Antimatter

Powrót do Edenu – Antimatter – „The Judas Table” [recenzja]

Z Antimatter pierwszy raz zetknąłem się w 2007 roku przy okazji premiery fenomenalnego, genialnego w każdym calu, Leaving Eden. Pomimo poznania pozostałej dyskografii Antimatter, to właśnie ten krążek, jeśli chodzi o formację Micka Mossa zawsze stał i stoi na moim prywatnym piedestale. Nowemu ich dziełu zatytułowanemu The Judas Table niewiele brakuje do tego, aby stanąć w szranki z Leaving Eden. No właśnie, niewiele, ale jednak brakuje.

Na początek odrobinę prywaty. Nie zapomnę rozczarowania, jakie przeżyłem, gdy słuchałem w 2012 roku Fear Of A Unique Identity, który okazał się następcą Leaving Eden. Oczywiście, wiem, że Mick nie chciał nagrywać Leaving Eden II i chwała mu za to. Z każdym rokiem doceniam coraz bardziej Fear…, jednak wówczas, po pięcioletniej przerwie nagraniowej, byłem tym krążkiem najnormalniej w życiu zawiedziony. Na szczęście Mick Moss zapowiedział, że The Judas Table okaże się powrotem do brzmień rodem z Leaving Eden. Nie muszę mówić, że na samą myśl poczułem przyśpieszone bicie serca i radość.

Już pierwszy kontakt z singlowym Black Eyed Man mnie totalnie kupił. Powolny rytm perkusji, zimne klawisze z towarzyszeniem metalicznych dźwięków gitary elektrycznej i głos Micka. Niski, hipnotyzujący, bliski szeptu, głęboki, a zarazem chwytający słuchacza. Podniosły, elegijny refren zmienia trochę klimat kompozycji, a mostek, w którym słyszymy skrzypce Rachel Brewster, którą mieliśmy okazję poznać już na płytach Antimatter (Planetary ConfinementLeaving Eden), i elektroniczne wstawki udowadniają, że kierunek większej progresywności, który Moss zapowiadał na The Judas Table, nie wziął się znikąd. Na szczęście proporcję są wyważone idealnie i na dzień dobry Antimatter zaprezentowali nam miniarcydzieło. Ciężko taki początek czymkolwiek przebić.

Antimatter - Black Eyed Man

Dalsza zawartość krążka stoi na równie wysokim poziomie. W Killer słyszymy więcej mocnej gitary i prawdziwie rockowego uderzenia. Prawdę mówiąc, niewiele takiego grania uświadczymy na The Judas Table. Jeszcze w Stillborn Empires obok ściany gitar słyszymy przepiękną melodię, którą zespół oczarowuje nas w zwrotkach, aby w odpowiednim momencie dokonać gwałtownego przełamania i miłe dla ucha dźwięki zamienić w ciężkie brzmienia. Doskonała kompozycja, obok Black Eyed Man jeden z moich faworytów na płycie. Wartą odnotowania jest ponadto narastająca, z każdą sekundą charakteryzująa się coraz większą intensywnością, Little Piggy.

Pamiętacie akustyczne cudeńka z Leaving Eden, jak Conspire albo The Weight of the World Planetary Confinement? Na The Judas Table mamy podobnej urody kompozycje, jak Comrades czy kompletnie minimalistyczny, z niewielkim dodatkiem klawiszy i kobiecych wokaliz – Hole. Mick Moss sięga po środki wyrazu, z których jest niekwestionowanym mistrzem. Nieprzypadkowo jeździ on po świecie z akustycznymi setami i nieustannie udaje mu się czarować publiczność za pomocą wyłącznie swojego głosu i gitary akustycznej. Szczególnie, że zwykle Moss opowiada fascynujące, przejmujące historie, i tak jest na The Judas Table, gdzie nie boi się dotykać spraw, takich jak ułomne, skomplikowane relacje międzyludzkie.

Niestety, są też piosenki mniej udane, jak lekko chaotyczny Can Of Worms czy nudnawy, jak i w swojej łagodnej i gitarowej części Integrity. Nie można mieć wszystkiego – śpiewał filozof Mick Jagger. Jednak Antimatter na The Judas Table powrócili w moim przekonaniu do wybitnej formy, takiej, jaką prezentowali na Leaving Eden. To bardzo subiektywna opinia, bo wiem, że nie dla każdego ten krążek musi być opus magnum ekipy Micka Mossa. Wiem, że sam artysta na kolejnej płycie zapewne podąży w innym kierunku, tak jak to uczynił na Fear…. Ale ja nie mogę przestać słuchać The Judas Table i przy słuchaniu tego krążka mam praktycznie takie same odczucia, jak przy okazji Leaving Eden. Pomimo niewielkich potknięć i niedociągnięć nowy krążek Antimatter to krążek bliski doskonałości.

Fot.: Iron Realm Productions

Antimatter

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *