Już za tydzień w polskich kinach premiera filmu W labiryncie – niezwykłego thrillera w reżyserii Donato Carrisiego, twórcy Dziewczyny we mgle oraz autora takich powieści jak Zaklinacz, Trybunał dusz czy Łowca cieni. W obsadzie znaleźli się Dustin Hoffman oraz Toni Servillo.
To opowieść, w której dwójka protagonistów prowadzi cichy pojedynek na metody działania. Policyjny profiler próbuje odkryć prawdę o psychopacie porywającym młode dziewczyny, wnikając w umysł jego ostatniej ofiary, z kolei prywatny detektyw podchodzi do sprawy w bardziej konwencjonalny i staromodny sposób – prowadząc śledztwo, przepytując świadków oraz powiązane ze sprawą osoby. Przyświeca im jeden cel, jednak wykorzystują do niego zgoła odmienny zestaw środków. Kto ma rację? Kto pierwszy złapie przestępcę? Który pierwszy obnaży zło?
Dystrybutorem filmu W labiryncie jest Best Film, natomiast Głos Kultury objął produkcję patronatem medialnym. Dwa dni przed premierą filmu odbędzie się premiera książki autorstwa… Donato Carrisiego, na podstawie której powstał film.
WRAŻENIA OGÓLNE
Mateusz Cyra: Filmy Donato Carrisiego to chyba ewenement w świecie popkultury. Ekstremalnie rzadko zdarza się bowiem, by poczytny pisarz kryminałów był także scenarzystą oraz reżyserem filmów… które są ekranizacjami jego dzieł literackich. W takim wypadku można mieć pewien spokój ducha o jakość takich produkcji oraz o wierność oryginałowi. No bo kto, jak nie twórca książki, wie najlepiej, jakie elementy powieści chce i będzie w stanie przenieść na język kinowy? Nie inaczej jest z najnowszym filmem Carrisiego – W labiryncie. Oczekiwałem po filmie mocnej, wciągającej historii i właśnie to otrzymałem od włoskiego artysty.
Sylwia Sekret: W labiryncie to film, który powinien przypaść do gustu dwóm grupom odbiorców. Po pierwsze tej, do której należą miłośnicy kryminałów bądź thrillerów formą przypominających nieco starsze dzieła; po drugie tej, w której znajdują się zwolennicy bycia zaskakiwanym przez twórców. Produkcja z Dustinem Hoffmanem wpisuje się w oba te „nurty”, a przy tym naprawdę przyjemnie się ją ogląda – fabuła nie jest w żaden sposób naciągana, aktorstwo stoi na wysokim poziomie, a klimat utrzymywany jest w zasadzie od pierwszej do ostatniej minuty.
RYS FABULARNY
Mateusz: Nastoletnia Samantha zostaje uprowadzona. Poszukiwania okazują się bezskuteczne. Dziewczyna jednak ucieka od swojego oprawcy… po piętnastu latach więzienia i próbuje odzyskać psychiczną równowagę pod okiem policyjnego profilera, doktora Greena. Niestety, lata psychicznego znęcania robią swoje, dlatego rekonwalescencja jest znacznie trudniejszym procesem, niż przypuszczano. Dziewczyna stopniowo przypomina sobie kolejne szokujące fakty ze swojego pobytu w labiryncie, w którym uwięził ją psychopata.
Sylwia: W tym wszystkim tkwi także Bruno Genko – starszy mężczyzna, prywatny detektyw, który w głównej mierze zajmuje się ściąganiem długów. Przed laty jednak rodzice zaginionej Samanthy zatrudnili go, by pomógł im odnaleźć córkę. Kiedy dziewczyna znajduje się, choć jej rodzice już nie żyją, detektyw za punkt honoru stawia sobie odnalezienie sprawcy i postawienie go przed wymiarem sprawiedliwości. Czas goni go tym bardziej, że lekarze dają mu jedynie dwa miesiące życia… które już w zasadzie minęły.
W dziele W labiryncie na przemian obserwujemy więc doktora Greena rozmawiającego w szpitalnej sali ze zdezorientowaną Samanthą, a także Bruna, który śledzi coraz bardziej niepokojące tropy mające zaprowadzić go do oprawcy dziewczyny.
ZALETY I WADY FILMU
Mateusz: Wspomnę o jednym minusie W labiryncie – mniej więcej w połowie seansu film traci tempo na kilka minut i osiada na fabularnej mieliźnie. W mój umysł wkradła się odrobina senności, wciąż się jednak zastanawiam, czy aby nie był to celowy zamysł Carrisiego – by uśpić moją czujność, zmylić dotychczasowe przemyślenia i kotłującą się w głowie analizę „kto jest mordercą”. Niezależnie jednak od tego, czy było to celowe działanie twórców, czy efekt uboczny – to w mojej ocenie jedyna rysa na tej produkcji. A Ty jak uważasz?
Sylwia: Mam to samo wrażenie, co Ty, aczkolwiek ja jestem w zasadzie pewna, że chodziło o uśpienie czujności widza, a co za tym idzie – że zabieg ten był jak najbardziej celowy. W dodatku, moim zdaniem, udało się to znakomicie i jest niekwestionowaną zaletą filmu W labiryncie. Twórcy podrzucają sporo tropów pod nogi odbiorcy, ale jednocześnie właśnie usypiają jego czujność, co sprawia, że ten nie zawsze je zauważa. To z kolei decyduje o najważniejszym aspekcie kryminału – z jednej strony rozwiązanie może być na wyciągnięcie ręki, z drugiej jednak – istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że je przeoczymy. Na koniec jednak nie okaże się ono dla nas ani niezrozumiałe, ani niewiarygodne; nie poczujemy się oszukani właśnie przez te, rozrzucone tu i ówdzie, ale z głową i w odpowiedniej dawce, tropy.
Mateusz: Płynnie przeszliśmy zatem do zalet – na pierwszy plan mimo wszystko wysuwa się aktorstwo. Mówiąc „mimo wszystko”, mam na myśli to, że na początku myślałem, iż wymienię samą historię, ale jednak to odpowiednio dobrany casting stanowi najjaśniejszą barwę tego spektaklu. Donato Carrisi obsadził dobrych aktorów i prawdopodobnie od samego początku bardzo wyraźnie zaznaczył, jakiego efektu oczekuje, bo czuć, że obsada doskonale wie, co robi, i które elementy układanki twórcy aktualnie trzyma w garści. Podobało mi się także poprowadzenie akcji. Przyznam się szczerze, że na samym początku filmu powiedziałem do żony, że nie zdziwię się, gdy okaże się, iż finalnie pewne wątki skończą się „tak i tak” – i chociaż w finale okazało się, że miałem co do tego rację, to wcale nie odebrało mi to przyjemności z oglądania filmu, zwłaszcza że Carissi pogmatwał fabułę na jeszcze głębszym poziomie, niż przewidywałem. Dlatego też sama fabuła, główna zagadka i stopniowe składanie w całość tych puzzli wraz z detektywem Brunem Genko to była czysta przyjemność. Czuć w tym filmie, że Carrisi jest fanem Davida Finchera i sposobu, w jaki ten stopniuje napięcie oraz romansuje z mrokiem.
Sylwia: Ponieważ ta ja byłam (i jestem) wspomnianą żoną, pozwolę sobie na małe sprostowanie. Nie chodzi mi absolutnie o to, żeby Ci czegokolwiek ujmować, ale nie do końca się z Tobą zgodzę, że przewidziałeś rozwiązanie. Tak jak wspomniałeś – fabuła jest zagmatwana (ale przy tym nieprzekombinowana i finalnie wiarygodna) i choć przewidziałeś pewien jej element, to w Twoim przypuszczeniu były tyle samo prawdy, co nieprawdy. Wiem, że dla czytelnika może to się wydawać dość nieprecyzyjne, ale trudno mówić o tym inaczej w sposób, który nie zdradzałby szczegółów, a jednocześnie wyjaśniał dokładnie, o co nam chodzi. W każdym razie, dążąc do meritum – chodzi mi o to, że jeśli chodzi o samą zagadkę, to nie jest to kryminał typowy i właśnie to jest największą zaletą tego filmu.
PROBLEMATYKA
Mateusz: Donato Carrisi w swoim filmowym dziele porusza wiele tematów, rozprawiając się z nimi w większym lub mniejszym stopniu. To dzieło momentami bardzo ciężkie, wypełnione mrokiem (zarówno tym ekranowym, jak i metaforycznym), a w obrębie tejże ciemności Carrisi stara się odnaleźć odpowiedzi na pytania zlokalizowane po obu stronach bieguna, a więc z perspektywy ofiary oraz oprawcy. Dlatego też są to pytania zarówno o ludzką wolę walki i przeżycia, jak i o sposób, w jakim psychopaci dostarczają sobie kolejnych bodźców oraz jak spełniają swoje chore fantazje. To także dzieło opowiadające o tym, jak człowiek podchodzi do własnej śmiertelności i jakie wybory podejmuje na końcu swojej drogi, mając świadomość nadchodzącej śmierci.
Sylwia: Podobało mi się, że – mimo iż Samantha spędziła u swojego oprawcy 15 lat – w filmie nie poruszono w zasadzie kwestii syndromu sztokholmskiego. Dlaczego uważam, że to dobrze? Ponieważ film byłby zbyt oczywisty, a ten temat poruszono już wiele razy – tutaj natomiast pozostał on gdzieś w domyśle, zostajemy jako widzowie z nim sam na sam, rozmyślając o kwestiach z tym związanym już po seansie.
Tak jak wspominasz – Carrisi porusza wiele tematów i kiedy myślę o problematyce naszego patronatu, to dochodzę do wniosku, że chyba żaden wątek nie jest tutaj przewodni. Jest oczywiście wspomniane przez ciebie mierzenie się z własną śmiertelnością, jest poruszony temat tego, jak dzieciństwo wpływa na nasze dorosłe życie, jak jeden człowiek może żywić się strachem i przyparciem do muru drugiej istoty. Osoba Bruna wprowadza także problem wyrzutów sumienia, z czym wiążą się z kolei niedotrzymane obietnice. Jak jednak zadośćuczynić, jeśli ci, którzy na nas liczyli, już odeszli z tego świata? Gra i labirynt są z kolei ważne nie tylko na poziomie samej fabuły, nie tylko dla bohaterów, ale także na poziomie odbioru filmu, a więc dla widza. Samo dzieło bowiem staje się swoistym labiryntem dla tego, kto siada przed ekranem. Wyjście jest jedno, ścieżek do przejścia wiele. Którą z nich wybierzemy i dlaczego? Widzowie mają jednak ten komfort, że w końcu trafią do wyjścia, co jeszcze mocniej uwypukla dramat ofiary, która nie jest tego pewna. Włoski film mocno podkreśla także fakt, że psychiczne rany goją się o wiele wolniej od tych fizycznych, a często bywa tak, że na zawsze pozostają otwarte.
NAJLEPSZA SCENA
Mateusz: Myślę, że będzie to fragment, w którym Genko odkrywa makabryczny komiks Bunny’ego. Cała ta scena – od rozmowy ze starą kobietą, aż do konfrontacji z człowiekiem noszącym Króliczą maskę na głowie kojarzyła mi się z grą Resident Evil 7 i wizytą u rodziny Bakerów. Coś potwornego, ale zarazem piekielnie spektakularnego. Klimat, którego nie powstydziliby się mistrzowie grozy.
Sylwia: Dla mnie najlepszymi scenami będą te, które stanowią makabryczne wspomnienia Samanthy. Są to jednak również sceny najbardziej mroczne i niepokojące – jednak właśnie dlatego uważam je za najlepsze; nie oglądało się ich najlepiej, ale zrobiły dla tego filmu to, do czego zostały stworzone, a widz czuje tytułowy labirynt w kościach.
OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI
Mateusz: Bruno Genko to człowiek, którego poznajemy w momencie, w którym planuje targnąć się na swoje życie. Mężczyzna usłyszał dwa miesiące temu wyrok od lekarzy: ma Pan nieuleczalną chorobę, dajemy Panu maksymalnie osiem tygodni życia. Genko dochodzi w końcu do wniosku, że nie ma na co czekać, gdy można odejść na własnych warunkach. Zmienia jednak plany, gdy dowiaduje się, że Samantha Andretti zdołała uciec swojemu oprawcy, który więził ją przeszło piętnaście lat. Sprawa ta położyła się cieniem na życiu i karierze mężczyzny, ponieważ był on jedną z tych osób, które zawiodły rodzinę oraz samą ofiarę, bezskutecznie próbując odkryć, kto stoi za porwaniem. Mężczyzna postanawia za wszelką cenę rozwikłać tajemnicę przestępcy, wciąż pozostającego na wolności. Śledztwo będzie dla niego formą pokuty i ostatnią szansą na odejście w spokoju ducha. Genko jest zdeterminowany, a świadomość, że jego zegar biologiczny w każdej chwili może przestać tykać, powoduje u niego dodatkowe pokłady odwagi.
Sylwia: Samantha to postać, o której trudno cokolwiek napisać. Nie poznaliśmy jej, kiedy była normalną, wesołą nastolatką, lecz widzimy ją dopiero teraz, kiedy sama nie do końca wie, kim jest, i kiedy sama próbuje wyjść z tego labiryntu, który przez lata zbudował się w jej głowie. Próbuje odróżnić wspomnienia od koszmarów, rzeczywistość od sennych majaków. Próbuje sobie przypomnieć, kim była, a kim jest teraz, i rozwikłać, kim może być, jako osoba wolna od fizycznego więzienia, ale niewolna od murów, które przez lata znęcania zbudowały się wokół niej. Obserwując wyniszczoną psychicznie kobietę, widzimy, jak długim, trudnym i żmudnym procesem jest powracanie do normalności po takiej traumie; zastanawiamy się nawet, czy jest to w ogóle możliwe.
AKTORSTWO
Mateusz: Podobała mi się rola Dustina Hoffmana. Już jakiś czas temu wkręciłem sobie, że ten aktor ze względu na wiek nie jest w stanie zagrać na wysokim poziomie i po prostu nie spodziewałem się po nim niczego konkretnego. Dziś muszę uderzyć się w pierś i przyznać do błędu. Osiemdziesięciodwuletni Hoffman wykreował bardzo dobrą postać i świetnie oglądało się sceny, w których wystąpił. Partnerująca mu na ekranie Valentina Bellè (którą polski widz może kojarzyć z serialu Paragraf 22) wykonała kawał świetnej roboty, wcielając się w przerażoną, skrzywioną psychicznie dorosłą kobietę, która została uwięziona i zmuszona do grania w chore gierki jej oprawcy jeszcze jako nastolatka. Wspólna chemia między leżącą w szpitalnym łóżku Bellè a siedzącym u jej boku Hoffmanem jest aż nadto widoczna.
Sylwia: Myślę, że wszyscy aktorzy spisali się bardzo dobrze. Należy także podkreślić fakt, że każdy z trójki, która pojawia się na ekranie najczęściej, miał do odegrania zupełnie inną rolę. Dustin Hoffman wciela się w spokojnego, zrównoważonego, ciepłego i wyrozumiałego doktora Greena; Toni Servillo odgrywa mężczyznę niemal wyrwanego z jakiegoś filmu noir (a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie); Valentina Bellè wiarygodnie natomiast odgrywa wyniszczoną psychicznie kobietę, która ze względu na rozmowy z doktorem od nowa musi przeżywać swój koszmar. Od każdego z nich bije inny rodzaj charyzmy, każdy kreuje inny charakter, wytwarza wokół siebie inną aurę, wspólnie dodając filmowi wiele kolorytu.
KWESTIE TECHNICZNE
Mateusz: Dużą robotę w filmie robią zdjęcia Federica Masiera. Dominuje tu mrok, a w głównej mierze towarzyszą mu kolory: czerwony i żółty. Główny antagonista przywdziewa maskę królika, co wielu widzom może kojarzyć się z filmem Donnie Darko i sam klimat momentami jest równie psychodeliczno-niepokojący. Muzyka nie należy do szczególnie zapadających w pamięć, ale podkreśla nerwową atmosferę i w obrębie filmu sprawdza się bardzo dobrze. Fajnym efektem są powtarzające się co jakiś czas halucynacje, które towarzyszą niektórym bohaterom. Momenty, w których użyto efektów specjalnych, nie rzucają się specjalnie w oczy, także tutaj też możemy postawić plusik po stronie filmu W labiryncie.
Sylwia: Muszę przyznać, że na początku ten nacisk na ciepłe kolory nieco mi przeszkadzał. Miałam wrażenie, jakby twórcy na siłę próbowali zbudować pewien klimat. Jednak z czasem nie tylko przyzwyczaiłam się do tego, ale także „kupiłam” tę konwencję i zrozumiałam ją. W labiryncie sprawia wrażenie nakręconego w sepii, co dodaje mu jeszcze bardziej niepokojącego charakteru.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Mateusz: W labiryncie wciąga, uwodzi mrocznym klimatem i zadaje trudne pytania. Finałowe minuty wynoszą produkcję na zupełnie inny poziom. To bardzo udany thriller z elementami kryminału. Donato Carrisi udowadnia, że nie tylko jest dobrym pisarzem, ale i potrafi stworzyć solidne, broniące się przed krytyką dzieło.
Sylwia: Włoska produkcja to film zaskakujący przede wszystkim tym… jak bardzo jest zaskakujący. Nie sztuką jest nakręcić kryminał/ thriller, w którym finał zaskakuje, ponieważ twórcy postanowili nie zostawiać żadnych śladów, żadnych tropów, żadnych podpowiedzi. Sztuką jest stworzyć taką historię, w której te tropy są, ale porozrzucane na tyle sprytnie, że rozwiązanie i tak zaskakuje, a my dopiero po seansie zaczynamy dostrzegać wskazówki i składać je do przysłowiowej kupy. W labiryncie to bardzo dobry przykład na to, że można zrobić taki film. Dla widza jest to natomiast nauczką, że nie każdy senny fragment filmu jest wynikiem niedbałości twórców czy nieudanego pomysłu. Czasami spowolnienie akcji i uśpienie widza jest jak najbardziej celowe i ma swój sens. To z kolei sprowadza się do lekcji, żeby każdej historii dać wybrzmieć do końca.