Bazar złych snów

Wielogłosem o…: „Bazar złych snów”

Bazar złych snów to pierwszy od wydanego w 2008 roku Po zachodzie słońca zbiór opowiadań Stephena Kinga i jak to w przypadku eksperymentów z krótką formą u pisarza z Maine bywa – fani są podzieleni. Od krajowej premiery minęły dwa miesiące i przeważa jednak dość pozytywne zdanie na temat najnowszego zbioru minidziełek prawie siedemdziesięcioletniego autora. W naszej redakcji również utrzymuje się podobna tendencja i w niniejszym Wielogłosie znajdzie się miejsce dla dwóch całkiem pozytywnych głosów, które dość zgodnie cenią sobie niezmienną umiejętność Kinga do tworzenia świetnych historii, oraz jeden marudny, dla którego Bazar złych snów okazał się rzeczywiście targowiskiem, jednak niekoniecznie złych snów, ale przeciętności. 

WRAŻENIA OGÓLNE

Michał Bębenek: Nowy zbiór opowiadań Kinga to coś, na co fani czekali od dawna. Bo cóż jest lepszego niż nowa opowieść przeniesiona na papier, prosto z wyobraźni Króla Horroru? Pytanie nie jest do końca retoryczne, bo odpowiedź jest prosta – dwadzieścia nowych opowieści! Nie jest to co prawda zbiór pełen tak niesamowitych historii jak Szkieletowa załoga czy Nocna zmiana, niemniej jednak wszystkie teksty znajdujące się w Bazarze złych snów trzymają mniej więcej równy poziom. Łatka Króla Horroru, która przylgnęła do pisarza jest nieco krzywdząca, jako że udowodnił on, i to niejednokrotnie, że doskonale czuje się także w innych gatunkach literackich, a tych w jego nowym zbiorze zdecydowanie nie brakuje.

Patryk Wolski: Coś we mnie chyba pękło, bo Bazar złych snów raczej mnie rozczarował, niż zachwycił. Jeśli Michał uważa, że opowiadania w tym tomie trzymają mniej więcej równy poziom, to ja od siebie muszę dodać, że jest to relatywnie niski pułap. Chociaż uwielbiam Kinga za jego opowiadania (od nich przecież zacząłem swoją przygodę z tym autorem), to tym razem wcale mnie nie urzekł – ani swoją pomysłowością, ani gawędziarstwem. Pamiętam, jak kilka lat temu ostro spieraliśmy się ze wspólnym znajomym, który twierdził, że King się skończył, jedzie na tym samym pomyśle itd. Aż do teraz nie myślałem, że kiedyś przyjdzie mi przyznać autorowi tych słów rację. Jak dla mnie autor z Maine tym zbiorem udowodnił, że wyobraźnie wciąż ma żywą, ale powtarzalną.

Mateusz Cyra: No cóż, ja stanę w zdecydowanej opozycji do Patryka i chyba pozostanie tak przez cały niniejszy Wielogłos. Bazar złych snów udowadnia, ze Mistrz z Maine jest wciąż w dobrej formie i po niezwykle przeciętnym i niechlubnym w jego dorobku czasie, kiedy to wydał takie koszmarki jak Pan Mercedes oraz Znalezione nie kradzione każdy jego wieloletni fan może odetchnąć z ulgą. Najnowszy zbiór opowiadań Kinga jest – po prostu – dobry. Może nie ma w tym zbiorze perełek, które zapamiętamy na całe życie, ale na dobrą sprawę nie ma też nic słabego. Ot, stary wyjadacz stworzył bezpieczne dzieło, które przede wszystkim przyjemnie się czyta. A odnosząc się do Patryka – mimo że echa jego wcześniejszych pomysłów pojawiają się w Bazarze złych snów, na dzień dzisiejszy absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem, jakoby King się skończył.

ZALETY I WADY ZBIORU

Michał: Zdecydowaną zaletą jest objętość książki. Czeka na nas aż dwadzieścia nowych opowiadań, z których każde bez wyjątku potrafi wciągnąć czytelnika, jako że specyficzny styl pisania Kinga ma w sobie jakąś tajemną moc gawędziarstwa. Ale jeśli ktoś zbyt mocno zasugerowałby się tytułem zbioru, może się nieco zawieść, bowiem opowiadań, które z czystym sumieniem można uznać za horror, jest tutaj naprawdę niewiele. Pojawiają się zatem klasyczne, “Kingowe” opowieści grozy (jak samochód pożerający ludzi), będą klimaty postapokaliptyczne (Letni grom), obyczajowe historie mówiące po prostu o ludziach, teksty, które naprawdę bawią, a nawet dwa poematy. To zbiór opowiadań z prawdziwego zdarzenia, jakiego nie było od czasów wydanego w 2008 roku Po zachodzie słońca, normalne więc jest to, że nie zawiera w sobie samych arcydzieł. Można w nim znaleźć jednak dość dużą różnorodność, która jednocześnie spojona jest niepowtarzalnym stylem.

Patryk: To prawda, że różnorodność jest jasnym punktem tej książki – każdy znajdzie coś dla siebie, jak na ruskim targu/tureckim bazarze. Pojawia się tu King z dojrzałym podejściem do starości i przemijania, jak i King, który wpadł na poroniony pomysł i stwierdził, że można z tego zrobić dobre opowiadanie. Fajnie, że można przebierać w gatunkach, bo to też w pewnym stopniu odzwierciedlenie całej bibliografii autora – znajdą tu się przeróżne utwory, które mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Co mnie szczególnie cieszy, w Bazarze złych snów pojawiły się teksty, które znacznie wcześniej zostały wydane za granicą w formie nowel, omijając niestety nasz kraj.

Nie cieszy mnie za to, że albo ja tetryczeję i już King nie bawi mnie tak jak kiedyś, czy może Steve już zatoczył koło i jedynie modyfikuje różne pomysły. Niejednokrotnie podczas lektury miałem wrażenie, że King już taki (lub bardzo podobny) pomysł wykorzystał, a teraz go tylko lekko zmodyfikował. Nie bawi mnie kolejna historia o morderczym samochodzie czy nieśmiertelnej istocie, która prześladuje głównego bohatera. I, chociaż takiego Kinga ostatnio bardziej preferuję, zaczyna mnie irytować, że po raz kolejny opowiada o umierających starcach, którzy robią rachunek sumienia, toczą opowieść swojego życia i żegnają się z tym światem.

Mateusz: A ja myślę Patryku, że zacząłeś w Kingu doszukiwać się tego, czego nigdy nie otrzymasz. To wciąż ten sam autor, który z biegiem lat zmienił swoje podejście do niektórych spraw. I dla mnie naturalnym jest, że mając niemal 70 lat na karku, będąc po ciężkim wypadku, którego skutki czuje się do dziś, myśli się o nieuchronności śmierci i naturalnym tego odbiciem jest jedna, druga, dziesiąta, dziewiętnasta historia o tym. Jednak Stephen King tak potrafi (moim skromnym zdaniem) żonglować jednym tematem oraz dodawać do niego poszczególne (ale i charakterystyczne, za każdym razem unikalne) zmienne, że mówienie o tym, że się skończył jest dla mnie oznaką kompletnego braku szacunku dla autora, który otworzył nam wrota do literatury. Wracając do zalet oraz wad – niepotrzebnie King upchnął w Bazarze złych snów dwa poematy, których ja strawić nie umiałem. Jasne, autor z Maine ma wyrobioną markę na tyle, że pewnie gdyby postanowił wydać zbiór wierszy to i tak każdy fan by to kupił, ale dla mnie tych krótkich utworów nie powinno w nim być, bo psują całość. Zalety? King nadal potrafi przestraszyć i w dalszym ciągu zdarzają mu się sytuacje, że w całym przyzwoitym opowiadaniu trafi się jedno zdanie tak celne i mocarne, że automatycznie ocena idzie w górę.

NAJLEPSZE OPOWIADANIE

Michał: Ciężko mi będzie wybrać tylko jedno, najlepsze opowiadanie.Wskażę więc najlepszą według mnie trójkę. Będą to Pijackie fajerwerki, UrNekrologi. Ten pierwszy tytuł może się wydać dla niektórych dziwnym wyborem, ale ja naprawdę się przy tym tekście szczerze uśmiałem. Rywalizacja na moc fajerwerków, odbywająca się co roku, czwartego lipca, pomiędzy typowymi amerykańskimi jankesami a mieszkającymi po drugiej stronie jeziora bogaczami włoskiego pochodzenia opisana jest w tak zabawny sposób, że nie sposób oderwać się od tej historii, śmiejąc się na głos co parę akapitów. Z kolei Ur,to tekst, który King napisał jakiś czas temu specjalnie dla firmy Amazon, w ramach promocji ich nowego (w tamtych czasach) produktu, jakim był powszechny już teraz Kindle. To opowieść o nauczycielu, który zamawia rzeczony czytnik ebooków i okazuje się, że trafił mu się unikalny egzemplarz, potrafiący pobierać książki z alternatywnych rzeczywistości (jak na przykład, nieznane dzieła Hemingwaya, których w naszym świecie nigdy nie napisał). Jest to też tekst po brzegi wypełniony nawiązaniami do Mrocznej Wieży, pojawiają się nawet mali ludzie w żółtych płaszczach. No i na koniec, Nekrologi, opowieść o młodym pisarzu, który dorabia sobie jako redaktor w prześmiewczym internetowym portalu, pisząc zabawne nekrologi niedawno zmarłych celebrytów. Pewnego dnia, dla żartu, postanawia napisać nekrolog swojej żyjącej szefowej, która niedługo potem pada martwa. Późniejsze wydarzenia można opisać powiedzeniem na temat wielkiej mocy, z którą wiąże się wielka odpowiedzialność. Teksty te, to “stary, dobry King”, dostosowany do nowych czasów. Na wyróżnienie na pewno zasługują jeszcze teksty: Letni grom (melancholijna opowieść postapokaliptyczna), Wredny dzieciak (kolejna bardzo “Kingowa” historia grozy), Śmierć (niesamowicie klimatyczna, mroczna opowieść w realiach westernu) i Billy Blokada (z pozoru coś, o czym my, Polacy, nie mamy zbyt dużego pojęcia, bowiem jest to opowiadanie o baseballu, które jednak kończy się w dość przewrotny sposób). Wspomnę jeszcze, że zanim zacząłem czytać Bazar złych snów, w moim rankingu na najlepszy tytuł opowiadania, na pierwszym miejscu uplasowało się Batman i Robin wdają się w scysję. Ostatecznie, tekst ten, kiedy już go przeczytałem, okazał się całkiem niezły, ale prawdę mówiąc, liczyłem na coś bardziej dosłownego ;).

Mateusz: Cieszy mnie, że wymieniłeś aż tyle tytułów, bo samo to pokazuje, że Bazar złych snów  to zbiór różnorodny i udowadnia tylko moją tezę, że mówienie o popularnym pisarzu i tutaj cytuję: King się skończył, jedzie na tym samym pomyśle, jest zwyczajnie niczym uderzenie kulą w płot. Pewnie myślicie sobie teraz: Czemu on się tak uczepił tego zdania?! Już wyjaśniam: Po prostu bardzo mnie to ubodło, uważam je za wielce niesprawiedliwe, tendencyjne i strasznie generalizujące. Tym bardziej, że takimi historiami jak Letni grom, Nekrologi, Wredny dzieciak, Życie po życiu czy wreszcie Billy Blokada King udowadnia, że wciąż ma świeże pomysły. Oddaję jednak głos Patrykowi.

Patryk: W tym przypadku wyróżnić mogę dwa teksty, o których wspomniałem mimochodem, czyli wcześniej wydane w formie nowel – Billy BlokadaUr. Chociaż nie znam się na baseballu (nie trzymałem nawet rzeczonej pałki w rękach), to szybko wciągnąłem się w treść i nie jestem w stanie przyznać, mimo ogólnej zgryzoty, że King nie ujął mnie tutaj swoim genialnym gawędziarstwem. To jest akurat przykład jego pracy, którą chce mi się czytać i najtrudniej będzie autorowi sprawić, że one mi zbrzydną. Jako trzecie wymienię opowiadanie Batman i Robin wdają się w scysję – nie dość, że intryguje tytułem, to oczarowało mnie prostotą, z jaką King ukazał relację ojciec-syn, nawet jeśli wydaje się ona beznadziejna i nieuchronnie zmierzająca do swego kresu.

Mateusz: Tutaj z kolei cieszy mnie, że wymieniłeś Patryku opowiadanie o baseballu. Dlaczego? Ano dlatego, że jest to jedno z opowiadań w zbiorze, które najmniej pachnie Kingiem, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że zacząłeś szukać w Kingu czegoś innego niż dotychczas. Okej, trzeba przyznać, że Billy Blokada to gawędziarstwo na medal, ale mi w tym opowiadaniu bardziej nasuwały się skojarzenia ze Steinbeckiem i (mimo że jestem wielkim fanem autora Myszy i ludzi) jest to jedno z opowiadań, które okropnie mnie męczyły.  

Wracając jednak do najlepszego opowiadania, mam trzy pewniaki i dwa miejsca poza podium. Kolejność od najlepszego: Życie po życiu, Ur, Letni grom, Nekrologi, Wredny dzieciak. Nie chcę specjalnie wdawać się w poszczególne emocje, jakie te opowiadania we mnie wywarły, ale wymieniona piątka sprawiła mi – zwyczajnie – największą czytelniczą frajdę i właśnie te historie pozostaną ze mną na dłużej.

NAJSŁABSZE OPOWIADANIE

Michał: Ogólnie nie przepadam za poematami, dlatego Kościół z kości Tommy’ego przeczytałem bardziej z poczucia obowiązku. Nie były to teksty złe, ale tego typu forma nie do końca do mnie trafia. Natomiast za najsłabsze opowiadanie uważam tekst, który zarazem jest pierwszy w tym zbiorze i jest też najbardziej w stylu pisarza. Być może nawet za bardzo. Mowa tu oczywiście o 130. kilometrze, czyli opowieści o dziwnym stworzeniu, przybierającego formę pożerającego ludzi samochodu, który zatrzymał się na opuszczonym parkingu przy autostradzie. Sam pomysł nie jest zbyt oryginalny jak na Stephena Kinga (który nieraz już używał motywu morderczych samochodów, chociażby w Christine czy Buicku 8), to bardziej taki horror klasy B, opowiadanie w stylu np. Palca, nastawione bardziej na makabrę niż rzeczywisty strach.

Patryk: Również wymienię wśród swoich nieulubieńców 130. kilometr, z tych samych powodów co Michał. Jeśli chodzi o poematy, to ja również za nimi nie przepadam – a właściwie mam alergię na wszystko, co wierszowane. Wiem, że się kompletnie nie znam na poezji, ale po przeczytaniu kilku linijek uznałem, że nie warto czytać czegoś, co próbuje być poezją. Bez większego wahania pominąłem te teksty. Mam ochotę za to wspomnieć jeden tekst, który zirytował, ba!, rozwścieczył mnie na tyle, że przez kilka dni nie byłem w stanie dotknąć Bazaru złych snów. Wredny dzieciak to opowiadanie bardzo Kingowe, ale jak dla mnie jest po pierwsze powtórką z rozrywki, a po drugie jest kompletnym zaprzeczeniem tego, co King napisał we wstępie (każde opowiadanie poprzedzone jest krótką notką od autora). Nie wiem, jak mam traktować obietnicę autora, że tym razem chciał napisać historię nie o czystym, wiecznym złu, lecz o zwykłym, na wskroś podłym dzieciaku, ale moim zdaniem wyszło kompletnie odwrotnie. Aż chciałoby się zaśpiewać (o ile bym umiał, oczywiście): ale to już było!

Mateusz: Tutaj z kolei kompletnie się rozmijamy (poza tymi nieszczęsnymi poematami, które przeczytałem, ale w mękach). O tyle, o ile pomysł na zło w opowiadaniu 130. kilometr jest faktycznie oklepany (tyle, że sam King ma tego świadomość, o czym wspomina we wstępie), o tyle w moim przekonaniu nie to stanowiło o “fajności” tej opowieści. Mnie cholernie urzekła ponad połowa opowiadania, będąca opowieścią młodego chłopaka, który chciał przeżyć coś świetnego i za wszelką cenę poczuć się ważny, niczym dorosły. Podczas czytania tego rozdziału w 130. kilometrze czułem przez moment, jakbym znowu czytał fenomenalne Joyland. Druga połowa omawianego opowiadania nie zachwyca, ale i nie mierzi. Natomiast, jako że Wredny dzieciak uznaję za jedno z lepszych opowiadań, naturalnym jest, że będę polemizował ;). Chętnie poznam powtórką z czego jest to opowiadanie, bo ja za nic nie przypominam sobie podobnego motywu u Kinga. Chyba że patrzymy ogólnie – na zło, coś pierwotnego, nieokiełznanego i nadnaturalnego – wtedy  i owszem, jest to powtórka z rozrywki, tyle tylko, że niemal cały dorobek pisarski Kinga porusza ten wątek. Ja natomiast zrozumiałem zapewnienie autora w nieco inny sposób – chciał opisać podłego do granic możliwości dzieciaka, który terroryzuje innych, i opowiadanie jest wariacją na ten temat. Aczkolwiek rozumiem, że można było czuć się zawiedzionym.

Ponownie rozpisałem się nie o tym, o czym powinienem. Najsłabsze opowiadanie? Wymieniam w kolejności od najgorszego: Pijackie fajerwerki, Billy Blokada, Śmierć. Skąd taki wybór? Moim zdaniem to najmniej “Kingowe” utwory z całego zbioru. Poza tym, męczyło mnie ich czytanie.  

Patryk: To ciekawe, bo ja właśnie w opowiadaniu Billy Blokada doszukałem się klimatu rodem z Zielonej Mili, Skazanych na Shawshank czy Ciała ;).

 

STYL, JĘZYK

Michał: Cóż jeszcze mógłbym dodać? Napisałem już tyle na temat specyficznego stylu Kinga, że nie chciałbym się powtarzać. Ale… no, ten styl po prostu widać na każdej stronie, a autor potrafiłby chyba napisać w ciekawy sposób nawet instrukcję obsługi pralki.

Patryk: Styl Kinga jest na tyle charakterystyczny, że trudno go pomylić z innym autorem. Czasami tylko ta umiejętność ratuje autora, aby z makabrycznie idiotycznego opowiadania stworzyć historię, która choć nie powala, czyta się dobrze.

WYDANIE 

Patryk: Okładka Vincenta Chonga moim zdaniem trochę różni się od jego poprzednich prac, mniej w niej bezpośrednich odniesień do lektury, za to jest ogólnym zobrazowaniem tytułu książki: pojawiają się pająki, maszkary wyłażące spod łóżka i inne potworności, które potrafią wyrwać ze snu niespokojną duszę. Samo wydanie zaś to już klasyczny King od Prósa – fajnie, że wydawnictwo nieprzerwanie od kilku lat wydaje jego książki w jednej szacie graficznej, przez co na półce nie roi się od kleksów, a czarny ciąg książek wygląda po prostu ślicznie.

