Cyberpunkowy przedsmak – Joffrey Ricome, Corentin Lamy – „Za garść neodolarów”[recenzja]

Kiedy zobaczyłam nowe pozycje z serii Escape Quest, moją uwagę od razu przyciągnęła książka  Za garść neodolarów i jej mroczno-neonowa okładka bijąca cyberpunkowym klimatem niczym zawodowy bokser. Po zabawie z Poszukiwaczami zaginionego skarbu przyszedł czas na deser w postaci niemal cyberpunkowej rzeczywistości, którą z pewnością docenią gracze wyczekujący zza horyzontu Cyberpunk 2077, jednak nim doczekamy się upragnionej pozycji na rynku gier wideo, mamy możliwość zatopienia się w świecie wyrwanym matrixowskiego filmu science fiction i pobawić się w hackerów próbujących obalić totalitaryzm Megakorporacji. Za garść neodolarów, ma nie tylko piękne ilustracje, ale da też porządny wycisk naszej głowie, może nie tak intensywny jak szkolna lekcja matematyki, lecz w wielu momentach wystawi na próbę naszą kreatywność i logiczne myślenie. Czyż nie tych umiejętności potrzebują dobrzy hakerzy? Więc jak? Przyjmujesz wyzwanie?

Zabawa zaczyna się w murach naszego pokoju w towarzystwie komputera i pierwszego zademonstrowania naszych umiejętności hackerskich. Nic wielkiego, tylko „próba” dorwania darmowej klawiatury od Uematsu. No dobrze, może nie „aż tak darmowej”, gdyż na profesjonalny sprzęt trzeba przeznaczyć tę tytułową garstkę neodolorawów, a kryzys ekonomiczny spowodowany atakiem nuklearnym z 2047, sprawił, że większość mieszkańców eks-Los Angeles pogrążyła się w monstrualnej biedzie, wliczając w to nas. Teraz mija piętnaście lat od tego tragicznego wydarzenia, LA przeobraziło się w Neo Los Angeles, a miastem rządzą międzynarodowe korporacje, które uparcie dążą do zwiększenia swoich zysków, nawet kosztem mieszkańców Kalifornii. Całe miasto pogrążyło się w ciemności, gdyż z powodu ogromnego zanieczyszczenia promienie słoneczne nie docierają do ziemi, a jedynym źródłem światła stały się wszechobecne neony. Z tego powodu, ludzie zaczynają szukać uciechy w wirtualnej rzeczywistości, aby choć przez chwilę zapomnieć o tej niemal postapokaliptycznej rzeczywistości, jednak, aby móc w pełni korzystać ze swobody, jaką daje „nowa wersja VR”, obywatele udostępniają swoje mózgi, tworząc razem najpotężniejszą sieć na świecie: Soulcast. Nie wydaje się to szczególnie atrakcyjna oferta pracy, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ktoś może grzebać w naszej głowie, jednak w obliczu post-nuklearnego kryzysu nie ma zbyt wielu możliwości, aby zapewnić sobie w miarę godne życie. Dlatego my, hakerzy samoucy, musimy sobie jakoś radzić. Hakuj, łam kody i nie wychylaj się… do momentu, gdy na ekranie naszego komputera pojawia się wiadomość: „Dołącz do nas”. Auć, chyba nie byliśmy tak bardzo dyskretni.

Za garść neodolarów, za sprawą fenomenalnych ilustracji, wprowadzi nas w ten brudny (ale wciąż pięknie „oświetlony”) świat Los Angeles z 2062 roku, gdzie technologia nie tyle co ułatwia mieszkańcom codzienne obowiązki, lecz również przeobraziła się w nieodłączny element ludzkiego życia do tego stopnia, że każdy człowiek powoli zmienia się w małą „robotyczną” jednostkę. Od ataku momentu ataku nuklearnego wszystko zostało zautomatyzowane: ludzie stopniowo są zastępowani przez maszyny, jednocześnie sami będąc zmechanizowani – implanty mózgowe? Bez problemu! Mechaniczne ramiona? No jasne! Robo-oczy? Czemu nie! Jednak wszelkiego rodzaju „dodatki” mają swoją cenę, a jeśli nie pracujesz dla jednej z Megakorporacji, twoja sytuacja finansowa do idealnych nie należy. W takiej sytuacji znajduje się główny bohater tej książko-gry, czyli oczywiście my! Nasza spracowana matka każdego dnia musi udostępniać swój mózg, aby takie gagatki jak my mogły w ogóle skorzystać z nowej sieci, jednak kobieta nie byłaby z nas dumna, gdyby dowiedziała się o naszych licznych internetowych włamaniach. Ale cóż, musimy sobie jakoś radzić, a wizja wzbogacenia Soulcastu o kolejny młodzieńczy umysł równałaby się niemal z dobrowolnym poddaniem się egzekucji. Jedyne co nam pozostało to zabawa w młodego hackera, i chociaż z początku nasze przewinienia mogą wydawać się błahe, to w końcu stały się naszą przepustką do wielkiej cybernetycznej przygody.

Za garść neodolarów

Już kilka razy wspomniałam o tych wspaniałych ilustracjach. Tutaj na wielkie uznanie zasługuje Laurent Miny, która idealnie oddała cybernetyczny i mroczno-świetlany klimat Neo LA, przez co każda kartka wydaje się emanować neonami spod grubej warstwy smogu i pyłu. Strony zostały utrzymane w dość przygaszonej kolorystyce, dominuje tu czerń, granat i ciemny fiolet, lecz od czasu do czasu autorzy poczęstują nas jaskrawą kolorystyką, gdy wyjdziemy z podziemia do metropolii pełnej „agresywnego” oświetlenia. Jednak to, co najbardziej zatrzymuje każdego czytelnika, to szereg zadań i zagadek, które pobudzą do pracy nasze szare komórki, a naprawdę, będą miały nad czym się zastanawiać.

Zadania zostały przemyślane w każdym stopniu i z pewnością pomogą wcielić się w rolę młodocianego kryminalisty-informatyka. W odróżnieniu od Poszukiwaczy zaginionego skarbu nie mamy już do czynienia z aktywnym szukaniem i odkrywaniem, w zamian za to musimy wykazać się zdolnością logicznego myślenia, kombinowaniem, naginaniem zasad, eksperymentowaniem, a nasze zaufanie do osób, które spotkamy naszej drodze (jak i do samej książki) zostanie umiejętnie przetestowane. Spotkamy się ze wszystkimi wyzwaniami, z jakimi mógłby się zmierzyć prawdziwy informatyk à la młodociany przestępca, co w połączeniu z wizją nieuniknionej wojny, jak próby zachowania bijącego serca i pracujących płuc doda nieco pikanterii do tej cyberpunkowej rzeczywistości. Książka z pewnością stanie się dobrym sprawdzianem naszych umiejętności, gdyż niektóre „zlecenia” sprawią, że nasza głowa będzie pracować na wysokich obrotach, a podane przez autorów wskazówki nie ułatwią nam życia, ponieważ, jak większość informacji zawartych w książce są one… napisane kodem. Nie łatwa ta praca hackera!

Za garść neodolarów najlepiej czytać (czy lepiej przeżywać) w środku nocy w towarzystwie światła niebieskiego bijącego z ekranu naszego laptopa i małej lampki biurkowej, ale najlepiej kolorowego neonu, aby jeszcze bardziej zaczerpnąć tego posępnego, ale jednocześnie wyraźnego klimatu Neo Los Angeles, miasta brudu, korupcji, wysoko rozwiniętej technologii i wszechobecnych neonów. Miejsce, w którym wirtualna rzeczywistość nie jest jedynie drogą rozrywką, ale i ucieczką od biedy spowodowanej tragedią sprzed piętnastu lat. Nasza zabawa zaczyna się niewinnie, lecz stopniowo nabiera tempa, aby później zrzucić na nasze młodzieńcze barki obowiązek, od którego będzie zależeć przyszłość cyberprzestrzeni. Więc jak? Odpalasz komputer?

Fot.: Wydawnictwo Egmont 

Write a Review

Opublikowane przez

Natalia Trzeja

Piszę, więc jestem. I straszę w horrorach. Bu.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *