kult mogił

Głos z ziemi – Kult Mogił – „Anxiety Never Descending” [recenzja]

Enigmatyczna tarnowska death metalowa formacja Kult Mogił szybko po wydaniu trzyutworowego demo, o którym zresztą skrobnąłem parę słów kilka miesięcy temu, przeszła do właściwego debiutu, wydanego nie byle gdzie, a w Pagan Records. Anxiety Never Descending na pewno będzie płytą, o której będzie wiele się mówiło i trzeba oddać zespołowi to, że pierwsze LP w wykonaniu Kultu Mogił przynosi mnóstwo intrygującej muzyki, do której należy podejść ze zdecydowanie otwartym umysłem.

Demo zapamiętałem jako silną dawkę siarczystego, grobowego death metalu, któremu towarzyszyły niecodzienne rozwiązania aranżacyjne, jakim było niewątpliwie użycie akordeonu, który momentami wręcz podkreślał nieludzki charakter tej muzyki. Natomiast Anxiety Never Descending to pójście o krok dalej. Zespół nie zamyka się na szlaku utartych rozwiązań i gotowych schematów, co powoduje, że Kult Mogił wymyka się jakimkolwiek próbom klasyfikacji.

Bo powiedzenie, że Kult Mogił gra wyłącznie death metal, byłoby kłamstwem. Zespół ostro dryfuje w kierunku doom metalu, co potwierdzone zostaje już na samym początku płyty, w kompozycji tytułowej. Muzycy mieszają, sprawdzają, bawią się tempem, nastrojem i klimatem, obok death metalowych gonitw mamy potężne doomowe zwolnienia. Temu wszystkiemu towarzyszy duszny, niepokojący nastrój, co zresztą potwierdzają dobitnie pierwsze dźwięki upiornego, ale zbliżającego się do awangardy, szczególnie w warstwie gitarowej, Threnody.

W ogóle Kult Mogił na Anxiety Never Descending postawił na eksperymenty zarówno z dźwiękiem, jak i z formą. Z jednej strony momentami wydaje się, że tarnowianie grają sztandarowo, ostro i do przodu, jak w Serene Ponds, jednak tam w dalszym tle coś się dzieje, coś się kotłuje, wydaje się, że pojawiają się tam często dźwięki, sprężenia, których się nie spodziewaliśmy tam usłyszeć, co powoduje zresztą, że płyta jest najeżona tego typu dźwiękowymi smaczkami, które wyłapywać zaczynamy dopiero przy kolejnym z rzędu odsłuchaniu.

KULT MOGIŁ - Początek wrażeń.

Momentami mam wrażenie, że ciągoty do nieoczywistych rozwiązań powodują, że zespół sam się gubi w tym wszystkim, co widoczne zaczyna być na The Width of a Forehead, w którym pierwsze sto sekund jest do zapomnienia, na szczęście druga część utworu, z fenomenalnym wykorzystaniem akordeonu, oddaje ten stracony czas z nawiązką. Końcówka, z hipnotyzującymi dźwiękami wyżej wymienionego instrumentu, jest jednym z mocniejszych punktów Anxiety Never Descending. Koniec płyty przynosi chyba najłatwiejszy do łyknięcia w całym zestawie Palliative Messiah, który zresztą stylistycznie odchodzi lekko od swoich poprzedników. Kult Mogił stosuje tutaj po prostu standardowe rozwiązania aranżacyjne bez ucieczek w eksperymenty.

Co nie zmienia faktu, że płyta jako całość jest cenna, wciągająca od pierwszego przesłuchania i z każdym odtworzeniem odkrywająca dla słuchacza nowe terytoria. Kult Mogił w każdym calu mnie zaintrygował i z pewnością będę oczekiwał dalszego ciągu.

Fot.: Pagan Records

kult mogił

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *