vexatus

Drugie życie – Vexatus – „Atom Pompeii” [recenzja]

Wydane w roku 2013 dzieło death metalowców z Vexatus, Atom Pompeii, nie miało szczęścia. W związku z nieciekawymi historiami związanymi z wydawcą, album ten po prostu przepadł na krajowym rynku ekstremalnej muzyki, na którym działo się i dzieje się tyle, że łatwo przeoczyć premierę niepopartą odpowiednią akcją marketingową. Na szczęście w tym roku Arachnophobia Records wydała reedycję krążka w nowej szacie graficznej i maniacy dobrego, tchnącego szwedzką szkołą death metalu, mogą niszczyć swoje uszy tym materiałem.

Ostatnio trafiają mi się recenzje zespołów pochodzących z miast kojarzących się Polakom jednoznacznie z kultem wiary w katolickiego boga. Kilka tygodni temu recenzowałem nowe dzieło panów z Infernal War, którzy urzędują w Częstochowie, a teraz przyszedł czas na Vexatus pochodzący oczywiście z Torunia. Jakby większe niż zwykle skupisko wyznawców Jezusa Chrystusa w danym mieście automatycznie powodowało, że kilku chłopaków musi koniecznie złapać za instrumenty, aby siać zgrozę i muzyczny terror. Swoją drogą, to ciekawa podstawa do poważnych, socjologicznych badań. Ktoś chętny?

Kończąc ten przydługi wstęp, trzeba napisać parę słów o samym zespole, bowiem Vexatus już ładnych kilka lat urzęduje na polskiej scenie ekstremalnego grania. A wszystko to zaczęło się w 2007 roku, aby raptem trzy lata później popisać się debiutem zatytułowanym Tortura. Kolejne trzy lata zajęło zespołowi przygotowanie LP – Atom Pompei, o którym już wspomniałem na samym początku. Szkoda jedynie, że przy reedycji nie zachowano oryginalnej szaty graficznej.

Vexatus serwuje szybki, konkretny, momentami urozmaicony death metal, jedynie zainspirowany Szwecją. Faktycznie bowiem czuć w tej muzyce wpływy Skandynawów z Entombed, jednak Vexatus wyraźnie stara się zbudować indywidualny styl, poparty własną tożsamością. Przede wszystkim dużo tutaj old schoolowego, huraganowego grania, jak w Slaves of Korea, który może zaczyna się walcowato, potężnie, jednak z czasem przyspiesza, praktycznie nie zwalniając do końca. Dodając do tego, że panowie lubują się tekstach opisujących najmroczniejsze aspekty ludzkiej działalności i duszy, powoduje to, że nad wszystkim unosi się smolista, duszna, post-apokaliptyczna atmosfera podkreślająca brzmienie albumu.

Takich konkretnych strzałów, jak otwieracz, jest jeszcze kilka. Chociażby tytułowy Atom Pompeii mający spore walory melodyczne, bowiem riffy zdobiące ten utwór, momentami są po prostu chwytliwe. I chyba te galopujące momenty, najbardziej zbliżają Vexatus do szwedzkiej szkoły. Apogeum szaleństwa i szybkiego grania usłyszymy w Dogmie, gdzie niepodzielnie rządzi bulgoczący, łapiący za przegub bas.

https://youtu.be/36VDO9HPGsE

Na Atom Pompeii ponadto usłyszeć można rozbudowane, skomplikowane kompozycje, jak Tenebrae, w którym obok death metalowej jatki, słyszymy sporo technicznego grania skumulowanego w interesujących solówkach gitary. Vexatus także kombinuje z tempem, raz szybko, z niemiłosiernie okładaną podwójną stopą, aby potem przejść w średnie metrum, z bujającym riffem, aby w końcu wyciszyć się i do czystych akordów gitar zaprezentować krótką melorecytację, która poprzedza wolny, z ciężkimi jak diabli riffami, fragment z pełnym bólu i cierpienia głosem wokalisty Mike’a, któremu towarzyszy krótkie aczkolwiek treściwe, klasyczne w formie, solo gitary. Umiejętnie wyważone proporcje składają się na zdecydowanie najbardziej wyróżniającą się kompozycję na płycie. Tutaj Vexatus na krótko dotyka muzycznego absolutu.

Pozostałe kompozycje nie robią już takiego wrażenia jak Tenebrae. Warto wyróżnić utwór Lebensborn zwracający na siebie uwagę korelacją tekstu (tytuł mówi wszystko) i doskonale oddającą grozę tematu muzyką i śpiewem Mike’a, który swoją drogą niewątpliwie wyróżnia się swoją manierą na polskiej scenie wśród death metalowców. Jego growl jest mocny, wyraźny, wcale przez to nie pozbawiony mocy. Interesująco zaczyna się ponadto The Archangel’s Slaughterhouse z początkowym, smolistym riffem. Niestety, im dalej w las, tym kawałek robi się bardziej nudnawy, kawałek gdzieś po drodze gubi esencję i się po prostu rozjeżdża. Szkoda, bo był potencjał.

W ostatecznym rozrachunku panowie z Vexatus wysmażyli interesującą i niebanalną płytę, będącą kawałkiem solidnego, momentami porywającego death metalowego wyziewu i bardzo dobrze się stało, że ten materiał zyskał drugie życie, bo po prostu na to zasługiwał.

Fot.: Arachnophobia Records.

vexatus

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *