Wiosna za oknem, więc czas na nadrobienie recenzenckich zaległości z zimy, a nawet z okresu jej początku (za co wszystkich zainteresowanych niniejszym przepraszam). W dzisiejszym Minigłosie jedziemy z debiutancką EP formacji Kino Delirium.
Pierwsza próba w studiu w wykonaniu zespołu Kino Delirium wypada przynajmniej przekonująco – pod warunkiem, że unikniemy jakichkolwiek oczekiwań przed nastawieniem płyty. Ja na szczęście nie miałem żadnych. Co więc spotyka nas, jak tylko odpalimy płytkę? No cóż, zaskakujące akustyczne brzmienia pachną nieco country i amerykańskim południem. Aczkolwiek takie szufladkowanie zespołu byłoby co najmniej krzywdzące, szczególnie że gdzieś w tym wszystkim schowany jest bluesowy pierwiastek, który wyczuwalny jest w kompozycji Hoża Łania. Ten kawałek to mój ulubiony na płytce – buja od pierwszego wejścia gitary elektrycznej i perkusji, a całość podkreśla zmysłowy głos wokalistki Moniki Tokarz. Kawałek Headful of Hay to powrót do akustycznych klimatów i szkoda, że w tym kawałku zespół nie pokusił się o wzbogacenie go dźwiękami gitary elektrycznej. Świetnie płytkę kończy galopujący kawałek o nazwie – nomen omen – Koń.
Ciekawie Kino Delirium grają – to fakt niezaprzeczalny i godny podkreślenia. Nie jest to coś odkrywczego, co postawi zespół w jakiejkolwiek awangardzie. Po prostu sporo w tej muzyce westernowych klimatów Dzikiego Zachodu, a takiego grania na krajowym rynku muzycznym wbrew pozorom nie mamy wiele, więc widzę gdzieś szansę dla nich. Szczególnie że Kino Delirium proponuje takie klimaty w kolorowych odcieniach; nie jest to bynajmniej jakaś wariacja na temat dark country, a tego u nas coraz więcej. Wróżę im jakąś tam przyszłość, wystarczy, że będą nagrywać lepsze kawałki od tych z EP-ki, o której i tak trudno napisać jakiekolwiek złe słowo. Okładki natomiast już mają mistrzowskie.
Fot.: Kino Delirium