Książki paragrafowe. Że co? Czy to kolejne specjalistyczne tomiszcza zamęczające studentów prawa? Albo ładniejsze określenie kodeksu karnego? Nazwa, choć sama w sobie nie wydaje się być zachęcająca, ba, wręcz wywołuje negatywne skojarzenia, to jednak książki paragrafowe same w sobie nie będą pluły w nas jadem w postaci prawniczych artykułów. Paragrafki, tak zdrobniale przeze mnie nazwane, wprowadzają powiew świeżości w świat literatury, mieszając go razem z dobrą rozrywką i treningiem dla umysłu. Bo tak właśnie można określić ten specyficzny rodzaj „uciechy” zawartej w kolejnych litrach farby drukarskiej przelanej na prawie sto stron Poszukiwacze zaginionego skarbu. Znudził się już Wam Indiana Jones? Nie dziwię się, bo sama od lat czekam, aż zabierze mnie na jedną ze swoich szalonych wypraw, ale z jakiegoś powodu mój telewizor nie obsługiwał funkcji załamywania czasu i przestrzeni, dlatego musiałam znaleźć alternatywne wyjście z tej sytuacji. Wydawnictwo Egmont kupiło mi bilet w stronę zwariowanej przygody, a jako kulturalny oszołom (oszołomczyni?) bezdyskusyjnie z niego skorzystałam. Kto ma teraz lepiej, panie Jones?
Zanim zacznę co, jak i z czym się je, przytoczę rys fabularno-historyczny, do którego zanurkujemy, skacząc na główkę. A więc, uwaga dzieci, czas na bajkę! Niedawno zmarła najwybitniejsza poszukiwaczka skarbów, Sarah Edson-Taylor, mistrzyni w swoim (poniekąd złodziejskim) fachu i niezrównana odkrywczyni, co, wbrew pozorom, w niektórych kręgach przyjęto z niemałym entuzjazmem. Jednak kobieta, nawet po swoim zniknięciu, postanowiła wprowadzić nieco chaosu i zamętu. Sarah pozostawiła po sobie pamiętnik, pełen tajemnic, enigmatycznych wskazówek i kluczy, które mają doprowadzić czytelnika do ukrytego skarbu. Tutaj pojawiasz się Ty, młody podróżniku! Właśnie zostałeś wybrany/a, aby wyruszyć w podróż dookoła świata, aby zdobyć wszystkie artefakty, nim zrobią to osoby niekoniecznie kompetentne. Chociaż pamiętaj, młody adepcie, że wyprawa ta będzie trudna, a sam pamiętnik Sary wcale nie ułatwi Ci zadania. W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda, dosłownie i w przenośni.
Tym legendarnym dziennikiem jest właśnie książka Poszukiwacze zaginionego skarbu, a zadaniem czytelnika jest rozwiązywanie zawartych w nim zagadek, aby móc „wyruszyć” na kolejne strony i zdobywać cenne artefakty. W przeciwieństwie do tradycyjnej literatury, książki-gry nie czyta się od A do Z, a skacze się jak przysłowiowy motyl z kwiatka na kwiatek; zaczynasz czytanie od strony numer pięć, aby za momencik wylądować na stronie dziewięćdziesiąt dwa, następnie szesnaście, czterdzieści trzy, osiem, stronie tytułowej i tylnej okładce. I właśnie to najbardziej oddaje charakter tej książki: lektura dosłownie staje się grą, zadaniem, ale co najważniejsze, wyzwaniem. Nigdy nie wiesz, czy zbliżasz się już do końca, czy to dopiero początek całej zabawy, bo jak już wspomniałam, czyta się w ją dość nietypowy sposób. Chociaż „czytanie” nie oddaje w pełni tego, co czytelnik dosłownie musi zrobią z tą paragrafką. Każda strona zawiera, krótką notatkę od samej Sarah, zarys fabularny, aby było wiadomo „co i jak” i masę tajemnic, zagadek i zadań, które literacki wędrowiec musi wykonać, aby dalej ruszyć na podbój świata, bo niestety, młody adepcie, jeśli nie rozszyfrujesz skomplikowanego umysłu tej wyjątkowej podróżniczki, nie będziesz nawet wiedział, na którą stronę powinieneś się następnie udać.
Pff, łamigłówki, co w tym może być tak skomplikowanego? Sama muszę się przyznać, że kilka z nich (no dobra, więcej niż „kilka”) dosłownie „łamały mi głowę”, jednak było to spowodowane zbyt „ograniczonym” podejściem do przedstawionych wyzwań. Wbrew pozorom nie wystarczyło tylko coś znaleźć, policzyć, zaśpiewać, ale spora ilość testów wymagała bardzo niekonwencjonalnego podejścia. Mogę stwierdzić, że Grupa Kaedama bardzo się postarała, kreując ciekawe i znęcające-się-nad-mózgiem-biednego-studenta wyzwania. Ale posłuchaj mnie, młody poszukiwaczu, gdyż właśnie w ten sposób odwiedziłam Indie, Brazylię, Meksyk, Argentynę, Japonię, Rosję, zahaczając jeszcze o Afrykę, jednocześnie leżąc na kanapie w piżamie, owinięta w koc i z kubkiem ciepłej herbaty z miodem. Książka z serii Escape Quest skradła moje malutkie serduszko również za sprawą oprawy graficznej, a akwarelowe ilustracje w wykonaniu Christophe Swala dodają smaczku tego grywalnego obiadu. Całość jest utrzymana w stylistyce starego dziennika, włączając w to wszystko brudne i pożółkłe stronice, zakurzoną mapę, postrzępione kartki papieru wklejone prowizorycznie taśmą klejącą.
Poszukiwacze zaginionego skarbu to idealna rozrywka, zabawa, łamigłówka albo wyzwanie, które wypełnią nam parę godzin, przy czym nie zanudzi nas monotonnością czy prostotą zadań, które rozwiązałby typowy Kowalski. Niektóre strony wymagały od swojego czytelnika dość nietypowego rozumowania, ale to tylko sprawiło, że jeszcze bardziej polubiłam tę paragrafkę, gdyż faktycznie poczułam się jak początkujący odkrywca, który musi ocalić resztki światowego dziedzictwa ludzkości (niech żyje wyobraźnia!). Zwłaszcza teraz, gdy na podróżowanie nałożono szereg niewygodnych ograniczeń, seria Escape Quest skutecznie odciągnie nasze myśli od codzienności, która niekoniecznie nas teraz rozpieszcza. I to jest właśnie ten najmocniejszy punkt książek paragrafowych: angażuje nas mocniej, bardziej, intensywniej niż niejedna z ukochanych lektury, gdyż tutaj stajesz się aktywnym uczestnikiem tej historii, a nie tylko randomowym obserwatorem.
Poszukiwacze naprawdę się poświęcili, aby wzbogacić nasze literackie zbiory. Strony będą rysowane, zginane, porywane, prześwietlane, dziurawione, brudzone i dosłownie torturowane, czasami celowo, a kiedy indziej jako rezultat bezsilności wobec strony numer dziesięć. Historia, w której stajesz się aktywnym uczestnikiem i bohaterem, zostaniesz rzucony w głąb gęstej dżungli, indyjskiej świątyni, mroźnej Rosji i jeszcze gorętszego Meksyku. Więc słuchaj ponownie, młody adepcie, pakuj plecak, rozgrzej swój umysł, ubierz wygodne buty i ruszaj na podbój świata. Indiana Jones już dawno przeszedł na emeryturę, teraz czas na Ciebie! Dla poszukiwaczy przygód i miłośników rozwiązywania problemów (czy na sali są jacyś programiści?!) będzie to przepis na idealny wieczór. Smacznego!
Fot.: Wydawnictwo Egmont
Przeczytaj także:
Recenzja Hitman
Recenzja Dorwać Ramireza