starnawski

Duchy Związku Radzieckiego – Karol Starnawski – „Cienie imperium” [recenzja]

Cienie imperium to kolejny film dokumentalny, który tego lata trafia na ekrany polskich kin, wziąwszy pod uwagę wcześniejsze premiery takich tytułów jak Świadkowie PutinaDiego. Przed nami jeszcze seanse PavarottiegoMaiden. W tym jednak konkretnym przypadku mamy do czynienia ze swoistym dystrybucyjnym eksperymentem. Nie dość że środek wakacji nie powinien raczej skłaniać masowych widzów do tego typu wyborów repertuarowych, które są raczej przedmiotem decyzji uczestnika festiwali filmowych, to jeszcze ten pełnometrażowy polski film dokumentalny wprowadza na rynek Fundacja Działań Artystycznych i Filmowych „Ruchome obrazy” – organizator corocznej imprezy Wiosna filmów. Dla tego podmiotu jest to debiut w nowej roli. Głos Kultury natomiast objął Cienie imperium swoim patronatem medialnym.

Debiutantem w obszarze pełnowymiarowego formatu jest także reżyser, Karol Starnawski, który do tej pory realizował jedynie krótkometrażowe etiudy. Trzeba przyznać, że jego najnowszy obraz jest debiutem ze wszech miar dojrzałym. Miałem pewne obawy, że będzie to kolejna geopolityczna rozprawka, względnie zaś produkt na miarę formuły telewizyjnego reportażu, gdy tymczasem otrzymałem pełnowartościowy, znakomicie zrealizowany pod względem technicznym, poruszający obraz o tym, jak nieistniejący już Związek Radziecki wciąż odciska swoje piętno na losach zwykłych ludzi. Film jest luźno inspirowany reporterską książką Tomasza Grzywaczewskiego pod tytułem Granice marzeń, który wraz z Dawidem Wildsteinem jest zresztą scenarzystą dokumentu. Publikacja obejmuje szerszy materiał i odnosi się do zjawiska państw nieuznawanych, znajdujących się na obszarze postsowieckim.

W polskiej dokumentalistyce tenże temat był podejmowany choćby w świetnym Efekcie domina Elewiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego, natomiast najnowsza produkcja, która jest przedmiotem niniejszej recenzji, pokazuje, że zagadnienie to nie jest wyeksploatowane. Pierwotnie koncept filmu obejmował także wątek odnoszący się do Naddniestrza, tj. samozwańczego parapaństwa obejmującego część terytorium Mołdawii. Zdjęcia w tym obszarze nie doszły jednak do skutku ze względu na anulowanie stosownego zezwolenia. Ostatecznie finalna, trzyaktowa struktura filmu zdaje się być paradoksalnie korzystniejsza dla obrazu, który przez to zyskał precyzyjną konstrukcję. Każda z trzech części odnosi się do konkretnego męskiego bohatera, zaś kolejne odsłony uszeregowane zostały według kryterium wieku protagonisty – od najmłodszego do najstarszego. Opowieści o Aleksieju, Timurze i Aleksandrze nie są naukowymi politologicznymi dysertacjami odnośnie do funkcjonowania takich organizmów politycznych, ale intymną perspektywą na temat tego, jak polityka współczesnej Rosji powstałej na gruzach Związku Radzieckiego determinuje często wręcz absurdalnie dramatyczne losy wskazanych przez twórców intrygujących postaci, które w ujęciu Starnawskiego nie stają się plakatowymi ilustracjami jakichkolwiek apriorycznie przyjętych tez. Zresztą ów film dotyka zagadnienia nieuznawanych państw jedynie akcesoryjnie. W przypadku epizodu Timura – Tadżyka, który zakochał się w krymskiej Tatarce, a jako funkcjonariusz ukraińskiej marynarki musiał uciekać z Krymu, by następnie jako ochotnik walczyć w konflikcie na wschodniej Ukrainie – zjawisko to w ogóle nie istnieje.

Natomiast byty przedstawione w dwóch pozostałych częściach, a zatem Górski Karabach oraz Abchazja, stają się w tym ujęciu wyłącznie narzędziem geopolitycznych rozgrywek Kremla. Mieszkający tam ludzie są wobec tego zakładnikami imperialnej polityki Rosji, co chyba najpełniej widać na przykładzie najstarszego bohatera, Aleksandra, który jest z pochodzenia Litwinem, byłym funkcjonariuszem sowieckich i później gruzińskich służb specjalnych. Ze względu na fakt, że walczył w konflikcie gruzińsko-abchaskim po stronie Gruzji, nie ma on możliwości wjazdu na terytorium Federacji Rosyjskiej. W filmie obserwujemy kulisy jego przejmującego spotkania z niewidzianą przez 35 lat siostrą, która do tej pory była przekonana o tym, że jej brat nie żyje. Cienie imperium, Debiutancki dokument Karola Starnawskiego, sprawnie zrealizowany, brawurowo sfotografowany, przedstawiający losy niezwykle ciekawych postaci, staje się antywojennym cichym manifestem wolnym od dosłownej krzykliwości.

Fot.: Fundacja Działań Artystycznych i Filmowych „Ruchome obrazy”

starnawski

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *