tajemnica henriego picka

Wielogłosem o…: „Tajemnica Henriego Picka”

Dziś kinowa premiera naszego ostatniego patronatu medialnego w 2019 roku! Tajemnica Henriego Picka w dystrybucji Aurora Films to lekka i przyjemna propozycja, akurat na zwieńczenie pierwszej dekady XXI wieku. Francuska komedia kryminalna to ekranizacja powieści Davida Foenkinosa, w której przede wszystkim poruszony został wątek literatury i to wokół niej kręci się główna oś fabularna. Zapraszamy do lektury wielogłosu, w którym Sylwia i Mateusz rozmawiają na temat tej produkcji. 


WRAŻENIA OGÓLNE

Sylwia Sekret: Tajemnica Henriego Picka to film, który niezaprzeczalnie wciąga widza i angażuje go w podjęcie własnych „poszukiwań” i snucie domysłów dotyczących tytułowej tajemnicy. Jednocześnie jest to lekki obraz, przy którym bez problemu zrelaksujemy się po ciężkim dniu, nie mając jednocześnie poczucia zmarnotrawionego czasu. Zasiadając do seansu, liczyłam na rozrywkę i kawałek porządnego kina i dokładnie to otrzymałam, w gratisie otrzymując naprawdę ciekawy pomysł na fabułę.

Mateusz Cyra: To prawda. Spodziewałem się po tym filmie czegoś lekkiego, odprężającego, będącego przerywnikiem między poważniejszymi produkcjami, ale jednocześnie wciąż oczekiwałem dzieła niegłupiego i właśnie to otrzymałem w kryminalnej komedii Rémiego Bezançona. Może tytułowa tajemnica nie była dla mnie czymś szokującym i nie mogę powiedzieć, że nie spodziewałem się takiego rozwikłania sprawy, ale nie znaczy to także, że rozwiązanie tej zagadki jest takie oczywiste. W każdym razie – Tajemnica Henriego Picka dostarcza miłej zabawy i trudno powiedzieć o niej coś negatywnego.

ZALETY I WADY FILMU 

Sylwia: Pierwszą zaletą, jaka przychodzi mi do głowy, a wręcz ciśnie na usta, jest idealnie wyważony, ciepły, niewymuszony humor, z którym twórcy trafili po prostu w punkt. Nierzadko opiera się on jedynie na drobnych gestach, mimice czy wymownym milczeniu, ale właśnie wtedy robi największą „robotę”. Również aktorstwo to z pewnością plus francuskiego dzieła – tutaj każdy, bez względu na to, ile czasu ekranowego dostał, wywiązał się ze swojego zadania – niektórzy nawet z nawiązką.

Mateusz: Zgadzam się – humor jest bardzo ciepły i lekki, przy tym mocno poprawny politycznie i raczej nikt nie powinien się poczuć urażony w trakcie oglądania tej komedii kryminalnej. Aktorzy mają między sobą dobrą chemię, co owocuje przyjemnie wciągającą intrygą, która, mimo że wcale nie jest „ważna” (bo przecież nie chodzi tu o morderstwo bądź kradzież skarbów narodowych, a o odkrycie tożsamości autora nieoczekiwanego bestsellera), to daje widzowi niemało frajdy ze stopniowego odkrywania brakujących kawałków tych literackich puzzli. A jak podobał Ci się pomysł wyjściowy?

Sylwia: Wyjściowy pomysł na fabułę również zasługuje na uznanie. Kiedy ojciec Daphne, która pracuje w agencji wydawniczej, mówi jej o położonej niedaleko bibliotece, w której znajdują się wszystkie odrzucone przez wydawców powieści, kobieta już następnego dnia, zafascynowana, udaje się do tego miejsca. Szybko w oczy rzuca jej się tytuł Ostatnie godziny historii miłosnej. Po lekturze, uznając dzieło za genialne, postanawia je wydać. Autorem okazuje się zmarły kilka lat wcześniej Henry Pick. Nie mija wiele czasu, a powieść staje się bestsellerem, zachwycając zarówno czytelników, jak i krytyków. Właśnie jeden z uznanych krytyków, prowadzący program literacki Bezokolicznik, jako jedyny jednak nie dowierza, że tak wspaniałe dzieło wyszło spod ręki mężczyzny, o którym nawet jego żona i córka nie wiedziały, że potrafi napisać coś więcej niż listę zakupów. Jean Michel Rouche wszczyna więc własne śledztwo, motywowany dodatkowo własnymi niepowodzeniami życiowymi, które zdaje się, że zapoczątkowała właśnie powieść Picka.

Jeśli chodzi o wady filmu, to do głowy przychodzi mi jedynie to, że ostateczne rozwiązanie zagadki odrobinę mnie rozczarowało, jednak im dłużej myślę o filmie, tym bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że współczesne kino i literatura uczyniły ze swego odbiorcy aż nazbyt dociekliwego detektywa, który doszukuje się tajemnicy tam, gdzie jej nie ma i gmatwając wszystko dookoła, odbierając sobie przyjemność z odbioru dzieła i skazując na wieczny brak pełnej satysfakcji.

Mateusz: W zasadzie trudno tu wskazać jakąś oczywistą przywarę tej produkcji. Zdjęcia są poprawne, ale nie wybitne, jednak nie jest to tego rodzaju kino, żeby bawić się w eksperymenty techniczne. Niektórym całość może się wydać odrobinę zbyt przerysowana, ale moim zdaniem akurat mocną (ale smutną) zaletą Tajemnicy Henriego Picka jest celność, z jaką komentuje współczesny rynek literacki (i nie tylko).

PROBLEMATYKA

Sylwia: Tajemnica Henriego Picka wbrew pozorom i początkowym obawom tak naprawdę jest po brzegi „wypchana” problematyką. Film porusza kwestię poświęcenia w imię miłości, ale także egoizmu i ambicji. Wspomina się tu także o żałobie i o tym, jak ważna jest pamięć o zmarłym – pamięć, która pozwoli nam na zatrzymanie obrazu człowieka w jego najlepszym wydaniu, a nie naznaczonego chorobą, która odciska swe piętno na pozostałych członkach rodziny. Nie można zapomnieć także o tym, że francuski film w ciekawy sposób rozprawia się z faktem, jak ważna, być może ważniejsza od samego produktu, jest dobra i pomysłowa kampania reklamowa.

Mateusz: Do wspomnianych przez Ciebie kwestii dorzuciłbym tylko to, co zdążyliśmy już delikatnie zarysować – mianowicie to, jakim ten film jest smutnym odzwierciedleniem dzisiejszej literatury oraz całej tej prężnej machiny zwanej rynkiem literackim. W głównej mierze książki występują tu w roli produktu, a o ich sukcesie nie decydują umiejętności pisarza, ale sprawnie przeprowadzona akcja marketingowa. Co też nieświadomie próbował udowodnić Rouche.

NAJLEPSZA SCENA

Mateusz: Podobała mi się jedna z pierwszych scen w filmie, w której poirytowany Rouche w swoim programie wyżywa się na wdowie po niespodziewanym autorze najnowszego bestsellera. Może technicznie ta scena niczym nie zaskakuje ani nie wyróżnia jej przesadne piękno, ale fajnie zagrały w niej emocje i to tak naprawdę ten moment był motorem napędowym dla wydarzeń z reszty filmu.

Sylwia: Najbardziej podobały mi się sceny, w których Jean Michel spotyka się z córką Henriego Picka. Między tymi postaciami od razu wyczuwalna jest chemia i swoiste napięcie, mimo że ich pierwsze spotkanie siłą rzeczy nie mogło należeć do udanych.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Mateusz: Jean Michel Rouche to osoba niezwykle szanowana w środowisku literackiej Francji – mężczyzna ma na koncie własne publikacje, przez lata prowadził literacki show w telewizji i przez większość uważany jest za autorytet w swojej dziedzinie. Rouche nie jest w stanie uwierzyć w rewelacyjną, zaskakującą, ale jednak ewidentnie w jego oczach niewiarygodną oraz wyglądającą na zaplanowaną historię powstania powieści Ostatnich godzin historii miłosnej, jak również w osobę Henriego Picka, którego – zdaniem Rouche’a – śmierć jest zjawiskiem bardzo wygodnym w całej tej mistyfikacji. Problem w tym, że nikt krytykowi nie wierzy, co dla niego samego kończy się w sposób nieprzewidzianie tragiczny – opuszcza go żona, zwalniają go z pracy i jest na ustach wszystkich, ale rozmawiają o nim w niezwykle negatywnym tonie. Dla upartego, można by rzec zaślepionego, Rouche’a odkrycie prawdziwej tożsamości autora szybko staje się obsesją, ponieważ krytyk pragnie także oczyścić swoje dobre imię. Portretowany przez jedną z gwiazd francuskiego kina (Fabrice Luchini znany choćby z Subtelności) bohater zdaje się  przerysowany, ale zapewniam, że ludzie tak skrajnie pewni swego i przy tym tak niezważający na jakiekolwiek przeszkody nie są czymś nadzwyczajnym w prawdziwym świecie, dlatego w tego bohatera szybko i łatwo można uwierzyć. Osobną kwestią jest to, czy jesteśmy w stanie obdarzyć go sympatią. Ty byłaś w stanie?

Sylwia: Ja od razu polubiłam tę postać, mimo że film początkowo kreował Rouche’a na antagonistę. Nie uważam również, by jego postać była przerysowana, a przynajmniej ja tak go nie odebrałam. Jednak dla tych, którzy nie zapałali sympatią do krytyka, przełomem może okazać się jego relacja z córką zmarłego autora Ostatnich godzin historii miłosnej.

Joséphine Pick to mocno stąpającą po ziemi kobieta. Bardzo spodobało mi się jej podejście do życia. W przeciwieństwie do swojej matki nie jest do końca przekonana, że to jej ojciec, który nie był nigdy widywanych z żadną lekturą, napisał rozchwytywaną powieść. Jednocześnie jednak docenia i z chęcią przyjmuje dar, jakim jest zupełnie nowa pamięć o nim i sposób na poradzenie sobie z żałobą, która wciąż nie zdążyła przeminąć. Mimo to jednak angażuje się w śledztwo Rouche’a, bo chęć odkrycia prawdy nie daje jej spokoju. Joséphine stanowi idealne wypośrodkowanie; stoi gdzieś pomiędzy zafiksowanym na punkcie poszukiwań krytykiem a matką, która bez mrugnięcia okiem przyjmuje nową wizję swojego męża – całkowicie do niego niepodobną.

AKTORSTWO

Sylwia: Jak wspomniałam już, omawiając zalety produkcji, Tajemnica Henriego Picka może pochwalić się naprawdę bardzo dobrym aktorstwem – i to na każdym planie. Zarówno wcielający się w poszukującego prawdy krytyka Fabrice Luchini, jak i grająca jego nieoczekiwaną partnerkę w śledztwie Camille Cottin, grają niezwykle naturalnie, bez wysiłku odgrywając zarówno złość, jak i smutek. Także Daphne, jej narzeczony czy wdowa po Henrim Picku wypadają przekonująco. Nawet trzeci plan, jak choćby Hanna Schygulla w roli Ludmily, wypada przekonująco i wiarygodnie. Jednak to właśnie odtwórcy ról Joséphine i Jeana Michela niosą na swoich barkach ten film, jeśli chodzi o aktorstwo, i wywiązują się ze swojego zadania bardzo, bardzo dobrze. Na ten duet miło się patrzy i aż żal, że nie dostali jeszcze więcej wspólnych scen.

Mateusz: Jedyne, co mi pozostaje, to się z Tobą zgodzić.

KWESTIE TECHNICZNE 

Mateusz: Jak już wspominałem – Tajemnica Henriego Picka to film, w którym nie uświadczymy technicznych fajerwerków, ale wszystko zdaje się tu na swoim miejscu. Pomieszczenia są dobrze oświetlone, klasyczne kadry, w którym uświadczymy tak zwane „gadające głowy”, są wymieszane ze zdjęciami plenerowymi i trudno tu mówić o jakiejś nudzie w tym aspekcie.

Sylwia: Film, za którego reżyserię odpowiedzialny jest Rémi Bezançon, nie wyróżnia się specjalnie, jeśli chodzi o takie kwestie, jak zdjęcia czy muzyka. Jednak trzeba oddać twórcom, że kamera współpracuje z aktorami, tematem i tempem opowieści. Szczególnie w pamięć zapadły mi ujęcia przemieszczających się na rowerze postaci, nakręconych od tyłu, z rozwianymi połami płaszcza. Mam wrażenie, że w tych ujęciach została zamknięta cała „francuskość” tego filmu. Nieprzejaskrawione kolory również dobrze korespondowały z dziejącymi się na ekranie wydarzeniami.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz: Tajemnica Henriego Picka to jedno z tych dzieł, które nigdy nie aspirowało do miana tych poważnych, mimo to ma zaskakująco wiele do zaoferowania widzowi. To lekka opowieść, która zręcznie łączy walory kryminalnych i komediowych historii, a wszystko to skąpane w literackiej tematyce. Francuskie kino ponownie nie zawodzi.

Sylwia: Tajemnica Henriego Picka to udane kino łączące w sobie dramat, niewymuszoną porcję humoru, ale także wciągającą zagadkę. Widz angażuje się w śledztwo i w pewnym momencie sam już nie wie, czy pragnie odkryć mistyfikację, czy woli, aby przewrotnie to właśnie niepozorny Henri Pick okazał się autorem przełomowej dla literatury francuskiej powieści. Film w ciekawy sposób pokazuje, jak szum wokół książki i intrygująca kampania reklamowa potrafią przyćmić nawet samą książkę. Rémi Bezançon stworzył przyjemny w odbiorze i udany aktorsko film, który ogląda się bez znużenia, za to z rosnącym zainteresowaniem. Pomijając już kwestię rozwiązania tytułowej tajemnicy i tego, czy ostatecznie intryga spodoba się widzowi, czy nie, to samo zakończenie filmu jest chyba najlepszym, na jakie mogli zdecydować się twórcy.

tajemnica henriego picka

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *