierzy, którzy jako nazistowski sojusznik muszą przemierzać okupowane tereny sowieckiego imperium w celu poszukiwania oraz pacyfikowania partyzantów. Oko kamery skupia się na Istvanie Semetce, węgierskim kapralu, którego jednostka trafia do pewnej sowieckiej wioski, aby się przegrupować i zebrać siły do dalszej, wymagającej podróży. Gdy jednak mieszkańcy wioski wpuszczają wrogich żołnierzy w zasadzkę, dowódca jednostki zostaje zastrzelony. Semetka jako najwyższy rangą przejmuje dowodzenie i organizuje powrót do wioski, aby poczekać na wsparcie. Decyzja ta odciśnie swoje piętno zarówno na Semetce, jak i na mieszkańcach wioski.
W świetle dnia to film ze znikomą ilością dialogów. Kamera towarzyszy żołnierzom w trakcie ich marszu, gdy zasapani, upoceni brną po kolana w błocie, walcząc z nieprzyjaznym otoczeniem o sprzęt oraz konie, podczas posiłków, gdy zmęczenie i niepewność próbują maskować niewybrednymi żartami, w ogniu walki, gdy w panice czołgają się, aby uniknąć kul, oraz w sytuacjach, gdy odrętwieni i zmarznięci próbują przeczekać zacinający deszcz w środku lasu. Wspaniałe udźwiękowienie filmu sprawia, że widz ma wrażenie, jakby stał obok żołnierzy, albo – co gorsza – był jednym z nich. Do tego należy dodać naprawdę dobre, klimatyczne zdjęcia, które podkreślają brud, znój i niedogodności związane z wojenną tułaczką oraz nieustanny strach, niechęć i zmęczenie ludzi znajdujących się pod okupacją.
Film bardzo mocno stawia na naturalizm, dlatego też i aktorstwo jest mocno naturalne, co nie może dziwić, wszak w obsadzie mamy prawie samych naturszczyków. Najlepiej wypada oczywiście obsadzony w głównej roli Ferenc Szabó. Fenomenalnie oddał targające jego bohaterem uczucia i aż wrzącą w jego wnętrzu, ale skrzętnie skrywaną niechęć do wyznaczonych mu zadań, uczestnictwa w działaniach wojennych oraz męczenia innych ludzi. Jedną z większych sił W świetle dnia jest gra spojrzeniem w wykonaniu Szabó. Aż posłużę się tym banalnym i oklepanym określeniem, ale naprawdę wyraża ono więcej niż tysiąc słów. Jest w tym spojrzeniu mnóstwo bólu i empatii, przemożna wręcz chęć ucieczki i zmiany swojego położenia i nadzieja, że nie będzie musiał uczestniczyć w aktach ludobójstwa.
W świetle dnia nie wnosi co prawda nic nowego do tematyki kina wojennego, ale to zajmujący, pozostający w człowieku film. Może nie sieje takiego spustoszenia w umyśle widza, jak przytoczone Idź i patrz lub Wołyń, ale to dzieło porównywalnego kalibru.
Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.
Na tej stronie wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? ZGADZAM SIĘ
Manage consent
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.