Książki dla młodszych czytelników – skierowane zarówno do dzieciaków, jak i do młodzieży – obarczone są pewną odpowiedzialnością. Jest ona raz mniejsza, raz większa – w zależności między innymi od tego, jakiej tematyki się podejmują autorzy. Nie można jednak zaprzeczyć, że literatura ma moc kształtowania młodych umysłów, wpływa na poglądy, wartości, pomaga zrozumieć pewne problemy i daje nierzadko zupełnie nową perspektywę, by spojrzeć inaczej na nurtujące nas sprawy. W cudzych ogrodach Krystyny Chołoniewskiej to o tyle wyjątkowa publikacja, że możemy z niej wyciągnąć niemalże tyle, ile chcemy. Może ona stać się pretekstem do ważnej rozmowy na naprawdę wiele tematów. Historia jedenastoletniej Zuzi, która wraz z rodzicami i braćmi przeprowadza się do nowego tomu, jest z pozoru bardzo zwykła, ale to właśnie dzięki temu – jak zgodnie twierdzą nasze redaktorki – młody czytelnik łatwiej się odnajdzie w opowieści i utożsami z bohaterką. Powieść z ilustracjami Anny Jamróz trafia do rąk czytelników dzięki wydawnictwu Ezop, a Głos Kultury miał przyjemność objąć ją patronatem medialnym. Zapraszamy do lektury Wielogłosu, w którym Wiktoria i Sylwia rozmawiają o powieści.
WRAŻENIA OGÓLNE
Sylwia Sekret: Może na początku wspomnę, że uwielbiam chyba wszystkie książki młodzieżowe od wydawnictwa Ezop, jakie miałam okazję przeczytać. Szczególnie bliska mojemu sercu jest niesamowita seria Lepiej w to uwierz, która uczy tak wielu mądrych rzeczy, że powinna znaleźć się na liście lektur. Do rzeczy jednak – wiedziałam zatem, że W cudzych ogrodach nie powinno mnie zawieść. Podejrzewałam także, że nie będzie to lektura wysoce ambitna, ponieważ jest przeznaczona dla młodszego czytelnika i musi go sobie zjednać – zarówno oprawą graficzną, jak i przystępnym, zrozumiałym językiem. Niedługa powieść Krystyny Chołoniewskiej okazała się co prawda mniej mroczna od innych dzieł dla młodzieży, jakie wyszły pod szyldem tego wydawnictwa (ale też nie ukazała się w ramach wspomnianej przeze mnie serii, więc nie takie było jej założenie), jednak nie ulega wątpliwości, że jest równie wartościowa i powinna świetnie sprawdzić się jako przyczynek do wcale nie tak łatwych dyskusji z pociechami.
Wiktoria Ziegler: Dobrze się w takim razie dobrałyśmy w tym wielogłosie, Sylwio, bo W cudzych ogrodach to moja pierwsza styczność z wydawnictwem Ezop. Pierwsza – czytelnicza, bo fizyczna miała miejsce na krakowskich Targach Książki w październiku. Kiedy przeczytałam po raz pierwszy tytuł tej książki, nie mogłam nie skojarzyć go z Tajemniczym ogrodem. Banalne, wiem. Być może wynika to z tego, że we wrześniu czytałam Tajemniczy ogród – w ramach moich praktyk studenckich w szkole podstawowej miałam przeprowadzić lekcję o tejże właśnie lekturze. Jakoś po praktykach bardziej zwracam uwagę na młodzieżową i dziecięcą literaturę. Dlatego byłam bardzo ciekawa najnowszej książki Krystyny Chołoniewskiej. Tym bardziej że autorka jest absolwentką uniwersytetu, na którym studiuję. Poczułam więc takie wewnętrzne ciepło i cienką nić koneksji wywołaną wspólną Alma Mater.
WADY I ZALETY POWIEŚCI
Sylwia: Biorąc pod uwagę wiek odbiorców, do jakich w głównej mierze kierowana jest powieść W cudzych ogrodach, za zaletę należy z pewnością uznać długość snutej przez Chołoniewską historii. Młodszy czytelnik nie powinien ani znudzić się czytaniem, ani też nie zniechęci go już na starcie objętość książki. Wydaje mi się, że również pierwszoosobowa narracja jest strzałem w dziesiątkę w przypadku tego dzieła. Główną bohaterką jest jedenastoletnia Zuzia i to właśnie ona jest także narratorką – to z jej perspektywy poznawać będziemy wydarzenia i myślę, że to ważne, iż wiemy dokładnie tyle, ile dziewczynka, która stopniowo i powoli dowiaduje się różnych rzeczy na temat poprzednich mieszkańców domu, do którego niedawno przeprowadziła się z rodzicami i braćmi – Mateuszem i Michałem. A co Ty o tym sądzisz? Myślisz, że może narrator wszechwiedzący sprawdziłby się w tym wypadku lepiej?
Wiktoria: Myślę dokładnie tak jak Ty. Zuzia jest zarówno narratorem, jak i główną bohaterką powieści – to bardzo dobre połączenie w literaturze młodzieżowej. Narracja pierwszoosobowa tworzy bardzo realistyczny obraz psychologiczny bohatera. Pozwala nam wejść nie tylko w swoje życie, ale i w swoje myśli. Dzięki temu poznajemy lepiej bohatera w sposób bezpośredni. Myślę, że wszechwiedza narratora w tej opowieści mogłaby w pewnym sensie „zepsuć” literacką zabawę. Jako czytelniczka, mimo że nienależąca do grupy docelowej odbiorców, odczuwałam niezwykłą chęć poznania tajemnicy państwa Jabłońskich i zdziwaczałej – według dzieci – sąsiadki. Cały dom krył w sobie tajemnicę, którą odkrywałam razem z Zuzią. Lubię to wspólne uczucie niewiedzy i wspólne poszukiwanie odpowiedzi wraz z bohaterem.
Sylwia: Ja również to lubię. Uważam, że tak jak wiedzą warto się dzielić, tak czasem niewiedzą… również ;). Wspólnie nie wiedzieć jest jakoś tak… raźniej.
Ilustracje to także niekwestionowana zaleta W cudzych ogrodach, ale o tym, jak i ogólnie o całej oprawie graficznej, porozmawiamy w osobnej kategorii. Teraz chciałabym przejść do najważniejszej zalety powieści, a mianowicie do jej problematyki i tego, jak została ona potraktowana przez Krystynę Chołoniewską. Autorka tak subtelnie wprowadza czytelnika w problem wyobcowania, braku tolerancji, ucieczki przed nienawiścią i niezrozumieniem, że myślę sobie, iż po lekturze każdy może wyciągnąć swoje wnioski. Dodatkowo nie trzeba zamykać się na konkretną problematykę, lecz krążąc wokół ogólnego braku tolerancji czy poszanowania „inności”, można potraktować lekturę jako doskonały pretekst do rozmowy z dzieckiem na tak trudne tematy. To zdecydowanie największa zaleta tej książki, która sprawia, że warto ją polecić nie tylko młodszym, ale także i starszym czytelnikom, którzy mają przecież tak duży wpływ na kształtowanie poglądów tych młodszych.
Wiktoria: To prawda, zgadzam się z Tobą w zupełności, że problemy, które porusza autorka, są bardzo subtelnie wprowadzone w fabułę. Tak jakby zasiała ziarnko tematów, które powinni szerzej omówić z dziećmi rodzice – tak sądzę. W zasadzie od początku pojawia się wątek tajemniczego wyjazdu Jabłońskich. Zuzia docieka, dopytuje, chce się dowiedzieć, co stało się z poprzednimi mieszkańcami domu. Ten wątek został potraktowany dosyć enigmatycznie, nie mamy konkretnych informacji, jedynie aluzje. Najprawdopodobniej chodzi o trudną sytuację w czasach PRL-u – donoszenie na siebie, wzajemna nieufność i brak wolności.
Owszem, może za mądry wtedy nie byłem i czasy też nie najlepsze. Jakie rzeczy się wtedy w radiu słyszało? Co w gazetach czytało?
To fragment wypowiedzi pana Kowalczyka, starszego sąsiada Jabłońskich. Krystyna Chołoniewska pisze również o problemie eurosieroctwa. Jedna z bohaterek – Amelka – wyjeżdża na wakacje do swojego taty, do Anglii. Jej rodzice wzięli rozwód, kiedy Amelka była mała. Ów wyjazd do Anglii jest pierwszym spotkaniem dziewczynki z ojcem po latach. Sytuacja Amelki skontrastowana jest z rodzinną sytuacją Zuzi, która ma dwóch braci i szczęśliwych rodziców, którzy kupują dom.
Sylwia: Jeśli chodzi o wady, to nie sądzę, bym potrafiła jakieś wskazać. Na początku myślałam, że powieść mogłaby być bardziej niezwykła. Zuzia przeżywa bowiem bardzo zwykłe przygody, takie jak przeprowadzka do nowego domu czy poznanie sąsiadki albo spotkanie wymarzonego psa, ale… później uświadomiłam sobie, że im bliżej prawdziwego życia leży historia Zuzi i jej rodziny, tym łatwiej dotrze ona do czytelnika, tym prostsze dla dzieciaków, młodzieży będzie utożsamienie się z główną bohaterką i pomyślenie o jej sąsiadach i dawnych mieszkańcach jej domu, jak o kimś, kogo sami mogliby spotkać na swojej drodze.
Wiktoria: Też czekałam na jakieś niesamowity moment, a może wręcz czarodziejski. Tym bardziej że aura temu sprzyjała – przeprowadzka do starego, wielkiego domu z historią, dziwne i owiane tajemnicą zniknięcie poprzednich właścicieli, ekscentryczna sąsiadka, którą bohaterowie nazwali Jędzą. Warunki były idealne do wprowadzenia magicznego wątku. Trochę już się niecierpliwiłam. Ale w zupełności zgadzam się z Sylwią – to zwykła opowieść o zwykłej dziewczynce, a jednak w tej zwyczajności jest jakiś gram niesamowitości. Bo to, co zwyczajne, też potrafi być w pewien sposób niezwykłe – niepotrzebna jest tutaj fantastyka czy magia.
PROBLEMATYKA
Sylwia: Trochę już na ten temat powiedziałam wcześniej, ale myślę, że znajdę jeszcze kilka słów na ten temat. W cudzych ogrodach to, oprócz tego, o czym już wspomniałyśmy wyżej, także opowieść o tym, że nowe nie zawsze znaczy złe i że nie warto bać się zmian. Dzieci potrzebują stabilności, pewnego rodzaju rutyny i powtarzalności – większość z nich już od pierwszych dni życia. Kilkuletnie brzdące, ale także nieco starsze dzieciaki obawiają się takich zmian jak przeprowadzka, wyjazd jednego z rodziców nawet na kilka dni, zmiana szkoły czy choćby klasy (a czasem nawet miejsca w klasie), wyjazd dobrego kolegi… Powieść Chołoniewskiej pokazuje, że choć wdrażanie się w nowe nie zawsze jest łatwe, to nie ma co się lękać – warto potraktować to wręcz jako przygodę, a kto wie, może wyjdzie z tego nawet więcej dobrego, niż się śniło filozofom?
Historia Zuzi to przede wszystkim opowieść o ludziach. O tym, że nie można oceniać ich po pozorach, że warto dać im szansę. To również uświadomienie młodszym czytelnikom o czymś, o czym często dzieci i nastolatkowie zapominają lub wręcz nie pomyślą – że ten dorosły, który wydaje im się taki nudny, że ta starsza pani, która jest taka dziwna i jędzowata, że mama i tata, którzy są zmęczeni i tak bardzo nic nie rozumieją – że oni wszyscy także byli kiedyś dziećmi. Bali się podobnych rzeczy i o podobnych sprawach marzyli. Też pewnie kiedyś chcieli mieć psa i także obawiali się, że stracą przyjaciół. Co więcej – wielu z nich żyło w czasach o wiele trudniejszych i bardziej niebezpiecznych i jako dzieci musieli sobie radzić z niejednokrotnie poważniejszymi niż współczesna młodzież problemami. Tutaj nasuwa mi się silne skojarzenie z powieścią Bombka babci Zilbersztajn, również od wydawnictwa Ezop, odsyłam więc do recenzji książki, którą znajdziecie TUTAJ.
W subtelny sposób zostało także podkreślone to, jak ważna jest w relacjach międzyludzkich rozmowa – że to od niej wszystko powinno się zaczynać, że potrafi wiele wyjaśnić i jest początkiem do tego, by zrozumieć racje drugiej osoby i jej uczucia. Myślę, że zwłaszcza dzisiaj, kiedy jesteśmy jednak jako ludzie nieco bardziej oddaleni od siebie niż kiedyś, jest to ważna nauka.
Wiktoria: Ja o problematyce rozpisałam się w poprzednim podpunkcie, więc tam uprzejmie odsyłam.
OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI
Wiktoria: Chciałabym coś napisać o najlepszej przyjaciółce głównej bohaterki – o Amelce. Bardzo polubiłam tę postać, mimo że występowała raczej epizodycznie. Zuzia opisuje swoją przyjaciółkę następująco:
Amelka jest niezwykła, zupełnie inna niż wszystkie moje koleżanki. Nikt jej nie docenia, bo nikt jej dobrze nie zna. A nie może poznać, bo jest bardzo nieśmiała. Wiem, co to znaczy, sama mam z tym problem, ale ona zrobiła z tego życiową sprawę.
Amelka nie chciała mówić przyjaciółce, że leci do Anglii do swojego taty, o którego istnieniu nie miała pojęcia Zuzia. Skłamała więc, że jedzie do babci. Nie chciała zapeszać? Wstydziła się? Wróciła jednak odmieniona – ścięła włosy i promieniała dziwną radością. Myślę, że to symboliczna przemiana Amelki – z nieśmiałej klasowej dziwaczki na atrakcyjną nastolatkę, która podoba się bratu Zuzi. Rozwód rodziców i brak kontaktu z ojcem niewątpliwie mocno wpłynął na dziewczynkę. Jej mama dużo pracowała, w weekendy jeździła do babci, by ta się nią opiekowała. Myślę, że deficyt emocjonalny i rodzicielskiej miłości z pewnością dotknął Amelkę, dlatego, kiedy wróciła trochę pewniejsza siebie i radośniejsza, byłam z niej najzwyczajniej w świecie dumna.
Sylwia: Masz rację – Amelka, choć występuje epizodycznie, jest ciekawą postacią, a jej przemiana jest niewątpliwie celowo podkreślona przez autorkę. Ja wspomnę w takim razie w kilku słowach o Jędzy – czyli sąsiadce rodziny głównej bohaterki, którą tym niefortunnym słowem określają bracia Zuzi. Jest to kobieta starsza, żyjąca samotnie. Z początku nie wydaje się zbyt miła, ale szybko okazuje się, że ma w sobie spore pokłady ciepła, trzeba tylko przebić się przez swego rodzaju fasadę. Co więcej, wraz z rozwojem fabuły, dowiadujemy się, że przeżyła tragedię, po której kobieta w pewnym sensie miała prawo zmienić się w zgorzkniałą staruszkę. Jak się jednak szybko przekonujemy – tak się nie stało. Jest to bowiem sympatyczna kobieta, która może nieco za długo była samotna i którą strata naznaczyła na zawsze. Sąsiadka to świetny przykład na to, że nie należy oceniać ludzi po pozorach. Każdy zasługuje na to, by poznać go bliżej, by spojrzeć na niego nie tylko jak na, powiedzmy, sąsiada, ale także jak na czyjąś matkę, czyjeś dziecko, czyjąś przyjaciółkę… Przede wszystkim – jak na kogoś, kto czuje tak samo, jak my. Nawet jeśli trudno nam w to uwierzyć.
STYL I JĘZYK POWIEŚCI
Wiktoria: Język powieści jest przejrzysty i prosty – myślę, że równocześnie bardzo przystępny dla młodego czytelnika. Często występują dialogi, co w znacznym stopniu dynamizuje akcję. Szybko brnęłam przez kolejne strony. Aluzje i przemilczenia pojawiają się jedynie przy wątku tajemnicy zniknięcia Jabłońskich, ale jest to paralelne do obecności zagadki.
Sylwia: W cudzych ogrodach to powieść napisana tak, by mógł sięgnąć po nią niemal każdy czytelnik. Młodszy odbiorca nie napotka skomplikowanych zdań ani trudnych do zrozumienia czy przeczytania na głos słów, z kolei starszy nie będzie miał poczucia, że czyta coś totalnie dziecinnego; nie będzie miał poczucia żenady, bo choć książka jest przeznaczona dla młodszych czytelników, to daleko jej do infantylnego stylu. Myślę, że Krystyna Chołoniewska znalazła tutaj złoty środek, jeśli chodzi o język, w jakim napisała swoje dzieło. Wspomniałaś o dialogach – ja również pozwolę sobie odnieść się do nich. Rozmowy między bohaterami są bardzo naturalne, czytając je (nawet na głos), nie mamy poczucia sztuczności, nie pojawia nam się w głowie myśl, że prawdziwi ludzie tak nie rozmawiają – a niestety dość często zdarza się to w powieściach, także tych skierowanych do młodzieży.
WYDANIE
Wiktoria: Opowieść Krystyny Chołoniewskiej jest uzupełniana czarno-białymi ilustracjami Ani Jamróz. Czasem wypełniają całą stronę, czasem są miniaturkowe i znajdują nad tytułem rozdziału. Są bardzo estetyczne i niewątpliwie wzbogacają treść powieści. Na okładce znajduje się florystyczny wianek z różami, twarzami niektórych bohaterów oraz skrawek domu. Bardzo lubię ilustracje w książkach i to nie tylko w książkach dla dzieci. Mam wydanie Lalki z 1972 roku wzbogacone o piękne, minimalistyczne ilustracje. Uwielbiam tę korespondencję obrazu i słowa. Czasem przyjemnie jest oderwać wzrok od tekstu, choć na kilka sekund, i pozwolić literom przemienić się w ilustrację. Co o tym sądzisz, Sylwio, jestem bardzo ciekawa?
Sylwia: Ja również bardzo lubię i doceniam ilustracje, którymi urozmaicone są powieści, zwłaszcza że nie zdarza się to nagminnie. A przecież jest to świetne urozmaicenie i dodatkowy wymiar opowiadanej historii! Być może moja sympatia do ilustracji w książkach bierze się także stąd, że uwielbiam komiksy, w których przecież obrazy grają równie ważną rolę, co tekst, a nierzadko wręcz ważniejszą – w końcu są to powieści graficzne. Wracając jednak do powieści – wspomniałaś o Lalce, ja z kolei, czytając W cudzych ogrodach, miałam, ze względu na ilustracje Anny Jamróz, skojarzenie z moim totalnie już rozklekotanym wydaniem Dzieci z Bullerbyn, czyli jednej z moich ukochanych powieści z dzieciństwa. Warto jednak odnotować, że dzieła ilustratorki nie są takie zupełnie zwyczajne. Są takie, które łączą w sobie przeszłość z teraźniejszością, linie jednego i drugiego czasu zachodzą na siebie. W niektórych czarno-białych obrazkach Jamróz udało się zawrzeć oszczędne retrospekcje, wplecione przez Chołoniewską, tylko za pomocą jednego zdania któregoś z bohaterów. W innej ilustracji artystka oddaje głos pewnego rodzaju metaforyce i zostawia nam interpretację. Myślę, że wkład Anny Jamróz sprawia, że powieść W cudzych ogrodach jest odrobinę niezwykła przy całej swojej zwyczajności (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i ma w sobie nutkę jakieś magii, mistyczności, tajemnicy.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Wiktoria: W cudzych ogrodach to zwykła-niezwykła opowieść o szacunku do drugiego człowieka, rodzinie, przyjaźni i tajemnicy. Intrygował mnie sam tytuł. Myślę, że ostatni fragment powieści odnosi się do niego:
– Najlepiej, jakby nie było żadnych ogrodzeń – powiedziałam poważnie, myśląc nie tylko o naszym osiedlu.
– Tak. Żadnych ogrodzeń, a wszystkie domy otwarte – dodała Amelka.
Ów tytuł możemy rozumieć dwojako. Rodzina Zuzi, wprowadzając się do nowego-starego domu, w dosłownym sensie znalazła się w cudzym ogrodzie. Ale finalnym marzeniem bohaterów jest przebywanie w cudzych ogrodach. Wzorem do naśladowania jest kotka pani Marii, która, wykorzystując dziury w ogrodzeniach, swobodnie przemieszcza się po podwórkach sąsiadów, odwiedzając każdego z nich. Autorka apeluje więc, by międzyludzkie „ogrodzenia” przestały istnieć. A my powinniśmy być otwarci na drugiego człowieka jak owe domy bez ogrodzeń.
Sylwia: W cudzych ogrodach, to – jak bardzo trafnie określiłaś – zwykła-niezwykła opowieść. Z jednej strony mamy tu fragment z życia Zuzi, zwykłej dziewczynki, która przeżywa przeprowadzkę do nowego domu, z drugiej jednak w bardzo subtelny sposób autorka prowadzi nas przez całkiem zawiłe meandry relacji międzyludzkich i tego, jak ważne jest nasze podejście do drugiego człowieka. Szacunek, zrozumienie, empatia, dawanie drugiej szansy, próba zrozumienia bez wstępnego oceniania, tolerancja, sztuka wybaczania… O tym wszystkim możemy porozmawiać z młodszymi czytelnikami po zakończonej lekturze. Myślę jednak, że powieść Chołoniewskiej zawiera w sobie o wiele więcej prawd, nauk i skojarzeń – będą one jednak zależały od naszej interpretacji dzieła, naszych doświadczeń i naszego pojmowania świata. To z kolei czyni książkę wielowymiarową, bardzo uniwersalną i przede wszystkim – godną polecenia. Niewątpliwie można wpisać ją na listę wartościowych lektur, które sami chcielibyśmy przeczytać jako dzieci.
Przeczytaj także:
Recenzja książki Piętnaście kroków
Recenzja książki Siódma piszczałka