Ulubieńcy miesiąca: czerwiec 2020

Czerwiec 2020 za nami i jak wyczytać można z komunikatu udostępnianego licznie zdjęcia autora instagramowego konta dudewithsign: połowa roku 2020 już za nami. Zachowujemy jednak stoicką postawę, nie zastanawiając się nad tym, czy jest to powód do radości, czy do strachu. Pewno jest jedno: burzliwe lato trwa, możliwości wyjazdowe są w tym roku znacznie ograniczone, więc zamiast narzekać, warto zastanowić się nad tym, jakie możliwości obcowania z kulturą będą dla nas najdogodniejsze. Festiwalowych doświadczeń nie zdobędziemy, ale możemy spędzić więcej czasu na odsłuchiwaniu płyt, oglądaniu nagranych koncertów, nadrabianiu filmowych zaległości oraz zaczytywaniu się w tym, co w kółko odkładaliśmy.

Nasi czerwcowi Ulubieńcy to między innymi książki, płyty i seriale. Jakie dzieła kultury gościły u Was w minionym miesiącu?


Małgorzata Kilijanek

Do zbioru reportaży Mariusza Szczygła pod tytułem Niedziela, która zdarzyła się w środę sięgnęłam już jakiś czas temu, ale w czerwcu przeczytałam ostatni, upewniając się, iż jest to książka od pierwszego do ostatniego zdania wyjątkowa. Kiedy opowiadałam o niej tym, którzy nie mieli z nią do czynienia, prawie każdy pytał mnie, o czym mowa w tytule. Przyznaję, że sama byłam przed lekturą tytułem zaintrygowana i dopóki nie przeczytałam reportażu o tejże nazwie, z ciekawością wyczekiwałam rozwiązania zagadki. Nie zdradzę go tutaj.

W spisie treści znaleźć możemy piętnaście dzieł reporterskich, stworzonych w latach 1992-1996, ukazujących polskość w pełnej krasie, z perspektywy pokrzywdzonych przez los, szczęśliwych czy też szczęścia poszukujących. Tematy, których dotyczą teksty pana Szczygła, to między innymi ludzkie potrzeby wyszczególnione w listach do Rzecznika Praw Obywatelskich, możliwości, jakie dawała wówczas zasobność portfela, tajniki sukcesu fabryki makaronu, morderstwa w Polsce, fenomen disco polo, zmiana życia z Amwayem i brutalizacja języka.

Zbiór reportaży stanowi uchwycenie nastroju lat dziewięćdziesiątych w Polsce – tego, czego ludzie pragnęli, o czym marzyli, czego się bali. Jest dowodem na to, jakie problemy zdawały się być kluczowe, jak wyglądała codzienność, jak pielgrzymowało się do Lichenia, jak kontrowersyjne było poruszenie tematu onanizmu na łamach prasy czy też jakie zagwozdki językowe oferowały angielskie wpływy na polszczyznę.

Sam autor na okładce trzeciego wydania z 2017 roku twierdzi, że widzi w tym zbiorze inny sposób pisania: niedojrzały, migawkowy, ale też pasję urodzonego w małym mieście dwudziestokilkuletniego autora, który chce pokazać, co stało się w podobnych miastach po upadku komunizmu. Dodaje również:

Najwięcej pasji widzę w szukaniu szczegółów. Takich, które mogą być syntezą życia moich bohaterów. Czasem wyziera się z tej książki złośliwy humor. Nie jest on mój. To humor Losu, który dopadł Polaków.

Warto podkreślić, że jego zapiski mogą być reporterskim wzorem intelektualnej uczty. W rozmowach z bohaterami nie padają zbędne pytania, a raczej błyskotliwe i dociekliwe, pozwalające na taką kreację obrazu tamtych czasów, by zrozumieć mogli je ci, którzy nie mieli możliwości ich pamiętać.

To, co wydało mi się wyjątkowe, to ponadczasowość wzorców ludzkich zachowań, które z łatwością dostrzec da się blisko trzydzieści lat po publikacji. Gdybym zechciała przytoczyć wszystkie wartościowe fragmenty, to musiałabym przytoczyć w Ulubieńcach całą książkę… Pozwolę więc sobie na jedną refleksję wynikająca z reportażu Radio dla Ciebie, w którym twórca uwiecznił historię nocnej audycji i telefonów od słuchaczy. Wielu ludzi, jak wydaje mi się na podstawie doświadczeń i obserwacji, oczekuje przede wszystkim wysłuchania, w niektórych przypadkach połączonego z zapewnieniem, iż ktoś podziela ich niezadowalający los. Niekoniecznie zaś pragną skorzystać z oferowanego wsparcia w postaci narzędzi, dzięki którym mogliby swoją rzeczywistość ulepszyć na tyle, by nie musieć już żalić się innym. Zapewniam Was, że podczas lektury Niedzieli, która zdarzyła się w środę przemyślenia i refleksje można mnożyć.  

Pisarz Andrzej Szczypiorski: – Nowy język wyraża lęk przed samodzielnym myśleniem. Lęk widać w stylistyce. Nieustannie używa się słowa „jakby”. „Polska wygląda jakby”.
– To słowo nic nie znaczy – mówię.
– Pozornie nic. A tak naprawdę jest sygnałem, że człowiek, który wyraża swoją opinię, jest niepewny swego poglądu. Za wszelką cenę chce się zabezpieczyć. Mówimy „jakby” i wszystko staje się relatywne. Język wyraża sposób myślenia, a my reprezentujemy myślenie zalęknione. rzeczywistość nas często przerasta i nie umiemy jej wymierzyć, ocenić. A czasem coś powiedzieć trzeba.
– To jest przecież znak czasu: nowoczesność wieloznaczna, wieloznaczeniowość nowoczesna… – nadmieniam.
– Nie, to postmodernistyczne urojenie, że wszystko jest względne. Mamy rozchwiane wartości i słychać to nawet w doborze słów.

Wertując zbiór reportaży na warszawskim Ursynowie, raz jeszcze trafiam na Usta są jeszcze gorące, w którym czytam: disco polo – największa atrakcja estetyczna w Polsce. (…) Polo słuchają sprzedawczynie w sklepach, kierowcy w autobusach… Do moich uszu dobiega utwór disco gatunku wprost z przejeżdżającego obok samochodu (nie znam twórcy ani tytułu, a moje możliwości rozpoznawania są dość ograniczone – po charakterystycznym głosie poznam tylko jedno nazwisko z tejże branży). Znakiem czasu jest niezgodność ze zdaniem z roku 1995: disco polo w telewizji publicznej prawie nie istnieje. Psycholog muzyczny Magda Czapińska mówi Szczygłowi: to jest rodzaj analfabetyzmu w muzyce, a Maciej Chmiel określa ten gatunek pornografią muzyczną. Zdań zwolenników i obrońców również nie brakuje. Chciałabym, żeby tak samo dużo było entuzjastów opisywanego przeze mnie fenomenalnego zbioru twórczości autora nagrodzonego NIKE za Nie ma (ten tytuł również rekomenduję).

Płynnie poruszę kolejny muzyczny temat, na zupełnie innym biegunie gatunkowym. W czerwcu zachwycił mnie najnowszy album Hani Rani – home. To zapis poszukiwań przynależności, własnego miejsca, szczęścia, tęsknoty oraz cennych doświadczeń, a także wielość historii, które przy każdym odsłuchu oczarowują na nowo. Rozpisywać się o nim będę, gdyż uczyniłam to już wcześniej (link poniżej), ale polecam go Waszej uwadze i przyjemności.

Hania Rani – home – recenzja


Klaudia Rudzka 

W czerwcu poprzez splot różnorodnych przypadków przypomniałam sobie o istnieniu fantastycznego rosyjskiego zespołu Синекдоха Монток, którego wokalistą jest Savva Rozanov. Już sama nazwa jest dość enigmatyczna ponieważ синекдоха oznacza figurę stylistyczną, wskazującą na jakieś zjawisko poprzez użycie nazwy innego zjawiska, zawierającego to pierwsze lub zawierającego się w pierwszym,  natomiast  miasto Монток zostało zaczerpnięte z filmu Zakochany bez pamięci. Gdybyście mieli sobie wyobrazić muzykę zespołu jest to delikatne, wręcz oniryczne elektroniczne brzmienie przesiąknięte liryką wyciągniętą z cudzego pamiętnika. Ich twórczość, która składa się z jednego albumu wydanego w roku 2012 oraz kilku EPek, będącymi czymś na kształt sagi i historii, można porównać do takich grup jak Bon Iver, Beirut czy Sigur Rós. W Polsce są raczej nieznani, a szkoda. Sprawdźcie sami bo głos Savvy hipnotyzuje:

Синекдоха Монток - Ниточка в голове

Gdyby ktoś w taki sposób jak profesor uczył mnie matematyki, być może dzisiaj byłabym w zupełnie innym miejscu. Ukochane równanie profesora to bestseller i jedna z ukochanych powieści współczesnych Japończyków. To bardzo ciepła, a zarazem mądra lektura będąca poniekąd przypowieścią o matematyce, przyjaźni, czułości i najważniejszych wartościach. Nie raz wywołała u mnie uśmiech, nie raz wzruszyła i  dała zwyczajnie do myślenia. Opowiada o starszym, wybitnym profesorze, który boryka się z kłopotami z pamięcią, nie przeszkadza mu to jednak w nawiązaniu przyjaźni z Pierwiastkiem i jego mamą. Bardzo chciałabym, by ta niewielkich rozmiarów lektura doczekała się ekranizacji. Polecam na ciepłe, wakacyjne wieczory. 


Anna Bugajna

W czerwcu dla odmiany chciałabym Wam polecić dwa seriale Netflixa. Pierwszym z nich jest The Eddy – znanego i lubianego reżysera – Damiana Chazella, twórcy takich filmów jak Whiplash czy La la Land. Jak zwykle reżyser nie zawodzi i także w tym serialu możecie liczyć na porządną dawkę dobrego jazzu. Jedną z głównych ról gra Joanna Kulig (Ida, Zimna wojna, Kler).

O czym jest serial? Tytułowy „The Eddy” to klub jazzowy w Paryżu założony przez dwóch przyjaciół Eliota i Farida. Obaj nie tylko są pasjonatami muzyki jazzowej, ale także ich twórcami. Główną atrakcją klubu są koncerty grupy stworzonej przez Elliota. Dobrał on jednostki niezwykle utalentowane, które rozproszone po Paryżu, grały na własną rękę. Razem tworzą zespół przygotowujący się do nagrania płyty. Zaraz na początku serialu Farid zostaje zamordowany przed klubem. I tak rozpoczyna się kryminalny wątek serialu, który otrze się o najmroczniejsze zakamarki miasta.

Jednak serial jest nie tylko o muzyce, a jego głównym wątkiem nie jest tylko zagadka śmierci Farida. Każdy z bohaterów niesie na swoich barkach tragiczną historię. Poplątane relacje rodzinne, ambicje, miłość i pożądanie mieszają się i tworzą wybuchowe mieszanki. Na szczęście twórcy każdemu z bohaterów poświęcili jeden odcinek, dzięki czemu możemy te historie poznać.

Paryż, w którym rozgrywa się akcja, staje się kolejnym bohaterem tego serialu. Nie zobaczycie w nim stolicy miłości wprost z okładek przewodników turystycznych. Zobaczycie dzielnice Paryża oddalone od centrum, pełne brudnych interesów, biedy i kulturowej mieszanki. Jednak w tym mieście, rodem z kryminałów noir, pobrzmiewa muzyka, niemal z każdego miejsca, z najbardziej zrujnowanej dziury. Muzyka, który łączy ludzi we wspólnej pasji niezależnie od pochodzenia, zajęcia czy przeszłości.

Drugim serialem jest Hollywood. Przyznam szczerze, że zaczęłam go oglądać od tak. Nikt mi go nie polecił ani nie widziałam jego reklam. Po prostu surfując po Netflixie, znalazłam Hollywood. Myślę, że to ciekawa propozycja szczególnie w tym czasie. Po śmierci Georga Floyda dyskusje wokół dyskryminacji Afroamerykanów nabrały nowej mocy. Ponadto decyzje HBO o tymczasowym zdjęciu z platformy telewizji Przeminęło z wiatrem dolały nieco oliwy do ognia.   

Hollywood w swojej formie i przesłaniu jest dość przewrotnym serialem. Akcja rozgrywa się w złotej erze Hollywoodu. Wielkie wytwórnie produkują obrazy, które oglądają miliony. Bogaci się bogacą, a młodzi walczą o wstęp do tej krainy snów. Historia Hollywoodu jest jednak uzupełniona o seksualne afery, wykorzystywania i dyskryminację. Czarnoskóre aktorki grają jedynie role pokojówek, homoseksualiści ukrywają się w barach i kinach porno.

Głównymi bohaterami jest grupa początkujących aktorów, młody reżyser z azjatyckimi korzeniami i czarnoskóry, homoseksualny scenarzysta. Mając za sobą żonę właściciela jednej z największych wytwórni, która chwilowo przejęła stery, próbują stworzyć film – obraz kontrowersyjny, który wstrząśnie opinią publiczną. Zatrudnieni są w nim wszyscy, którzy zostali wyrzuceni poza margines, a sama historia dotyka głównego tematu nietolerancji i okrucieństwa systemu. Wszyscy uparcie dążą do realizacji tego filmu pomimo wszelkich przeciwności. Walczą o swój głos.

Ten serial naprawdę dobrze się ogląda. Bohaterowie są tak sympatyczni, że od razu kradną serca. Od początku gorąco się im kibicuje. Serial nie jest także pozbawiony humoru. Jak się to kończy? Oczywiście szczęśliwie. W końcu to kolejna bajka z krainy snów. To, co dzieje się dziś wokół nas, tylko to potwierdza. Serial ten mam nadzieję, że oprócz dobrej rozrywki, da Wam powód do refleksji. 


Mateusz Cyra

Mój czerwiec zdominowała w zasadzie jedna piosenka. Level of Concern amerykańskiego zespołu Twenty One Pilots. Ta wydana 9 kwietnia 2020 roku piosenka dotarła do mnie dopiero na początku czerwca, gdy coś mnie tknęło i zacząłem od nowa przesłuchiwać nieśmiertelny dla mnie album Blurryface z 2015 roku. Odpaliłem teledysk i po prostu odpłynąłem. To połączenie dance rocka z lekką nutką funku działa na mnie lepiej niż relaksująca kąpiel. Piosenka powstała w trakcie pandemii Covid-19 i porusza ten temat w bardzo ciepły i kojący sposób. Zapamiętam ten utwór do końca życia również z innego powodu – to pierwszy utwór muzyczny, niebędący dziecięcą piosenką, rymowanką lub wierszykiem, który moja córka Lila pokochała całym serduszkiem. To taka nasza pierwsza wspólna popkulturowa fascynacja. ;)  Od miesiąca mamy nawet stały rytuał – gdy wracam z pracy, biorę młodą na ręce, stajemy kilka metrów od telewizora, odpalam YouTube’a i włączam wersję „kwarantannową” z programu „Tonight Show” Jimmy’ego Fallona, w którym Tyler, Josh oraz zaprzyjaźnieni z nimi muzycy Simon, Jessie, Paul (i Ned!), każdy w swoim ogrodzie, grają i śpiewają ten utwór. Młoda dosłownie tańczy mi na rękach i z radością popiskuje, reagując to na trąbkę, to na gitarę elektryczną, to na cudowny falset Tylera oraz – oczywiście – na solówkę w wykonaniu Neda. Ciekawostka: Level of Concern ma już cztery wersje wideo. Oryginalną, lyric video, tę z programu Fallona oraz  rozpoczętą 22 czerwca 2020 roku wersję never ending video, w którym na przemian z fragmentami teledysków TOP możemy oglądać fanów zespołu, którzy nadesłali swoje materiały do Tylera i Josha.

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Anna Bugajna

Kulturoznawca, literaturoznawca, pisze tu i ówdzie o tym i o tamtym. "Niektórzy noszą baletki i wierzą, że na koniec wszystko będzie dobrze. Inni noszą kowbojki, które stukają, i wierzą w co innego: że trzeba wyjść na zewnątrz i zobaczyć świat, póki jeszcze trwa" R. J. Waller. Baletki to z pewnością nie jej typ obuwia.

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Klaudia Rudzka

Kino w każdej postaci, literatura rosyjska, reportaż, ale nie tylko. Magister od Netflixa, redaktor od wszystkiego. Właściwy człowiek we właściwym miejscu – chętnie zrelacjonuję zarówno wystawę, koncert, płytę, jak i sztukę teatralną.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *