my

Wywiad z Rene Eller, reżyserem filmu „My”

Zapraszamy do lektury wywiadu z Rene Eller – reżyserem, scenarzystą i producentem filmu My, który objęliśmy patronatem medialnym. My to historia oparta na faktach. Widzowie zadają sobie pytanie: dlaczego musiało do tego dojść? Kto popełnił błąd, w którym miejscu należało się zatrzymać? Film nie odpowiada na nie jednoznacznie, raczej prowokuje, niż daje łatwe recepty. Premiera już 22 lutego! 


O czym jest twój debiutancki film?

O nastolatkach, którzy próbują odnaleźć się w świecie, zrozumieć, co wolno, a czego nie. Zaczyna się od niewinnych gierek, a kończy wykorzystywaniem seksualnym i łamaniem prawa.

Jak dowiedziałeś się o tej historii?

Film powstał na podstawie książki. Kiedyś usłyszałem w telewizji wywiad z jej autorem Elvisem Peetersem. Przeczytałem tę powieść, ponieważ zainteresowała mnie jej aktualność. Z recenzji dowiedziałem się też, że jest kontrowersyjna, ale niezwykle ciekawa i że burzy stereotypy.

Książka nie pozostawia obojętnym, to prawda. Jakie refleksje naszły Cię po jej przeczytaniu?

Byłem kompletnie rozbity. Czytałem ją przez 6 miesięcy, bo ładunek emocjonalny sprawił, że musiałem sobie robić przerwy. Czułem niesmak, ale też fascynację. Chaotyczna forma opowieści doskonale oddaje intencje autora: żeby opisać młodych ludzi, którzy są zagubieni, którzy nie wiedzą, gdzie jest granica między dobrem a złem.

W filmie staraliśmy się zachować ducha powieści, również większość scen została wzięta od Elvisa Peetersa.

Autor nie boi się używać tonu oskarżycielskiego, ale wini przede wszystkim współczesne społeczeństwo. Niemoralne, czasem odrażające rozmowy i zdarzenia to jednak tylko powierzchnia, warto pokusić się o coś więcej, o wyciągnięcie wniosków. Bohaterowie filmu to w sumie przecież dobrzy ludzie, którzy pragną miłości, są wierni wobec przyjaciół i rodziny.

Dlatego metaforycznie mógłbym opisać My jako karuzelę emocji: widzowie bez przerwy są windowani na szczyt, tylko po to, żeby na chwilę znaleźć się na dnie.

Wspomniałeś, że chciałeś zachować ducha powieści Peetersa. Co masz na myśli?

Jak wspomniałem, film jest o szukaniu granic. Chodzi przede wszystkim o granice wewnętrzne: emocjonalne, duchowe, moralne. Bohaterowie je przekraczają, dlatego na końcu paczka się rozpada. Ale też nikt nigdy nie określił dokładnie, gdzie takie granice się znajdują. O tym jest mój film.

Ta nieokreśloność to symptom czasów, w których żyjemy?

Społeczeństwa Zachodu przeżywają kryzys egzystencjalny. Wartości jednego pokolenia są bez znaczenia dla drugiego. Wszystko się zmienia, przewartościowuje. Młodzi ludzie muszą znaleźć własne ideały, a nikt nie potrafi wskazać im drogi.

Kiedyś można było liczyć na rodziców, kościół, partie polityczne czy mentorów. Teraz jest inaczej. Ta wolność fascynuje, ale jest też niebezpieczna.

Łatwo popaść w hedonizm, szczególnie gdy obserwuje się nieuczciwych polityków, aktorów czy artystów, takich jak Trump, Erdogan, Wilders, Weinstein, Kevin Spacey, Tiger Woods czy Lance Armstrong. Kryzys finansowy i pedofilski w kościele też się do tego przyczynia.

Czy uważasz, że zalew informacyjny jest również przyczyną zagubienia?

Tak. Internet, media społecznościowe, telefony komórkowe, konsole do gier, aplikacje – to są wszystko źródła wiedzy. Trudno się w tym wszystkim połapać. Potok wiadomości nigdy się nie kończy, dlatego w końcu stajemy się obojętni. To jest forma obrony.

Czy wydarzenia opisane w filmie miały naprawdę tak drastyczny przebieg?

Powieść oparta jest na faktach. Nie znaczy to jednak, że autor niczego nie zmienił. Podczas pisania scenariusza szukaliśmy jednak podobnych historii i okazało się, że nastolatkowie często wikłają się w coś takiego.

W Rotterdamie stworzono program Prostytucja 2.0, który miał zbadać skalę tego zjawiska i okazało się, że młodzi chłopcy na dużą skalę rekrutują swoje koleżanki do płatnego seksu. Potem dzielą się pieniędzmi. Co więcej, żadna ze stron nie czuje się pokrzywdzona.

Wytłumaczeniem tego może być presja ze strony rówieśników?

Wszyscy buntujemy się przeciw społeczeństwu, zakłamaniu, drobnomieszczaństwu. Bycie w grupie jest formą obrony przed światem, ale może być też śmiertelną pułapką.

Film jest wytłumaczeniem tego mechanizmu?

Nie. Raczej jego ilustracją. Widzimy zagubionych ludzi, którzy nie wiedzą, kiedy przestać. Ale nie znaczy to, że ich potępiamy. Chcemy zadawać pytania, a nie oskarżać.

Dlaczego film opowiada o tych samych wydarzenia z czterech różnych punktów widzenia?

Ponieważ w tej sposób pokazujemy, że nie ma jakiejś jednej prawdy. Niektóre wydarzenia widzimy na ekranie więcej niż raz, ale z różnych perspektyw, co sprawia, że wywołują one w widzu inne emocje.

Wraz z rozwojem historii obserwujemy zmianę muzyki i montażu…

To prawda. Na początku film korzysta z wzorców romantycznych, ale później przeważają w nim ciemniejsze tony. Perspektywa każdego z bohaterów wymagała innych środków filmowych.

Skąd pomysł na narratora, który przemawia spoza kadru?

To uwiarygadnia bohaterów, pozwala poznać ich myśli, uczucia i motywy. W pewnych scenach głos spoza kadru przepowiada również to, co się stanie.

Powiedz coś o pracy operatora.

Chciałem, żeby niektóre sceny były kręcone „z ręki”, a inne kamerą ustawioną na statywie. W ten sposób oddaliśmy emocje, ale też pozwoliliśmy widzowi zachować dystans. Do każdej sceny dobieraliśmy odpowiednie obiektywy, ponieważ zdjęcia oddają nastrój i ton filmu. Również dobór muzyki był bardzo ważny. Dźwięki ubarwiają historię, podkreślają osobowość bohaterów.

Dlaczego tak ważne było dla Ciebie zaangażowanie się w pisanie scenariusza?

Pierwszą wersję napisałem sam, nad kolejnymi pracowałem z Bertem van Daelem i Sannem Nuyensem, nagradzanymi scenarzystami z Belgii. Zamieszkaliśmy na odludnej wyspie na miesiąc i pisaliśmy właściwie od rana do wieczora. Dzięki temu, że uczestniczyłem w procesie tworzenia scenariusza, czułem się dużo pewniej na planie. Rozumiałem motywacje bohaterów, wiedziałem, jaki efekt narracyjny chcę uzyskać.

Dlaczego uważasz, że byłeś odpowiednią osobą do zrobienia tego filmu?

Reżyseruję od 1990 roku. Najpierw robiłem teledyski, potem reklamy. Przez cały ten czas uczyłem się opowiadać o emocjach przy pomocy obrazów. Reżyseria filmowa to coś zupełnie wyjątkowego, bo widzowie przychodzą do kina specjalnie, żeby zobaczyć mój film. Uważam, że przez wiele lat pracy zasłużyłem na przywilej nakręcenia filmu pełnometrażowego.

Co sprawiło Ci największe problemy?

Ponieważ zbiorowym bohaterem mojego filmu jest grupa młodych ludzi, musiałem bez przerwy myśleć o relacjach nie tylko pomiędzy postaciami, ale również pomiędzy aktorami. Nie możemy zapominać, że w filmie jest wiele scen intymnych, że widzimy nagie ciała. Cały czas byłem gotowy tak zmieniać scenariusz i dialogi, żeby historia nie straciła wiarygodności. Innym problemem było zsynchronizowanie głosów z offu z obrazem. Narratorzy mieli wywołać określone emocje w widzu, więc długo nad tym pracowaliśmy.

W jaki sposób znalazłeś odpowiednich aktorów?

Potrzebowałem aktorów, którzy stworzyliby wiarygodne, trójwymiarowe postacie. Tylko w ten sposób mogłem zaangażować widzów w historię, sprawić, żeby powiedzieli: „Ja również znam kogoś takiego”. Młodzi ludzie, których widzicie na ekranie, mają charyzmę, są naturalni, pociągający, wyjątkowi, bezczelni, ale też po prostu pełni ludzkich emocji. Na castingach sprawdziliśmy ponad 6500 osób, które znaleźliśmy przez Facebooka, Instagram, ale też w klubach, szkołach, w agencjach castingowych, na festiwalach muzycznych. Stopniowo, w ciągu dwóch lat wyselekcjonowaliśmy najlepszą dziesiątkę.

Scenariusz nie unika dosłowności. Co powiesz o scenach nagości i seksu w Twoim filmie?

Dynamika grupy pokazana jest w sposób wiarygodny. Najpierw nagość, później seks, następnie seks grupowy i prostytucja. Pokazujemy dużo, ale nie w sposób pornograficzny. Sceny seksu po prostu uwiarygadniają historię, bez nich widz nie zdawałby sobie z tego, jak zdeterminowani są bohaterowie.

Akcja dzieje się na granicy holendersko-belgijskiej.

Pogranicze samo w sobie jest ciekawe, to spotkanie dwóch światów. W tym przypadku holenderskiego porządku i belgijskiego chaosu. Wszystko w tym miejscu sprawiało, że nadawało się ono do mojego filmu: niemal brzydka architektura, dziury w nawierzchni, jakaś amerykańskość w nastroju.

Co chciałeś osiągnąć, kręcąc ten film?

Wiem, że historia jest kontrowersyjna, szczególnie że dzieje się tu i teraz. Ale jest też prawdziwa. W czasie lata 2013 roku jeździliśmy po festiwalach filmowych, nocowaliśmy w namiotach, rozmawialiśmy z młodymi ludźmi. Pytaliśmy, jaki jest ich stosunek do społeczeństwa, jak widzą swoją przyszłość, co sądzą o miłości i seksie, o czym marzą. Mówili w taki sposób, jak bohaterowie mojego filmu. Cieszyli się życiem, ale też byli zdystansowani, osamotnieni. Dzięki tym wywiadom dużo zmieniłem w scenariuszu, bo dowiedziałem się z nich, w jaki sposób młodzież reaguje na problemy. Sam mam 11-letnią córkę, więc ten temat był dla mnie ważny. Świat się zmienia, my zostało zastąpione prze ja, starzy bohaterowie umarli, nowi się nie narodzili. Zrobiłem ten film, żeby wywołać dyskusję na temat zagubienia młodych ludzi, które może być katastrofalne w skutkach.

Źródło oraz fot.: 

my

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *