Nocne przejażdżki po zonie – Ironwood Studios – „Pacific Drive”

W 1998 roku bezimienny bohater, podczas przejazdu obok ogrodzonej wielkim murem Olimpijskiej Strefy Wykluczenia, będącą tajemniczą pozostałością po tajnym, rządowym projekcie badawczym sprzed kilkudziesięciu lat, zostaje w tajemniczych okolicznościach wciągnięty do jej środka. Tam znajduje samochód – rozwalające się kombi, które będzie od tej pory jego jedynym towarzyszem i kluczem do wydostania się z tej niegościnnej, pełnej dziwnych anomalii zony. W radiu usłyszy jeszcze inne postacie – naukowców, którzy utknęli lub chcieli zostać w strefie. Tak pokrótce zaczyna się gra Pacific Drive, jeden z najciekawszych tytułów, jakie miałem okazję ograć w ciągu ostatnich kilku lat, klimatem przywodzący na myśl takie dzieła jak Powrót do przyszłości, Piknik na skraju drogi czy Stranger Things. 

Warto na początek napisać, czym tak naprawdę jest Pacific Drive i jak się w to gra, bo mnie osobiście tytuł mocno zaskoczył, mimo że oczywiście widziałem zarówno zwiastuny, jak i gameplay z dema. Jak napisał sam szef Ironwood Studios, odnosząc się obszernie na Steamie do pewnych wątpliwości na temat zapisów stanu gry (co wyjaśnię później), Pacific Drive dzieli część swojego DNA z takimi gatunkami jak survival, roguelite czy nawet extraction games. Dlatego nie dajcie się nabrać, podobnie jak ja – gra wbrew pozorom potrafi być zarówno wymagająca, jak i  skomplikowana. Jeśli oczekiwaliście tytułu bardziej spokojnego i relaksującego, Pacific Drive niekoniecznie może się Wam spodobać. Nie jest to także produkcja mocno narracyjna i nastawiona na fabułę – jest ona raczej dodatkiem i bardziej służy do budowania klimatu niż opowiedzenia wciągającej historii. Najważniejsza jest rozgrywka, a ta składa się w grze z dwóch komponentów – najpierw w garażu ulepszamy swój samochód i planujemy, do którego miejsca w zonie się udać, a następnie wyruszamy na właściwą wyprawę w dany region mapy, podczas którego eksplorujemy, zbieramy potrzebne surowce oraz wykonujemy zadania fabularne. Następnie przez specjalny portal wracamy do naszej bezpiecznej kryjówki i przez postępy fabularne oraz ulepszenia naszego auta możemy odkrywać coraz dalsze części Olimpijskiej Strefy Wykluczenia.

Pierwsze, co zaskoczyło mnie w Pacific Drive, to niezwykle rozbudowana część rozgrywki w garażu. Po wykonaniu jednej czy dwóch misji fabularnych odblokowujemy możliwość różnorodnego ulepszania naszego samochodu, jak również tworzenia nowych stanowisk czy narzędzi. Jest tego naprawdę pełno – każda sekcja składa się z własnego drzewka rozwoju. Co powinniśmy rozwinąć najpierw? Skąd wziąć konkretne surowce do stworzenia danego typu komponentu czy narzędzia? Nie liczcie na podpowiedzi, gra wrzuca nas na głęboką wodę i wyraźnie daje do zrozumienia, że nie zamierza nas już dłużej prowadzić za rączkę. Za pomocą odpowiedniego stanowiska, możemy nawet ulepszyć naszego bohatera, uodparniając go na różne typy obrażeń czy zwiększając ilość miejsca w jego plecaku. Do tego dochodzi oczywiście również możliwość wizualnej personalizacji naszego auta przez użycie znalezionych farb, motywów graficznych czy dodania innych elementów ozdobnych (zapachowa choinka i zabawka psa z machającą głową na desce rozdzielczej obowiązkowa!).

Jedną z ciekawszych mechanik, dostępną w garażu, jest znajdowanie tzw. quirksdziwactw. Są to różnego rodzaju usterki, jakie nasz wierny samochód losowo nabywa podczas pobytu w zonie. W odpowiednim menu musimy najpierw w czterech punktach, wybierając z długiej listy możliwości, postawić diagnozę. Pierwszym dziwactwem, jakie zauważyłem, było otwieranie się drzwi od strony pasażera, kiedy gasiłem silnik i zaciągałem ręczny.  1 – gdy silnik jest wyłączony, 2 – hamulec ręczny jest zaciągnięty, 3 – przednie drzwi z prawej, 4 – otwierają się. Jeśli wszystkie punkty są wpisane poprawne, możemy naprawić usterkę. Z drugim dziwactwem nie poszło mi już tak łatwo, bo dopiero po kilku godzinach zauważyłem, że moje przednie reflektory przy odpowiednim skręcaniu zaczynały słabej świecić, co w ciemności przypłaciłem spotkaniem z drzewem. Obecnie mam zresztą dwie niewykryte usterki i o ile wiem, że jedna ma związek z niedomykającymi się drzwiami kierowcy, za cholerę nie umiem zidentyfikować, co ją powoduje, zwłaszcza że występuje zazwyczaj, kiedy podczas ekspedycji walczę o życie i jest to ostatnia rzecz, o której chcę wtedy myśleć.

No właśnie – ekspedycje. Kiedy już zrobimy wszystko w garażu, możemy włączyć mapę i sprawdzić dostępne do samochodowej eskapady lokacje. Mają one całą masę najróżniejszych parametrów, w zależności od rodzaju lokacji możemy spodziewać się znalezienia innych materiałów, anomalii i specjalnych modyfikatorów. Mają one formę dużej, zamkniętej lokacji (lub kilku), w których możemy swobodnie poruszać się samochodem i na piechotę. Na pokładowym komputerze naszego kombi widzimy mapę danego obszaru wraz z zaznaczonymi na nim drogami i budynkami. To do nich w pierwszej kolejności powinniśmy się udać, by znaleźć potrzebne nam materiały. Przeszukujemy torby i szafki w opuszczonych laboratoriach i chatkach, szabrujemy stacje benzynowe. Obiektów (niewidocznych na mapie), w których możemy znaleźć drogocenny loot, jest jednak dużo więcej – głównie są to wraki samochodów, zarówno cywilnych, jak i ciężarówek naukowych.

Na mapie widzimy również tzw. kotwice, wyglądające jak kule energii, dzięki którym możemy wrócić do garażu przez specjalny portal. By to zrobić, zazwyczaj potrzebne jest zebranie ich kilku. Warto zebrać ich jak najwięcej, tym bardziej że służą one również do kupowania nowych ulepszeń w warsztacie. Niestety ich podniesienie zaburza strukturę zony i przyciąga anomalie oraz, o ile jestem w stanie stwierdzić, przyśpiesza pojawienie się radioaktywnej burzy, która rozprzestrzenia się na całą lokację, wymuszając na nas szybką ucieczkę. Co ważne, w Pacific Drive nie ma mechaniki walki, anomalii nie jesteśmy w stanie zneutralizować i musimy ich unikać. To wszystko sprawia, że na początku gra nie wydaje się wymagająca, a przez to też ekscytująca. Jasne, pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne przez klimat, mechanikę jazdy i warstwę audiowizualną, ale ja szybko zadałem sobie pytanie, co dalej. Tutaj gra zabawiła się moimi oczekiwaniami po raz drugi, bo już po kilku godzinach zaczęło się robić bardzo wymagająco, a proste przejechanie z punktu A do punktu B zaczęło stanowić wyzwanie, kiedy auto odmawiało posłuszeństwa, a ja musiałem pod presją czasu, przy szalejących wokół anomaliach, szybko naprawić, co się da, żeby wydostać się z misji w jednym kawałku. Niestety poziom trudności Pacific Drive bardzo często wynikał z błędów, jakie popełniałem z niewiedzy.

Zarysowałem już ten problem, pisząc o wybieraniu ulepszeń w garażu i wielu pytań bez odpowiedzi w systemie craftingu. Największą bolączką, jaką miałem podczas zabawy w Pacific Drive, była niedostateczna ilość informacji, jaką przekazywała mi gra. Lubię tytuły, które nie prowadzą mnie po sznurku, lubię sam odkrywać mechaniki i próbować nowych rzeczy. Ale nie lubię być zagubiony i nie rozumieć mechanik gry. W teorii gra posiada bardzo dobry system objaśniania nowych rzeczy, bo wszystkie obiekty, które widzimy pierwszy raz – czy to nowe wraki, czy anomalne, czy surowce – możemy zeskanować, co spowoduje pojawienie się ich opisu w naszym notatniku. Problem polega jednak na tym, że na przykład, jak przy anomalii, zamiast prostej informacji, jak może nam ona zagrozić, dostajemy fabularyzowany tekst, będący na przykład wycinkiem notatek jakiegoś naukowca, który w większości przypadków jest tak enigmatyczny, że po przeczytaniu go dalej nie wiemy, jak groźne jest zagrożenie i jak wpłynie na nasze auto, jeśli nie będziemy ostrożni. Jeśli dodamy do tego, że nie ma tutaj zapisu w dowolnym momencie gry i nie chcemy tak po prostu testować, co się stanie, to wychodzi nam rozwiązanie nietrafione. Jednak obiekty to tylko wierzchołek góry lodowej masy mechanik, systemów i zależności, bez których zrozumienia rozgrywka w Pacific Drive zamiast bawić, będzie frustrować. Jak ognia unikałem zerkania do Internetu w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące mnie wątpliwości, próbując odkryć wszystko samemu, ale w pewnym momencie po prostu się poddałem, bo traciłem czas. Gra zwyczajnie wielu aspektów rozgrywki nie wyjaśnia. Kolejnym przykładem mogą być niektóre komponenty, które możemy zamontować na samochodzie. Z ich opisów zazwyczaj też niewiele wynika. Część ma działanie pasywne, inne natomiast wymagają wejścia do dodatkowego menu w środku pojazdu i przypisania do nich aktywnego klawisza. Czy gra o tym informuje? Oczywiście, że nie. W tym wszystkim nie pomaga również niezbyt przyjazny i mało przejrzysty interfejs, trochę stylizowany na retro pixel artowy. Hitem są w nim zdjęcia w zakładce anomalii, tak zrobione, żebyśmy absolutnie nie domyślili się, jakie zjawiska przedstawiają. Interfejsu podczas rozgrywki mogłoby być również zdecydowanie mniej, byłoby to na pewno na plus dla klimatu gry, brakowało mi też bardzo trybu fotograficznego lub chociaż opcji wyłączenia UI. Nie ma tutaj też, zdawałoby się podstawowej, mechaniki dzielenia przedmiotów i trzeba to robić bardzo nieintuicyjnie. Mankamenty te przypominają żmudny przejazd samochodem przez zabłocony teren. Przy odpowiedniej dozie czasu i cierpliwości, być może nawet skorzystaniu z pomocy liny w postaci internetowych filmów i forów, nasz czterokołowiec pokona przeszkodę i wtedy zaręczam, że reszta trasy będzie już niezwykle malownicza i przyjemna. Obawiam się jednak, że niektórzy zakopią się w tym błocie na amen, kręcąc kołami w miejscu i po prostu odpuszczą dalszą podróż.

To natomiast, co zdecydowanie w Pacific Drive działa bardzo dobrze, to system jazdy i budowanie więzi z naszym samochodem. Gra absolutnie nie próbuje być symulacją, ale dobrze oddaje na przykład jazdę po różnych nawierzchniach. Trochę minie, zanim będziemy mogli pozwolić sobie na wynalezienie nowych opon, a w podstawowych nawet chwilowe zboczenie z drogi naprawdę daje w kość. Auto skacze, wyraźnie traci na prędkości i zwrotności, a omijanie anomalii w lesie, do którego czasem musimy na chwilę zboczyć, nie jest takie proste. Zupełnie inaczej samochód zachowuje się na oponach do off-roadu, traci jednak wtedy prędkość na jezdni. Włączenie świateł czy wycieraczek to nie proste kliknięcie przycisku na klawiaturze (chociaż tak też możemy zrobić), ale najechanie myszką na odpowiedni włącznik w środku pojazdu. Tak samo sprawa ma się z przekręceniem kluczyka w stacyjce czy zaciągnięciem ręcznego, o czym naprawdę musimy pamiętać. Kombi jest naszym jedynym przyjacielem w zonie i gra bardzo wyraźnie chce to podkreślić. Kiedy na zewnątrz szaleje burza, zrywając liście i gałęzie, po wejściu do auta jej dźwięk nie jest już tak mocny i złowrogi. Wiele terenów zony jest napromieniowanych, co powoli odpiera nam życie, kiedy poruszamy się na piechotę, ale w aucie jesteśmy na nie odporni. By przestudiować mapę danej lokacji, musimy zerknąć na ekran w środku pojazdu, który znajduje się na siedzeniu pasażera. Kiedy z niego wyjdziemy i ruszymy w stronę zabudowań, nie będziemy już mogli włączyć mapy. Samo oświetlenie odgrywa tu dużą rolę. Bardzo często na ekspedycję będziemy wybierać się w nocy i tylko reflektory naszego samochodu odpowiednie dobrze oświetlą teren, bo alternatywą jest tylko szybko wyczerpująca się latarka (której nawet nie odblokowywałem) albo jeszcze prędzej wypalające się flary, idealne do używania tylko w zamkniętych pomieszczeniach. To wszystko sprawia, że faktycznie jedną bezpieczną przestrzenią jest nasze auto. Ciekawa dynamika Pacific Drive polega na tym, że przy tym wszystkim, w pierwszoosobowej perspektywie, w jakiej przedstawiona jest gra, nasza widoczność w aucie jest również ograniczona i czasem wyjście na zewnątrz, by lepiej rozeznać się w terenie, jest niezbędna.

Wspomniałem, że gra pomimo braku wrogów, którzy podążają jakoś mocno za graczem, i mechaniki walki, potrafi być wymagająca. Początek absolutnie tego nie zwiastuje, ale kiedy odkryjemy dostęp do głębszych części zony, wyprawy stają się wyzwaniem. I tu nie chodzi nawet o to, że jakiś nasz błąd sprawa od razu, że giniemy, bo gra męczy nas tutaj zupełnie w inny sposób. Raczej grilluje nas powoli, z każdą anomalią zdrapując paski wytrzymałości z naszego samochodu. Kiedy udajemy się do terenów nieoddalonych zbytnio od naszego garażu, większe przygotowania nie są niezbędne, nawet jeśli nasze kombi odniesie jakieś obrażenia, dojedziemy do portalu w jednym kawałku i spokojnie naprawimy całość w garażu, gdzie mamy dostęp do wszystkich zebranych materiałów i mogąc przy stole stworzyć wszelkie narzędzia. Gdy jednak wybierzemy dalszą podróż i tak musimy przejechać przez wcześniejsze tereny, więc nasza ekspedycja zdecydowanie się wydłuży, a niebezpieczeństw będzie więcej. Dobrze by było wcześniej wytworzyć odpowiednie narzędzia, ale przecież nie wiemy, co się zepsuje, a dodatkowo miejsce w bagażniku wolelibyśmy zostawić puste, żeby zebrać jak najwięcej lootu. Jednak możecie mi uwierzyć – szybkie naprawy w trakcie trasy będą już niezbędne. W aucie cały czas widzimy kondycję poszczególnych komponentów. Panele przednie i tylne, drzwi, reflektory, zderzaki – wszystko może ulec uszkodzeniu, a dodatkowo możliwe są inne usterki. Z baku paliwa może zacząć wyciekać ropa, reflektory i szyby mogą zostać stłuczone, a opony przebite. Do naprawienia każdej usterki potrzebne jest inne narzędzie, ale w trasie nie da się stworzyć wszystkiego. I kiedy podczas szalejącej burzy, narażony na promieniowanie, wyskakiwałem z samochodu, by jak najszybciej załatać przebitą oponę i z resztek surowców, które miałem przy sobie, choć trochę podreperować stan jednego z reflektorów, by w absolutnie ciemnej strefie zdołać uciec przez portal, naprawdę czułem presję i to w tym dobrym znaczeniu, a satysfakcja z udanej wyprawy była duża.

Z długością niektórych ekspedycji wiążą się pewne kontrowersje, dotyczące zapisu stanu gry. Podczas pobytu w garażu możemy zrobić save’a w każdym momencie, ale nie podczas wyprawy do zony – ta musi odbyć się od początku do końca. Brak swobodnego zapisu gry jest oczywiście wbudowany w gry typu roguelite i inne rozwiązanie nie miałoby sensu, ale sesje w takich produkcjach zazwyczaj nie trwają kilku godzin, co w Pacific Drive, zwłaszcza podczas późniejszych misji fabularnych, może mieć miejsce. Brakuje najbardziej opcji „zapisz i wyjdź” podczas przechodzenia z lokacji do lokacji, ale choć gra tego nie mówi, taki zapis następuje i jeśli wyjdziemy z gry (ale bez opcji „porzucenia obecnej ekspedycji”, gdzie stracimy wszystko, co zebraliśmy!), po ponownym uruchomieniu kontynuacji w grze, zaczniemy od ostatniej odwiedzonej lokacji. Szef Ironwood zwrócił uwagę także na aspekt techniczny, który stanowił problem z innym rozwiązaniem zapisywania gry, co musiałby pochłonąć dużo zasobów i czasu, a mówimy tutaj o studiu liczącym 20 osób, a początkowo tytuł tworzyło zaledwie 4.

Pacific Drive ma świetny klimat. Zona jest tu żywcem wzięta z Pikniku na skraju drogi braci Strugackich – tajemnicza, niebezpieczna, miejscami groteskowa. Podróżując po niej samochodem, widząc wszystkie opuszczone domy i wraki samochodów, które znajdują się tam już kilkadziesiąt lat, czujemy pewną pustkę, samotność. Jesteśmy tylko my i nasz samochód, bo inne postacie, które czasami słyszymy w radiu, są daleko, a my nawet nie możemy im odpowiedzieć. Świetną robotę robi w grze warstwa audiowizualna. Nawet nie sama grafika, ale użyte kolory, które charakteryzują poszczególne rejony Strefy Wykluczenia. Największe brawa należą się jednak twórcom za efekty atmosferyczne. Szalejąca w nocy burza wygląda fenomenalnie, deszcz ścieka po szybach, liście latają nam przed maską. Nie mniejsze wrażenie robią anomalie, szczególnie kiedy ścigamy się z czasem, jadąc do portalu, a za nami czerwony horyzont w asyście mocnego, groźnego dźwięku wyraźnie sugeruje, że naciera na nas siła, która zdepcze nas jak zabawkowego resoraka. W bardziej relaksujących momentach możemy odpalić radio i muzyka użyta do ścieżki dźwiękowej również jest dobrana bardzo dobrze. Produkcja studia Ironwood to zdecydowanie gra stworzona z pasją. Jest innowacyjna, ogromnie rozbudowana i choć nie nazwałbym jej przystępną, to warto trochę się przemęczyć, żeby dogryźć się do jej potencjału. Na pewno dla niektórych będzie zbyt skomplikowana, a inni pętlę rozgrywki nazwą nazbyt powtarzalną. Jednak fani survivali czy gier rougelite powinni spędzić w niej długie godziny. Ja sam przejeździłem już po zonie ponad 30 godzin i wciąż mam jeszcze sporo tajemnic do odkrycia. Pacific Drive potwierdza, że obecnie najciekawsze produkcje wychodzą od małych, niezależnych twórców, warto więc ich wspierać.


 

                  Za możliwość zrecenzowania gry dziękujemy twórcom

pacific drive

 

Overview

Ocena
8 / 10
8

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *