Rola młodziutkiej cesarzowej Sisi zapewniła jej popularność i była biletem do większej, międzynarodowej sławy, ale także pieniędzy i prestiżu. Jednak Romy Schneider została po tym filmie włożona do jednej szufladki – słodka i niewinna. Odbiło się to na jej karierze, życiu miłosnym i rodzinnym. I być może zapamiętamy ją jako piękną Sisi, ale dzięki lekturze tej książki odkryjemy także to, co było zakryte z powodu oślepiającego blasku fleszy, który zawsze był skierowany na młodą aktorkę, gdziekolwiek by się udała. Romy i droga do Paryża autorstwa Michelle Marly to przejmujący portret jednej kobiety, która odkrywa drogę do takiej siebie, jaką zawsze pragnęła być. Szczęśliwej, pewnej siebie i samodzielnej.
Od Sisi do Romy
Ponad 40 lat temu zmarła austriacka aktorka Romy Schneider. Wielu z nas kojarzy ją głównie z roli młodziutkiej cesarzowej Sisi, ale aktorka ta zagrała w ponad 60 filmach, była nominowana do Złotych Globów, zdobyła 2 Cezary (za filmy Najważniejsze to kochać i Taka zwykła historia). Jej aktorskie osiągnięcia są niezaprzeczalne, ale życie mocno pogmatwane. Zwłaszcza jego sfera uczuciowa.
W książce Romy i droga do Paryża zasiadamy jako widz w niezwykle przejmującym dokumencie o życiu Romy Schneider. Poznajemy ją właśnie wtedy, kiedy jest u szczytu popularności w Niemczech – odegrała właśnie rolę Sisi i marzy o czymś innym, o czymś więcej. Pragnie, jeszcze niezbyt sobie to uświadamiając, zerwać z wizerunkiem słodkiej dziewczyny, ale także wyzwolić się spod wszechogarniającego wpływu matki i najbliższego otoczenia.
Jako podporządkowana, dość naiwna, ale także trochę zmęczona szybkością kariery Rosemarie poznaje na płycie lotniska aktora, z którym będzie odgrywać główne role w nowym filmie. Spotkanie tych dwojga to gotowy scenariusz na historię od nienawiści do miłości i naprawdę trudno się oprzeć wrażeniu, że tak to właśnie było. Spojrzeli na siebie, każde z marsową miną, każde skupione w jakiś sposób na sobie, z głową pełną przekonań i przede wszystkim uprzedzeń do tej drugiej osoby. Jednak arogancki Alain Delon stał się dla Romy miłością życia, być może pierwszą miłością, i kimś, kto pomógł jej w tym, o czym od zawsze marzyła.
Romy i droga do Paryża – książka o niezwykłej kobiecie
Romy i droga do Paryża to książka, która przemawia do nas językiem pełnym ekspresji, w którym możemy się zanurzyć, by odkryć niezaprzeczalny tragizm charakteru głównej bohaterki. Romy Schneider jest tutaj prawdziwa, żywa i przedziwnie rozdwojona, sama będąc dopiero na drodze do odszukania swojego własnego „ja”, swoich pragnień i sensu życia. Była ona młodą dziewczyną, która na oczach całego świata stawała się kobietą. Kobietą z zawsze uśmiechniętą twarzą, radosną i młodzieńczą. Jednak za tym wszystkim kryła się prawdziwa rozpacz, pragnienie miłości, ale takiej, która zaakceptuje Romy taką, jaka jest. Romy, nie Sisi. Dlatego też spotkanie Alaina Delona wydaje się tutaj punktem przełomowym, opisanym nadzwyczaj barwnie, ekspresyjnie i przyciągająco. Obraz relacji tych dwojga opiera się w głównej mierze na różnicach ich charakterów, temperamentów, ale także ma unaocznić ten przełomowy moment w życiu Austriaczki. To właśnie w relacji z Delonem staje się ona tą pewną siebie kobietą, świadomą już powoli swojej kobiecości, swoich pragnień. Jest to także kluczowy moment rozdzielenia się od nadopiekuńczej matki i podążania swoją własną drogą, dokonywania swoich wyborów, choćby nie wiem, jak były trudne i naznaczone ryzykiem.
Romy i droga do Paryża to intymny portret największej gwiazdy lat 50., która, począwszy od cesarzowej Sisi, stała się królową własnego życia. Droga, jaką przeszła Romy Schneider, była drogą naznaczona wieloma wyborami, świadomymi decyzjami, ale także tymi podyktowanymi przez drgające od uczuć serce. Jak skończyło się życie Romy (prawdopodobnie popełniła samobójstwo w wieku zaledwie 43 lat, inne źródła podają zawał serca jako przyczynę śmierci; jednak zanim pożegnała się z własnym życiem, pochowała kilkunastoletniego syna, który zmarł w tragicznych okolicznościach), wiemy z jej biografii, ale to z książki Michelle Marly dowiemy się o wiele więcej. Poznamy kobietę w momencie jej przemiany, w momencie postawienia wszystkiego na jedną kartę – własną.
Fot.: Marginesy