gateway

Średniowieczna masakra – Gateway – „Gateway” [recenzja]

Chcesz posłuchać radykalnego połączenie doom i death metalu? Koniecznie sięgnij po debiut Belgów z Gateway. Ich pierwszy pomiot, zatytułowany po prostu Gateway, nie pozostawia po sobie nic, a tylko śmierć, zniszczenie i gwarantowane zmasakrowanie organów znajdujących się wewnątrz ucha. Niestety, jest to też propozycja dla maniaków takiego grania, bowiem brutalne dźwięki proponowane przez Gateway nie są dla każdego.

Gateway to tak naprawdę jednoosobowy projekt niejakiego Robina Van Oyena. Nie bardzo wiadomo, kiedy powołał on do życia swoje dziecko, natomiast wiemy, że pierwsze nagrania w postaci demo Aeternae pojawiły się w 2014 roku, aby już rok później ewoluowały pełnoprawny materiał w polskiej wytwórni – Hellthrahser Productions. Muzyka Van Oyena to nic innego jak połączenie brutalnego death metalu z doomem i sludgem, skąpanego w okrutnie brudnym, nieczytelnym, momentami meczącym brzmieniem aczkolwiek dodającym całości klimatu. Tak, męczącym, bo gitary momentami są totalnie nieczytelne w swoim masakrycznym przesterze.

Gateway najłatwiej porównać, nawet zgodnie z sugestią wydawcy, do Amerykanów z Autopsy czy trochę zapomnianego Winter. Rzeczywiście, sympatycy powyższych składów z pewnością nie będą rozczarowani propozycją Belga. Należy podkreślić, że smoliste, nieczytelne brzmienie i przewaga powolnych, walcowatych kompozycji z towarzyszeniem gardłowego, schowanego, nagranego z pogłosem growlu zbliża Gateway do zespołów grających czysty doom metal… i to w tym najbardziej radykalnym wydaniu.

Autopsy i tym podobne składy na swoich płytach proponowały wyważoną, ułożoną symbiozę death i doom metalu. Gateway idzie zdecydowanie w bardziej ekstremalnym kierunku, jak w powolnym, walcowatym, kroczącym, faktycznie posiadających niesamowity – grobowy to mało powiedziane – klimat Impaled czy The Shores Of Daruk. W tym drugim pojawiają się momentami klawisze, gdzieś schowane w tle, ale już wydobywające z tej kompozycji delikatne podkłady klimatu horroru i średniowiecznych legend, którymi zajmuje się Van Hoyen w swoich tekstach. Zresztą, wystarczy popatrzeć na okładkę, która jest żywcem wzięta z osiemnastowiecznego drzeworytu.

Na szczęście przez cały album nie jesteśmy przygniatani doom metalowymi ciężarami i Gateway potrafi zagrać szybko, dynamicznie i całkiem melodyjnie, gdyby nie te rzężące gitary. Tak jest chociażby w Vox Occultus. Oczywiście Van Hoyen death metalową jatkę regularnie przełamuje zwolnieniami, jednak zabawa dynamiką zdecydowanie wzbogaca kompozycje i robi się znacznie ciekawiej. Wydaje się ponadto, że zachowane w średnim tempie, z nieustaną pracą podwójnej centrali kompozycje takie jak Vile Tempress czy Hollow są efektem kompromisu, próby odnalezienia złotego środka pomiędzy gatunkami, w których operuje Gateway.

Jak na debiut Van Hoyenowi udała się sztuka przyciągnięcia mnie do głośników na dłużej i nie będę ukrywał, kilka razy zatapiałem się w te ultraciężkie dźwięki i hałas, który generuje Gateway. Niestety, momentami na dłuższą metę robiło się po prostu nudno. Belg lepiej sobie radzi, gdy stara się urozmaicić, podkręcić tempo. Być może lepsze brzmienie uratowałoby te czysto doom metalowe kompozycje, bo niestety z czasem bywa ono męczące. No nic, pamiętajmy, że jest to debiut i nie ma co bezmyślnie glanować, bo w gruncie rzeczy Gateway proponuje czterdzieści minut konkretnego połączenia doom i death metalu. Jednak bez fajerwerków.

Fot.: Hellthrasher Productions

gateway

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *