Dziewięć lat po nominowanym do Oscara dokumencie Dzieci z Leningradzkiego, reżserka Hanna Polak dzieli się z widzem swoją kolejną pracą. Kolejną, choć rozpoczętą jeszcze przed dokumentem o sierotach tułających się po dworcu, bo okres zdjęciowy filmu Nadejdą lepsze czasy trwał 14 lat. Nasuwają się oczywiście automatyczne skojarzenia z dziełem Richarda Linklatera, który musiał objeśc się smakiem podczas ostatniej gali rozdania Oscarów, Boyhoodem. O tym, czy skojarzenia te są słuszne, a także o wartości i przekazie dokumentu Polak, o emocjach, jakie wzbudza życie Julii, której dojrzewania widz staje się świadkiem, i o wstrząsających losach ludzi, którzy swój żywot wiodą na Swałce, moskiewskim śmietnisku – porozmawiały w Wielogłosie Magdalena i Sylwia.
WRAŻENIA OGÓLNE
Sylwia: Dokument Hanny Polak to ten rodzaj filmu, o którym nie da się mówić w kategoriach “dobry” czy “zły”, a tym bardziej nie w kategoriach “fajny”, “nudny” czy nawet “ciekawy”. Dokumenty w ogóle niosą pewną trudność w ocenie, ponieważ odpada wiele czynników obecnych przy recenzji filmu fabularnego, takich jak aktorstwo, scenariusz, konkretne sceny i to, jak zaplanował je reżyser, ukazanie danej problematyki. Scenariusz do filmu Nadejdą lepsze czasy pisało życie i to ono konstruowało dialogi i poszczególne sceny. Dlatego ocena nie jest łatwa, a to, co na pewno można oddać dokumentowi Polak to fakt, że po prostu nie da się obok niego przejść obojętnie. Trzeba być człowiekiem kompletnie pozbawionym emocji i empatii, aby w żaden sposób nie poruszył nas seans tego filmu. Nie ulega również wątpliwości, że reżyserka poświęciła wiele pracy, serca i odwagi, a kilkanaście lat, w ciągu których rozgrywa się ten dokument, na pewno odcisnęło na niej swoje piętno. Nie zgodziłabym się jednak z określeniem jakoby Nadejdą lepsze czasy miało być Boyhoodem z moskiewskiego śmietniska, o czym informuje nas plakat filmowy. Te dwa tytuły różnią się od siebie ogromnie, a podstawową różnicą jest to, że jeden z nich udaje życie, a drugi po prostu je opisuje.
Magdalena: Podobieństwo z Boyhoodem dotyczy procesu, jaki przeszli twórcy filmu i bohater od pierwszej do ostatniej sceny. Oba filmy kręcone były kilkanaście lat – Richarda Linklatera 12 lat, zaś Hanny Polak 14. Zgadzam się, że amerykański dramat jest falsyfikacją, a Nadejdą lepsze czasy opisem autentycznego życia, jednak granica między dokumentem a fabułą nie jest tak jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać. Nie istnieje prawda obiektywna. Dokumentalista, jakkolwiek by się nie starał, zawsze pokazuje swoją wersję wizji rzeczywistości. Abstrahując, rzecz jasna, od tematyki i problematyki, zarówno fabuła, jak i dokument są tworami subiektywnymi, stąd pewna prawomocność w porównaniu obu filmów. To tak tylko na marginesie.
Sylwia: Wiem, ile lat powstawały oba filmy i wiem, że to właśnie w związku z tym procesem, jaki twórcy i bohaterowie przeszli (a wraz z nimi przechodzą później poniekąd widzowie) związana jest wszechobecna analogia (widziałam zresztą Boyhooda, więc nie rzucam – tak myślę – opinią stojącą w opozycji na wyrost i bez wiedzy). I właśnie mając tę świadomość, stwierdzam, że filmy te nie powinny być porównywane tak hucznie – sam fakt, że powstawały kilkanaście lat, nie czyni ich podobnymi. Jasne – i w jednym, i w drugim ważne jest dojrzewanie bohatera, ale każdy obraz, który powstawał tyle lat, zawierałby to samo, bo jest to skutkiem podjęcia pewnej decyzji, który niełatwo byłoby obejść.
Magdalena: Przy rozważaniu nad najnowszym filmem Hanny Polak, nie sposób nie wspomnieć o tym, że los marginalizowanych ludzi od wielu lat nie jest jej obojętny. Spędziła ona wiele lat w Rosji, bezpośrednio przyglądając się ogromowi polaryzacji, jaka występuje w tym kraju. Już pierwszy film, na jaki się zdecydowała – Dzieci z Leningradzkiego – był wyrazem ogromnych pokładów empatii i współczucia oraz chęci pomocy biednym dzieciom. Przy kręceniu swego najnowszego filmu, reżyserka wykazała się determinacją i odwagą godną lauru “zasłużony na rzecz pomocy wobec marginalizowanych i odrzuconych”, o ile takowy istnieje. Przyznaję, że fakt spędzenia przez reżyserkę na wysypisku śmieci, w którym śmierć/ śmieć/ człowiek/ życie to synonimy, tak długiego czasu, powoduje nieunikniony szacunek wobec niej i jej dzieła. Śmietnisko to niebezpieczne miejsce, gdzie bezwiednie giną ludzie, o których zapomniano. Hanna Polak ocala te osoby od zapomnienia, wielu z nich pomagając przetrwać, a jednej z nich – Julce – autentycznie pomaga ułożyć życie od nowa, poza granicami wysypiska.
Przy oglądaniu Nadejdą lepsze czasy może irytować jakość, z jaką zostały nagrane materiały. Podobnie było ze mną, po czym dowiedziałam się, że Polak nie miała w Swałce żadnej pomocy. Żadnego operatora, żadnego dźwiękowca, żadnego mężczyzny…Sama bezprawnie, bo wstęp na wysypisko jest zakazany, wdzierała się i nagrywała życie codzienne bezdomnych. Wstyd mi teraz za to, że narzekałam…
PROBLEMATYKA
Sylwia: Nadejdą lepsze czasy opowiada o życiu i dorastaniu Julii, a także osób żyjących blisko niej, czyli na ogromnym wysypisku śmieci leżącym jakieś 20 km od Kremla. Tu mogą nam się nasunąć skojarzenia z jeszcze innym filmem, który powstał na podstawie powieści o takim samym tytule, Śmieć. A jednak znów spotykamy się z tak wielkim zróżnicowaniem, że ja nie wezmę na barki jakiejkolwiek analogii. Julię poznajemy, kiedy dziewczyna ma jedenaście lat i będziemy jej towarzyszyć przez wiele lat, czekając razem z nią na tytułowe lepsze czasy. Bohaterka dokumentu Hanny Polak żyje razem z matką na śmietnisku i jeśli wyobrażacie sobie – albo chcecie wyobrażać – że nie wygląda to w rzeczywistości tak źle, jak brzmi… mylicie się. Prawda wygląda tak, że w “miejscu zamieszkania” Julii jest brudno i śmierdząco, latem za gorąco, a zimą zdecydowanie za zimno. Owszem, ludzie, których los sprowadził do tego nieprzyjaznego im miejsca, radzą sobie, jak mogą, ale to nie wystarcza. Codziennie kolejni mieszkańcy wysypiska umierają z głodu, z powodu różnych zakażeń, chorób, zimna… Czasami ma się nawet wrażenie, że tam, gdzie żyje Julia, można umrzeć po prostu z braku nadziei. Hanna Pola ukazuje więc skrajną biedę, rozpacz i nędzę. Pokazuje śmiech i radość dzieci, które jako maluchy, zdają się zazwyczaj nie przejmować otoczeniem i warunkami, w jakich żyją, a także strach, rozpacz, a z czasem obojętność dorosłych, którzy choć nie potrafią pogodzić się z obecnym stanem – nie widzą też szans na lepsze jutro.
Magdalena: Skoro Sylwia streściła już treść filmu, ja skupię się na tym, co mnie osobiście najbardziej ujęło i zaskoczyło. A mianowicie pozory normalności, jakie chcą zachować mieszkańcy Swałki, wbrew wszelkim przeciwnościom losu. Pośród niewyobrażalnego brudu, gnicia i rozkładu, dziewczynki dbają, jak mogą, o higienę, malują się i farbują włosy. To prosty i najbardziej widoczny element ukazujący ludzkie potrzeby, niezależne od warunków bytowych. Pod owymi pozorami normalności, kryje się jednak nieludzki wyzysk i bieda. Realia filmu polskiej reżyserki to bramy piekieł, w których istnieją ludzkie, humanitarne odruchy i w których dostrzegalna jest pomocna dłoń. W tym kontekście lepszych czasów dla bohaterów nie musimy szukać, bo stać ich niekiedy na większe pokłady empatii i współczucia aniżeli tym żyjącym w dużo porządniejszych warunkach egzystencjalnych. W jednym z wywiadów Hanna Polak powiedziała, że zmagała się z warunkami niegodnymi istoty ludzkiej, a wszystko po to, aby doświadczyć przyjaźni i udowodnić widzom siłę tkwiącą w jednostce. Z drugiej strony Swałka to państwo w państwie. Oddzielone murami terytorium z zupełnie innymi zasadami od tych, jakie obowiązują po drugiej stronie. Swałka to także metafora degrengolady ukazująca niewygodną prawdę o współczesnej Rosji. 14 lat z cyklu “pod kieratem cara Putina”. Pamiętasz Sylwia scenę, w której Julka mówi o normalności, o tym, jak chciałaby żyć poza granicami wysypiska, po czym naszym oczom ukazuje się obraz rosyjskich blokowisk sugerujący, że tam nie żyje się spokojniej? Wielce wymowny moment!
Sylwia: Pamiętam, ale tego typu momentów jest przecież więcej – chociażby skonfrontowanie puszczanych w radiu wypowiedzi Putina z brutalną rzeczywistością. Jasne, to wszystko służy jakiemuś celowi, jest momentami wręcz nachalne, ale kiedy cel jest słuszny i daleki od kłamstwa…. ta nachalność nie jest aż tak ważna.
WADY I ZALETY DOKUMENTU
Sylwia: Największymi zaletami dokumentu Nadejdą lepsze czasy są moim zdaniem: niemal całkowite zdanie się reżyserki na to, co będzie się działo w życiu Julii i jej bliskich, a więc co za tym idzie niewielka ingerencja w wygląd produkcji (co można z jednej strony uznać za wadę, stwierdzając mały wkład pracy reżyserki); a także – paradoksalnie – jej zaangażowanie w życie ludzi, których ukazuje w swoim filmie, które sprawia, że Hanna Polak nie jest dla widza jedynie bezdusznym autorem dokumentu o ludzkiej niedoli, jak to często bywa w przypadku takich produkcji, podczas których padają zdania typu: “Widziała, a nie pomogła”. Hanna Polak, jak wynika z dokumentu, pomagała, jak mogła – przemycając chorych do szpitala, robiąc zastrzyki. To wrażenie pogłębia również fakt, że niejednokrotnie bohaterowie dokumentu zwracają się wprost do reżyserki, nie ma więc szans, aby zapomnieć, że za kamerą także stoi człowiek. Nie wiem natomiast, czy czuję się na siłach, aby mówić o jakichkolwiek wadach filmu. Że Polak nie pokazała w nim nic nowego? Może i nie… Że jej dokument niczego nie zmienia? Może i nie zmienia. Że jej rola jako reżysera była okrojona do minimum? Może i była. Ale film spełnia swoje najważniejsze zadanie – skłania do myślenia i współodczuwania. Natomiast zabieg, aby dokument kręcić przez wiele lat, ukazując tym samym dorastanie Julii, przemiany w jej życiu i środowisku sprawia, że widz jeszcze mocniej odczuwa tę biedę i nędzę, bo widzi, że to nie jest stan chwilowy, że ludzie żyją tak kilka, kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt lat, jeśli udaje im się przeżyć. Stajemy się mimowolnie świadkami kolejnych lat życia Julii, wsiąkamy w jej świat, kibicujemy jej i życzymy jak najlepiej. Dokumentowi bardzo dobrze zrobiły sceny, które pokazują z pozoru normalne, zwykłe czynności, jakie wykonują codziennie ludzie – mycie włosów, malowanie paznokci, farbowanie włosów, granie w karty, tuszowanie rzęs – bo w miejscu, gdzie żyją bohaterowie graniczą one czasami niemalże z cudem, sprawiając, że dopiero na ich przykładzie dociera do nas powaga sytuacji.
Magdalena: Nadejdą lepsze czasy to półtoragodzinna podróż przez świat, w którym bohaterowie grzęzną i koczują całe swoje życie. Obdarty sposób narracji Hanny Polak ukazuje nagą prawdę o tym miejscu, a przez to także prawdę o życiu w Rosji. Reżyserka każdego dnia pomagała, bądź starała się pomóc tym ludziom przetrwać – dostarczała im leki, próbowała przewozić do szpitali. Robiła wszystko, co była w stanie, choć napotykała na nieustanne bariery. Pamiętajmy, że jej życie również było zagrożone, a jednak narażała je jak nikt inny. Dowiedziałam się, że np. pewnej zimy zawiozła wielu bezdomnych do szpitala, uprzednio znajdując miejsce, gdzie mogli się umyć. Jednak pomoc ze strony medyków nie nadeszła. Ludzie na skraju życia i śmierci nie otrzymali ze strony państwa pomocy i wrócili tam, gdzie było ich miejsce. Bo jak sami o sobie mówili – należą do wykluczonych ze społeczeństwa. Poza tą deklaracją i konsekwencjami, jakie przyjmują ci ludzie, ubodła mnie i wstrząsnęła świadomość nieuchronności śmierci, jaką noszą w sobie bohaterowie Swałki. Niczym buddyści przyjmują za swą karmę niedolę i fakt, że śmierć czeka za rogiem.
ASPEKTY TECHNICZNE
Sylwia: Niełatwo w przypadku tego dokumentu cokolwiek powiedzieć o aspektach technicznych bo te, są niemal całkowicie przesłonięte życiem, tym, co się po prostu wydarza, zwyczajnie dzieje. Samo nagrywanie filmu tyle lat sprawiło, że widz ma możliwość uświadomienia sobie, jak wiek człowieka wpływa na odbiór pewnych sytuacji. Młodziutka, jedenastoletnia Julia zdaje się nie końca przejmować życiem na śmietnisku – często się śmieje, jest radosna, bawi się z rówieśnikami. Później, kiedy dziewczyna ma lat 14, 15, 16 i więcej, coraz mniej się uśmiecha, a coraz częściej myśli o przyszłości – patrzy w nią z lękiem i żalem; długo nie widzi przed sobą lepszej przyszłości. Kiedy zachodzi w ciążę, jest głównie otępiała, małomówna. Dopiero z czasem, kiedy sama sobie daje obietnicę wyrwania się z wysypiska, i kiedy w końcu jej się to udaje, na jej twarz powraca uśmiech. Ten zabieg uważam więc za niezwykle udany dla dokumentu. Ważnym elementem były tez początkowe ujęcia kamery, która często ukazywała jedynie ubłocone buty mieszkańców śmietniska lub fragmenty postaci jakby nieprzemyślane, urwane – służyło to temu, aby uświadomić widzom, że (choć na to nie wyglądało) wysypisko było miejscem strzeżonym, w którym przebywanie było w gruncie rzeczy zakazane. Takie operowanie kamerą dobrze to podkreśliło.
Magdalena: Hanna Polak wykonała wspaniała pracę nie tylko w trakcie kręceniea ale także w trakcie obrabiania i wybierania materiałów do ostatecznej wersji filmu. Pamiętać należy, że to kilkanaście lat pracy, zatem wysiłek nie mniejszy. Film jest poszatkowany, podarty i połamany, lecz odzwierciedla tym samym jakość życia na śmietnisku.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Magdalena: Nadejdą lepsze czasy należą do takiej kategorii filmów, które ogląda się ze zniechęceniem, wbrew sobie. Dotyczą problematyki zamiatanej pod dywan i pod świadomość. Człowiekowi łatwiej wypierać i nie przyjmować do wiadomości, że życie może potraktować człowieka gorzej niż pchłę. Tak też porównują swój marny los mieszkańcy Swałki. Jednak konsekwencją obejrzenia tego obrazu jest namysł nad tym, w jaki sposób ja postrzegam bezdomnych i bezdomność. Zmiażdżył mnie fakt, że nie nie potrafię, nie staram się nawet zrozumieć tych ludzi, wczuć się w ich rolę. Dokument Polak właśnie do tego mnie zmusił, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Raduję się także tym, że choć większość z osób ukazanych w filmie już teraz nie żyje, dla jednej z nich nadeszły lepsze czasy. Jest iskierka nadziei, a to o nią przecież w życiu chodzi.
Sylwia: Dokument Hanny Polak jest dla widza bolesny i wstrząsający. Dobrze określiłaś – ogląda się go ze zniechęceniem, ale nie tym tożsamym ze zniechęceniem, które towarzyszy nam podczas seasnu nudnego kryminału czy nieśmiesznej komedii. To zniechęcenie wynika z tego, że czasami o ludzkich tragediach wolelibyśmy nie wiedzieć, a już na pewno niedowiadywać się w tak prosty z pozoru sposób. Bo ta wiedza w połączeniu ze świadomością, że nie jesteśmy w stanie im pomóc ani tego zmienić, sprawia, że po filmie Nadejdą lepsze czasy możemy być zdruzgotani i przygnębieni; skołowani, kiedy rozejrzymy się po swoim domu – może nie idealnym, może niewykończonym, może trochę brudnym czy starym… ale z dachem nad głową, kuchnią, łazienką – i porównamy nasze warunki bytowe do warunków, w jakich żyją mieszkańcy Swałki. Nadejdą lepsze czasy to dokument wymowny i silnie działający na widza, rodzi w nim świadomość, a także wdzięczność za swój własny, w porówaniu niemal eksluzywny, luksusowy żywot.
Ocena Magdy: 7/10
Fot.: Against Gravity