Zmarli powstaną – Kult Mogił – „Demo 2015” [recenzja]

Demo tarnowskiego hordu Kult Mogił budzi w mojej głowie wielkie znaki zapytania. Bo nie mam pojęcia, kto konkretnie kryje się pod tą nazwą, a muzycy nie ujawnili do tej pory swoich prawdziwych nazwisk. No, chyba że chce ktoś uwierzyć, że basem w kapeli szarpie niejaki Cliff Burton. Chociaż… to przecież Kult Mogił. W każdym razie moje wątpliwości biorą się stąd, że na demo mamy trzy plugawe i zatopione w ołowiu kompozycje, które charakteryzują się cholernie dobrym poziomem wykonawczym.

Najpierw mała dygresja na marginesie. Uważam, że każda kapela powinna brać przykład z muzyków Kultu Mogił na początku swojej scenicznej drogi. A to dlatego, że tarnowscy muzycy rozpoczynają swoją muzyczną karierę, unikając jakichkolwiek syfiastych akcji w stylu „zbiórka na nagranie demo” na portalu w stylu polakpotrafi.pl. To w ogóle temat na inną opowieść, którą z czasem podejmę, bo plaga różnych żebraczy, którzy pojawili się w świecie polskiego rocka i metalu przechodzi ludzkie pojęcie. A przepraszam, młode zespoły nie nagrywają demo, tylko EP. Demo jest słowem wstydliwym i daje mało swagu, jakby to określili tzw. hipsterzy.

Członkowie Kultu Mogił są na szczęście orędownikami starej szkoły i potrafią wydać demo, które na pewno spowoduje pewne zamieszanie w polskim światku ekstremalnej muzyki. Świetna, sugestywna okładka przedstawiająca grafikę niby namalowaną ludzką krwią już na samym początku idealnie wprowadza w klimat całości. Będzie mrocznie, brudno, duszno i bezkompromisowo. W zapowiedziach prasowych widziałem porównania do szwajcarskiej sensacji z ostatnich lat, czyli Bolzer. Ja ponadto dodałbym do tego zdecydowanie bardziej doświadczonych rodaków z Tryptikon.

Na demo są trzy utwory zachowane, ogólnie rzecz biorąc, w death/black metalowej stylistyce. Kompozycje charakteryzują się urozmaiconym klimatem i zmianami tempa. Jedna rzecz jest jednak zdecydowanie symptomatyczna dla całego dema – ołowiane dźwięki wydobywające się głośników niczym z głębokich, opuszczonych, nomen omen, mogił. Brzmienie nie jest demówkowe, a profesjonalne, przeszywające swoją intensywnością, jednak da się z niego wycyzelować konkretne instrumenty. W nagraniach słychać też to, że muzycy Kultu Mogił grać potrafią i to bardzo dobrze.

Początek to atakujący od samego początku blastami Dearly Departed ze świetnymi solówkami na gitarach elektrycznych i zwolnieniami, w których słyszymy miażdżące riffy. Dalsza część utworu to już granie w wolniejszym tempie, bardziej w doomowym klimacie. Kolejny na trackliście Brief Life. Eternal Glory miażdży riffem i potężną perkusją, aby potem naprzemiennie szafować szybkim tempem i zwolnieniami z niesamowicie gęstą perkusją i lekko psychodelicznymi gitarami. W drugiej części pojawia się za to instrument, którego się nie spodziewałem usłyszeć. A mianowicie, chodzi o akordeon, jeśli mnie słuch nie myli. Złowieszczo brzmi połączenie tego instrumentu ze ścianą gitar i perkusji, złowieszczo… a zarazem wspaniale. Brawa za pomysłowość! Attired In Rags to kolejny walec, z kolejną doskonałą robotą gitarzystów. Niestety, trochę ten utwór się rozłazi. Na szczęście są i tutaj fragmenty, które przekuwają na dłużej uwagę słuchacza, jak wyborne solo gitary pod koniec.

Trzy utwory. Szesnaście minut black/death metalowego grania na wysokim poziomie z inklinacjami do domowego ciężaru. Podobno Kult Mogił pracuje nad kolejnymi nagraniami i wydawnictwami, więc nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać, bo Demo 2015 prezentuje się pysznie.

Fot.: materiały prasowe/Kult Mogił.

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

1 Komentarz

  • Okładka jest namalowana ludzką krwią.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *