Mimo że już od dłuższego czasu mam przyjemność recenzować różnorakie nowości na literackim rynku wydawniczym, to muszę przyznać, że dawno nie czytałem tak wyjątkowej powieści, jak Diabeł Urubu. Do tej pory zapoznawałem się z dokonaniami uznanych na całym świecie pisarzy, zdolnych niszowych twórców, a także po prostu sprawnych rzemieślników, ale debiut Marlona Jamesa naprawdę mocno mnie zaskoczył. Barwna historia pojedynku dwóch duchownych – przywódcy lokalnej społeczności Hectora Bligha i tajemniczego, skrywającego mroczną tajemnicę przybysza Apostoła Yorka, po prostu mnie zahipnotyzowała. Aż trudno mi było uwierzyć, że czytam pozycję napisaną przez kogoś, kto stawia dopiero pierwsze kroki w świecie profesjonalnej prozy.
Obecnie patrząc na CV jamajskiego literata, można rzeczywiście zzielenieć z zazdrości: cztery docenione punkty bibliografii, sława młodego, gniewnego literata i nagroda Bookera, którą zdobył jako pierwszy w historii reprezentant swojej ojczyzny. Wydawany w lutym, a omawiany przeze mnie dzisiaj tytuł jest więc swoistą retrospekcją. My, czytelnicy z kraju nad Wisłą, mamy szansę zapoznać się z prologiem artystycznej drogi twórcy znanego m.in. z Księgi nocnych kobiet. Już po kilku pierwszych rozdziałach okazuje się, że odbiorcę czeka prawdziwy nokaut.
Przede wszystkim Diabeł Urubu w niesamowicie zręczny sposób zestawia podniosłe, biblijne analogie z nieco bardziej trywialną codziennością. Symbolizująca batalię dobra ze złem walka dwójki duchownych nie tylko poraża widowiskowością rodem z baśni fantasy, ale też stanowi znakomite tło do socjologicznych rozważań. James wykorzystuje wspomniany motyw, by sportretować lokalną społeczność, targaną szeregiem problemów – zaczynając od niekorzystnej ekonomicznej sytuacji, a kończąc właśnie na kryzysie wiary. W tej historii metafizyka miesza się z surowymi realiami, kreując zapierający dech w piersiach mroczny kolaż o temperaturze wrzącej lawy.
Uwagę zwraca również komiksowe przerysowanie postaci. Zasiedlający ten wyjątkowy świat protagoniści posiadają narysowane grubą kreską cechy, wpływające na zachowania całkowicie oderwane od znanej nam rzeczywistości. Galeria groteskowych osobowości aktywnie polemizuje z chrześcijańskimi archetypami równie zabawnie jak Garth Ennis w Kaznodziei i tak samo okrutnie jak Cormac McCarthy w Krwawym południku. Ponadto, do tych dwóch tropów należy dodać jeszcze trzeci, a mianowicie filozofię kina klasy “B”. Niezwykle plastycznie opisani outsiderzy egzystują w tym ekscentrycznym uniwersum niczym tajemniczy mściciele ze spaghetti westernów, zmierzający ku znanemu tylko im celowi.
Inną zaletą debiutu Marlona Jamesa jest intensywne, niemalże punk-rockowe tempo narracji. Domyślam się, że mieszkańcy Jamajki raczej preferują reggae, ale ich najbardziej znany pisarz chyba jednak jest zakochany w nieco bardziej agresywnych brzmieniach. Założę się, że podczas tworzenia tych wszystkich ekscytujących scen, autor słuchał dyskografii Bad Brains. Niemalże każdy akapit atakuje zmieniającymi się jak w kalejdoskopie emocjami, spuszczając czytelnikowi łomot porównywalny z lewym sierpowym Muhammada Ali.
Jednak o ile sam sposób prowadzenia intrygi przypomina szybką, gitarową melodykę, o tyle dialogi przywodzą na myśl wręcz hip-hopowy język. Nasączone uliczną gwarą i obrazowymi wulgaryzmami rozmowy postaci, interesująco kontrastują z wyrafinowanym, niemal filozoficznym kontekstem fabuły. Obserwowanie ostrej szermierki słownej wywołuje podobne reakcje jak seans naprawdę dobrego filmu dokumentalnego. Aż trudno uwierzyć, że osadzając akcję w krajobrazie napędzanym siłą czarnej magii, da się naszkicować tak naturalistyczne rysy psychologiczne.
Diabeł Urubu to dzieło o potencjale dynamitu, napędzane różnokolorowym koktajlem motywów tworzących jedną z najciekawszych literackich pozycji ostatnich lat. Siła tej powieści tkwi w odwadze autora, który nie ma najmniejszych oporów przed czerpaniem z wielu źródeł, nawet tych uznawanych za mniej “szlachetne”. Wybuchowa mieszanka spirytualizmu z krzykliwymi estetykami popkultury konstruuje unikalną wizję, wrzynającą się w najgłębsze zakamarki podświadomości.
Fot:. Wydawnictwo Literackie