Mateusz: Fakt, okładka Chonga chyba pierwszy raz od dawna nie nawiązuje ściśle do konkretnej sceny/opowiadania, ale obrazuje koncept autora oraz tytuł. Pomysł ciekawy, ale mnie – szczerze mówiąc – okładka nie przypadła do gustu. Zbyt kolorowa, przywodząca na myśl właśnie bazarową tandetę, której na szczęście nie ma w treści ;). Czcionka jest dokładnie taka, jak lubię. Nie za duża, nie za mała. Idealna.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Michał: Bazar złych snów to doskonała chwila wytchnienia między tzw. trylogią Billa Hodgesa (zapoczątkowaną Panem Mercedesem), czyli romansem autora z gatunkiem kryminału, a także innymi nieco większymi powieściami. Krótkie formy w wykonaniu Stephena Kinga to zawsze gwarancja dobrej zabawy, na którą nie trzeba poświęcić dużo czasu i zaangażowania. Mnie osobiście jednak najbardziej ruszył wstęp od autora, w którym autor ów przekazuje nam takie oto słowa: Ogromnie się cieszę, Stały Czytelniku, że obaj wciąż tu jesteśmy. Fajnie, co? Otóż, ja również bardzo się cieszę, panie King, gdyż jestem z panem od bardzo dawna.

Patryk: Jestem trochę zawiedziony, ale nie wiem, czy winy mam szukać u siebie, czy u Kinga. Według mnie trochę za dużo tu zakurzonych i słabych pomysłów, które czasami nie bronią się nawet stylem autora. Nie mam złudzeń, że fani Kinga po książkę i tak sięgną, bo z nim jest jak z nowymi Gwiezdnymi Wojnami – jak ktoś jest wielkim fanem, to i tak przeczyta. Bazar złych snów to niestety najnudniejszy zbiór opowiadań Kinga, z jakim miałem do czynienia, ale na szczęście jest w nim kilka opowiadań, które wciąż trzymają mnie w przekonaniu, że Stephen King się jeszcze nie skończył.

Mateusz: Niezwykle cieszy mnie powrót do zbioru opowiadań, ponieważ bardzo za tym tęskniłem przez ostatnie lata. Zresztą, Kingowe opowiadania zawsze będą miały u mnie punkcik więcej z racji czystego sentymentu – co prawda moja przygoda z Kingiem zaczęła się od  Rose Madder, ale kolejnymi wyborami były trzy zbiory opowiadań i to właśnie one wywindowały Kinga do rangi jednego z moich ulubionych pisarzy. A ja wierny jestem i moja sympatia do pisarza z Maine trwa nieprzerwanie od 2007 roku. O trylogii Billa Hodgesa wolę nie wspominać, ponieważ uważam to za jego pisarski niewypał, który nie powinien mieć w ogóle miejsca. I nie, nie czekam na zwieńczenie wspomnianej trylogii, bo King jest takim twórcą kryminałów, jak ja złotą rączką (czytaj: fatalnym). Odnosząc się do końcowej wypowiedzi Patryka: zwracam honor, bo już myślałem, że przepadłeś ;). Chociaż nie zgadzam się, by był to najsłabszy zbiór. Taka Szkieletowa Załoga zawiera tak fatalne teksty, że nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego, bronią ten zbiór jedynie nieliczne perełki. Myślę sobie jednak, że jest to jakiś znak czasów – dawniej King nie bał się zaszaleć i w jednym zbiorze upychał rzeczy genialne obok gównianych. Po 2000 roku stawia jednak na spokój ducha i jego zbiory są bardziej wyważone, bezpieczne właśnie.

bazar-zlych-snow banner

[buybox-widget category=”book” name=”Bazar złych snów” info=”Stephen King”]

Fot.: Prószyński i S-ka

Bazar złych snów

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Aktualnie wiekowy student WoFiKi. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *