solacide

Świat jest i od zawsze był w strasznym stanie – rozmowa z muzykami Solacide

Fińscy black metalowcy z Solacide niedawno wydali swój premierowy materiał, zatytułowany The Finnish Line. Dwaj członkowie zespołu – wokalista Gökhan Korkmaz i gitarzysta Kimmo Korhonen zgodzili się odpowiedzieć na kilka moich pytań, przy okazji przemycając parę ostrych i wyrazistych poglądów na stan naszego współczesnego świata. Zapraszam do lektury.

Czasy się zmieniły, skoro fiński zespół wydaje swój debiut w polskiej wytwórni. Dlaczego wybraliście Via Nocturna na wydawcę The Finish Line?

Gökhan Korkmaz:  Tak właściwie to planowaliśmy wydać album samodzielnie i wtedy Via Nocturna złożyła nam uczciwą ofertę, a my byliśmy ciekawi rezultatów wydania albumu w polskiej wytwórni.

Wasza współpraca z Via Nocturna, to ciekawy przykład, jak daleko posunęła się współczesna globalizacja, chociaż Polskę i Finlandię nie dzieli duża odległość. A bardzo ciekawi mnie to, jak oceniasz, jako weteran, współczesne podziemie. Jakie czasy były tymi lepszymi? Lata dziewięćdziesiąte, kiedy maniacy ostrych dźwięków wymieniali się listami, kasetami i fanzimami, czy jednak współczesne czasy, gdzie do wymiany myśli i swojej twórczości wystarczy jedynie szybkie łącze?

Kimmo Korhonen: W dzisiejszych czasach możesz z łatwością dzielić się swoją muzyką z każdym, kto chce jej słuchać. Jednak dużo osób oczekuje, że dostanie ją za darmo. Nie obchodzi ich, ile kosztowało wyprodukowanie albumu. W latach dziewięćdziesiątych nie mogłeś „oszukiwać” w studio – tak jak to się robi dzisiaj – musiałeś naprawdę umieć grać, a zespoły musiały być naprawdę dobre, aby brzmieć bezbłędnie. Dzisiaj, każdy może nagrać album w domu i umieścić go w sieci. To jeden z powodów, dlaczego muzyka stała się tak tanim produktem  i dlaczego większość ludzi nie chce jej kupować, a to stawia artystów w trudnej sytuacji finansowej. Z kolei w latach dziewięćdziesiątych wytwórnie zdzierały z artystów. Ciężko zarobić na życie, wyrażając samego siebie.

Jesteście kapelą z długim stażem. Co wpłynęło na to, że dopiero teraz, po blisko dwunastu latach od założenia zespołu, wydajecie debiutancki materiał?

Kimmo: Ciągle żałuję nazywania Pleasure Of Existence demem.  Uważam, że był to nasz debiut, pomimo tego że nazywaliśmy się ciągle Dim Moonlight. Nazwaliśmy go demem tylko dlatego, że wydaliśmy go samodzielnie, nie mieliśmy żadnej wytwórni, aby pomogła nam w dystrybucji. W pierwszych latach nie byliśmy tak aktywni: pisaliśmy piosenki, ćwiczyliśmy i wypuszczaliśmy jakieś dema i epki. Nie pracowaliśmy zbyt mocno, aby zwrócić uwagę ludzi. Po tym jak w 2008 Gökhan dołączył do zespołu, zaczęliśmy się koncentrować bardziej na naszej promocji – dzięki wysiłkom Gökhana. Po wydaniu w 2009 roku epki Baptized In Disgust, zaczęliśmy pracować nad pomysłem pełnego albumu, co zajęło trochę więcej czasu.

Na The Finish Line znajdziemy klasyczny, bezpretensjonalny black metal osadzony w klimacie lat dziewięćdziesiątych. To pójście pod prąd w czasach, kiedy młode zespoły pragną grać nowoczesną, awangardową i wymykającą się schematom muzykę wzorem Waszych krajan z Oranssi Pazuzu. Nie boicie się, że Wasze tradycyjne podejście do black metalu może spowodować to, że ciężko będzie się Wam przebić do świadomości fanów?

Kimmo: Jeżeli ludzie nie chcą nas słuchać, bo nie jesteśmy wystarczająco trendy, to trudno, niech i tak będzie. Obecnie na scenie black metalowej jest kilka świetnych zespołów. Jeśli chodzi o te inne, które określiłeś mianem „avant–garde”, to myślę, że jest to synonim do „robienia chłamu”. Yoko Ono nie jest jednym z naszych wzorów.  Nie twierdzę, że wszystkie te zespoły tworzą muzykę z niewłaściwych pobudek, ale dla mnie muzyka powinna wychodzić z ciebie w sposób naturalny. Wiem, że zyskalibyśmy większy rozgłos poprzez używanie trupiego makijażu albo bardziej symfoniczną i artystyczną ekspresję, ale to nie o tym jest Solacide.

SOLACIDE - The Maze (OFFICIAL VIDEO)

Czym jest tytułowa The Finish Line? Okładka i antywojenna retoryka niektórych tekstów momentalnie kojarzy mi się z fińską Linią Mannerheima z czasów II Wojny Światowej. Pamiętam z historii, że sowieci się dosłownie odbijali od niej w trackie wojny zimowej,  więc czy to jest symbol czegoś nieprzekraczalnego? 

Kimmo: Okładka to autentyczne zdjęcie wykonane przez nieznanego protestanta, żaden photoshop czy też greenscreen nie zostały użyte przy jej tworzeniu. The Finnish Line jest punktem, jaki osiągnęliśmy. Rozwijamy się zbyt szybko. Na albumie znajdują się teksty o wolności. Wolności słowa. Wolności bycia człowiekiem. Żadna rozsądna osoba nie chce nikogo zabijać. Obaj moi dziadkowie byli bohaterami wojennymi, zniszczyli zarówno swoje zdrowie fizyczne, jak i psychiczne zabijając swoich sąsiadów. Wojna Zimowa była oparta na kłamstwie, nie było żadnego powodu do tej wojny. Ale z drugiej strony, która wojna nie była oparta na kłamstwie?

Z tekstów wyjawia się beznadziejny, pełen mroku i moralnego zepsucia nasz świat. To tylko wizje literackie, czy teksty odzwierciedlają Wasze poglądy?

Kimmo: Słowa utworów mogą wywołać negatywne wrażenia, ale są to wrażenia, które sam widziałem, kiedy pisałem teksty. Świat jest i od zawsze był w strasznym stanie. W tytułowej piosence The Finnish Line umieściliśmy cytat Johna Lennona, który powiedział: rządzą nami szaleńcy – z czym muszę się zgodzić. Kiedy już przyswoisz sobie ten negatywny fakt, możesz przynajmniej próbować go zmienić, poprzez zrobienie z niego czegoś pozytywnego. Nie staramy się głosić ludziom kazań. Słowa piosenek to po prostu moje myśli. Lubię dawać ludziom coś, nad czym mogą się zastanowić.

W Waszej muzyce słyszę wiele wpływów, nawet tych spoza gatunku black metalu. Natomiast w utworze tytułowym wyczuwam echa metalu progresywnego. Skąd czerpiecie inspiracje do tworzenia swojej muzyki? Są jakieś zespoły, z którymi możecie się w jakiś sposób identyfikować?

Kimmo: Mamy mnóstwo wpływów spoza back metalu. Czerpiemy nie tylko z takich zespołów jak Emperor, Immortal, Akercocke, ale również z Iron Maiden, Megadeth, Symphony X i Sentenced. Jeśli słuchalibyśmy tylko Darkthrone, to nietrudno zgadnąć, jakie byłoby nasze brzmienie. Kiedy spędzamy razem czas i wypijemy trochę, to możemy słuchać De Mysteriis Dom Satanas, a później Alanis Morissette Jagged Little Pill od początku do końca – oba to wspaniałe albumy.

Pierwsze, co mnie uderzyło, kiedy odsłuchiwałem The Finish Line, to potężna ilość melodii i chwytliwych momentów w Waszych kompozycjach. To był zamierzony zabieg, przykładaliście większą rolę do stworzenia melodii, czy ten efekt powstał naturalnie, w trakcie komponowania?

Kimmo: Wszystko wyszło w sposób naturalny. Piosenki rozwijały się podczas ich nagrywania, a wszystkie czyste wokale były improwizowane. Partie klawiszowe powstały w ten sam sposób, co wokale. Piosenki były pisane bez partii klawiszowych czy czystych wokali. Zawsze piszemy piosenki na bębny, kilka gitar i bas. Utwory muszą brzmieć dobrze tylko z tymi elementami, natomiast klawisze i czyste wokale są tam po to, aby wznieść atmosferę na następny poziom.

Jeździcie po świecie, promując The Finish Line, a kiedy koncerty w Polsce?

Kimmo: Tak szybko, jak tylko ktoś nas o to poprosi. Podróżowanie z zespołem do tanich raczej nie należy, tak więc myślę, że musimy nabrać trochę więcej rozgłosu, zanim do Was dotrzemy. Ale miejmy nadzieję, że stanie się to niebawem.

Gökhan: Podkreślę tylko dla uniknięcia nieporozumienia. Jeszcze nie wyruszyliśmy w trasę koncertową i nie dajemy żadnych występów. Planujemy to zrobić w najbliższej przyszłości. I tak jak powiedział Kimmo, przy odrobinie szczęścia, niebawem zagramy w Polsce.

Na koniec pytanie-żart. Czy dziwi Was to, że przeciętnemu polakowi Finlandia najczęściej kojarzy się z marką wódki?

Kimmo: Heh, aż tak bardzo nie jesteśmy zaskoczeni. Fińska wódka jest dobra, ale jest też droga, tak jak wszystko inne tutaj.

Dziękuję za rozmowę! Pozdrowienia z Polski!

Kimmo: Dzięki za wywiad! Na zdrowie!

Fot.: Via Nocturna

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *