Mówi się, że życie pisze najlepsze scenariusze. Albo daje materiał na literaturę faktu, jak w przypadku historii spisanej przez Aleksandrę Suławę. W jej debiutanckim reportażu Przy rodzicach nie parlowaćpadają trudne pytania: gdzie jest nasza ojczyzna? Tam, gdzie przyszliśmy na świat, czy tam, gdzie mieszkamy? Czym jest patriotyzm i czy może obejść się bez ofiar? Z czego budujemy naszą tożsamość? Jak rozliczamy się ze skomplikowaną historią? Aleksandra Suława w swoim tekście poszukuje odpowiedzi na te oraz inne pytania, ale przede wszystkim koncentruje się na utrwaleniu historii polskich reemigrantów z Francji oraz przeanalizowaniu przyczyn ich rozdarcia pomiędzy Polską i krajem nad Sekwaną.
By móc mówić o reemigrantach, najpierw trzeba opowiedzieć o ich korzeniach. W tym celu Aleksandra Suława wraca do lat 20., tuż po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości, aby nakreślić czytelnikom klimat historyczno-społeczny, który dał początek wydarzeniom opisywanym w reportażu. Gdy tylko opadła bitewna kurzawa i euforia związana z powrotem Polski na mapy, pojawiły się realne problemy związane z tą nagłą transformacją. Podnoszące się z gruzów państwo polskie dosięgnął globalny kryzys ekonomiczny, któremu świeżo ustanowiony rząd nie był w stanie zapobiec. Jednocześnie Francja, której populacja drastycznie zmalała po I wojnie światowej, potrzebowała ludzi do szybkiej odbudowy kraju i rąk do ciężkiej pracy. W takiej oto konstelacji masowa emigracja zarobkowa Polaków stała się faktem.
Tę emigracyjną epopeję możemy zatem podzielić na dwie części. Pierwsza rozgrywa się w ciężkich, burzliwych latach międzywojnia i znajdziemy w niej wszystko, czego moglibyśmy się spodziewać po historii o „ziemi obiecanej”. Jest nadzieja i cień rozczarowania rzeczywistością. Jest poczucie wyobcowania i schludny dom bez klepiska. Jest zakłopotanie i fascynacja nową kulturą. Jest też portret polskiego emigranta, malowany w najróżniejszych, ciepło-zimnych barwach: „polski przyjaciel”, „towarzysz robotnik”, ale też „pijany Polak” czy „złodziej chleba”… Aleksandra Suława ukazuje piętno, jakie odcisnęło na nim gwałtowne zderzenie z francuską rzeczywistością: jego ubolewania nad dziećmi, które chętniej mówią po francusku niż po polsku; poczucie niesprawiedliwości wobec zarządów kopalń i zakładów pracy, które dopuszczały się nadużyć względem emigrantów oraz nieufności wobec związków zawodowych, które kusiły Polaków równościowymi hasłami. Czytelnik ma również okazję przyjrzeć się przemianom kulturowym i mentalnościowym zachodzącym w pokoleniu emigrantów urodzonych w Polsce, jak i w pokoleniu polskich „Francuzów” – począwszy od tak prozaicznych kwestii, jak styl ubioru czy tradycyjne, francuskie rozrywki, a skończywszy na zupełnej przemianie świadomości politycznej i postawy obywatelskiej. Niestety, znając bieg historii, wiemy jako czytelnicy, że wielu nie na długo było dane cieszyć się tym nowym życiem.
Ledwo bowiem udało im się wtopić w ów nowy pejzaż, geograficzny i kulturowy, a wybuch II wojny światowej ponownie zburzył mozolnie wznoszone fundamenty życia na emigracji. Tutaj zaczyna się druga, znacznie obszerniejsze część historii „Francuzów”, niemniej równie gorzka i przepełniona cichym żalem jak pierwsza. Tutaj historia zatacza krąg: znów trzeba rąk do pracy, znów ktoś nawołuje, by rzucić wszystko i „odpowiedzieć na wezwanie Ojczyzny”. Ponownie są potrzebni – tym razem w Polsce, do której (zwłaszcza starsi) nieustannie tęsknią, zupełnie jakby zapomnieli, że ta sama Polska niespełna ćwierć wieku wcześniej poniekąd skazała ich na tułaczkę za chlebem. Tym razem apeluje już nowa, powojenna władza, obiecująca im pracę i godziwe warunki bytowe.
Decyzja o wyjeździe do Francji z pewnością nie należała do najłatwiejszych, ale w większości przypadków była koniecznością, od której zależało ich „być albo nie być”. Krótkie cytaty z pamiętników przyszłych emigrantów Aleksandra Suława podsumowuje następująco: We wspomnieniach tych ludzi nie ma […] strachu czy wątpliwości, choć nie ma też entuzjazmu. Jest tylko decyzja.
Trudno ich oceniać za ten krok w obliczu tak skrajnej sytuacji. Myślę, że równie niesprawiedliwym byłoby osądzanie tych, którzy zdecydowali się na powrót. Część z pewnością pamiętała Polskę sprzed wojny – tymi prawdopodobnie kierowały emocje. Ponadto, wielu z pewnością liczyło się z tym, że każda decyzja – nieważne czy „za” czy „przeciw” – będzie okupiona czyimś małym końcem świata. Z bólem serca przyglądamy się więc jako czytelnicy gorączkowym przygotowaniom do wyjazdu. Bo my już wiemy, ale oni jeszcze nie…
W szarych, monochromatycznych realiach PRL-u „Francuzi” mocno odznaczali się ze swoim zagranicznym sznytem i to pod każdym względem: rozsmakowali się w innym stylu życia, angażowali się politycznie i udzielali w związkach zawodowych i stowarzyszeniach kulturalnych. W Polsce nie czekało ich wiele ani z tego, co znali z Francji, ani z tego, co kwieciście opisywały państwowe media. Szybko bowiem okazało się, że wielkie hasła o „zapleczu mieszkaniowym”, „rządach robotników” oraz „bezklasowym społeczeństwie” głoszone przez złotoustych dygnitarzy to tombak – złoto głupców. „Francuzi” nie poddają się jednak tak łatwo i walczą, próbując ułożyć sobie życie na nowo, chociaż trochę tak jak we Francji. Opisywane losy poszczególnych bohaterów reportażu to nie historie w stylu amerykańskim, „from zero to hero”. Każda jest opowieścią o wytrwałości i wierze w lepsze jutro, ale we wszystkich pobrzmiewają nuty rozgoryczenia i rozczarowania. Po pierwsze, rozczarowania tym „wschodnim” obliczem komunizmu. Aleksandra Suława celnie wskazuje na przyczynę tego rozdźwięku:
Komunizm, który Polacy we Francji poznali jako ruch zmierzający do nadania robotnikom podmiotowości, dążący do poprawy warunków ich pracy, umożliwienia im awansu społecznego i podniesienia poziomu życia, w polskim wydaniu okazał się reżimem. Podczas gdy w demokratycznej Francji był jedną z dostępnych opcji politycznych i światopoglądowych, realizującą interesy pewnej części społeczeństwa, w Polsce przyjął formę narzuconego z zewnątrz systemu, a za fasadą sprawiedliwości i postępu kryły się brutalne mechanizmy służące zdobyciu i utrzymaniu władzy.
Po drugie w reportażu wybrzmiewa rozgoryczenie wielu „Francuzów” spowodowane przyjęciem ich w kraju oraz tym, jak wielu dziś próbuje rozliczać ich z wielkiej historii. W powojennych realiach stali się obiektem zawiści z powodu dobytku, który udało im się przywieźć z emigracji. Darzono ich albo nieufnością, albo cichą pogardą z powodu odmienności. W wolnej, demokratycznej Polsce wielu zarzuca im współpracowanie z komunistyczną władzą, a ich zaangażowanie bywa poczytywane za fanatyczny żar starych „partyjniaków”. Oni jednak nie przechodzą do kontrofensywy, nie prowadzą batalii z historykami czy ekonomistami, lecz zwracają się ku wspólnym korzeniom i pielęgnując wspomnienia o dziejach reemigrantów na własną rękę. Jak widać, odmienność jest w pewien sposób wpisana w ich historię.
Reportaż Aleksandry Suławy Przy rodzicach nie parlować to kawał porządnej literatury faktu. Autorka ma lekkie pióro i doskonały warsztat, zarówno literacki, jak i dziennikarski, przez co reportażu nie czyta się jak mitrężnego tekstu naukowego (w co wbrew pozorom łatwo popaść, mierząc się z taką ilością materiałów źródłowych), a raczej jak pasjonującą sagę rodzinną. Jest to reportaż z mocno zarysowanym tłem historycznym, które Aleksandra Suława uchwyciła przez pryzmat dziejów jednostki. Autorka wyłuskuje z relacji swoich bohaterów okruchy rzeczywistości, skrupulatnie je układa i porządkuje, kreując w ten sposób bardzo żywy i realistyczny kadr. Na laurkę zasługuje doskonale wyważony, obiektywny ton narracji: pomimo osobistego zaangażowania Autorki w historię „Francuzów”, trudno doszukiwać się w tym tekście przemilczeń czy pominięcia pewnych kwestii – nieważne, czy trudnych i bolesnych, czy stawiających bohaterów w nie do końca korzystnym świetle. Choć złożona tematyka tekstu powoduje, że roi się w nim od trudnych, często niewygodnych pytań, to jednak Autorka nie podaje czytelnikom niczego na talerzu. Na wiele z nich nie ma jednoznacznej, dobrej lub złej odpowiedzi – podobnie zresztą jak na pytanie, od którego ta historia wzięła początek: zostać czy wrócić?
Z wykształcenia jestem romanistką. Mieszkam w Krakowie, a sercem w Zagrzebiu :) Pochłaniam książki i czekoladę, popijając kawą. Czytelniczo od kliku lat przechodzę fazę realizmu magicznego i nic nie zapowiada zmiany.
Na tej stronie wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? ZGADZAM SIĘ
Manage consent
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.