Lubię rekonstrukcje historyczne. Wszak jestem z zawodu historykiem i wiem, że to niełatwa sztuka. Pół biedy, jak mamy odtworzyć jakąś bitwę. Źródeł do takich wydarzeń mamy często co niemiara. Ale muzyka dawnych Słowian? Ich wierzenia, znaczenia świąt, mitologia słowiańska? Źródła mamy szczątkowe, głównie archeologiczne i etnograficzne. Co do muzyki, wskazówki zostawił nam w XIX wieku Oskar Kolberg. Mało. Żywiołak po raz kolejny zmierzył się ze spuścizną naszych przodków. Dekonstrukcja historyczna I – jak sama nazwa wskazuje, nie jest wierną rekonstrukcją. I dobrze, bo dzięki m.in. odniesieniom do współczesności ta muzyka nabiera wielowymiarowości.
Trzy lata po Wendzkim Sznycie Robert Jaworski z ekipą przygotował końską dawkę muzyki, ponieważ mamy dwie płyty i 94 minuty dźwięków. Nie ukrywam, trochę ten materiał z początku przytłacza i wymaga skupienia, o które w gonitwie dnia codziennego coraz trudniej. Niestety, próg wejścia mamy tym razem dosyć wysoki. Żywiołak chyba na dobre zerwał z ambicjami stworzenia kolejnego przeboju i raczej na hity pokroju Psychoteki czy Mój miły rolniku (który to kawałek swoją drogą uwielbiam i chciałbym jeszcze coś usłyszeć od Żywiołaka w tym stylu) nie ma co liczyć. I dobrze, dzięki temu muzyka jest spójna i nic nas nie wytrąca z aury słowiańskiego mistycyzmu, który się unosi nad Dekonstrukcją Historyczną I już od pierwszych nut.
Zacznę od warstwy lirycznej a ta, jak zawsze u Roberta Jaworskiego i ekipy, jest na równi z dźwiękiem. Żywiołak wziął na warsztat święta katolickie i podjął próbę odnalezienia ich znaczeń w kontekście rodzimowierstwa. Intrygujące? Bardzo. Szczególnie że niewielu ma świadomość tego, jak wiele z wierzeń słowiańskich przeszczepiono na grunt chrześcijaństwa w Polsce. Jest więc dużo cytatów z Biblii i w połączeniu z ludową muzyką brzmi to niepowtarzalnie, momentami wręcz z lekka przerażająco, jak w kakofonicznej Dwuwiarze. I co mamy w tym utworze? Fragment Starego Testamentu połączony z nawoływaniem do pogańskiego bóstwa Nyi. Świętokradztwo? Dla naszych przodków niekoniecznie, ale któż to wie?
Ponadto Żywiołak cytuje Mickiewicza, Leśmiana, papieża Innocentego III (fragment jego krytyki stanu duchownego; niczego się księża nie nauczyli od tego czasu) i arcybiskupa gnieźnieńskiego Jarosława (tego z XIV wieku) i… nowofalową Siekierę. Postmodernizm na pełnej. Ale hej, ma to sens i eklektyczność liryczna jest atutem Dekonstrukcji Historycznej I. Oczywiście Jaworski sięga też po teksty tradycyjne, jak i pisze własne liryki, z których ulubieńcem moim są Syny. To tekst o współczesności i bardzo gorzkie rozliczenie z kondycją naszego społeczeństwa. Zresztą mamy jeszcze kilka takich momentów na tej płycie, Robert Jaworski w materiałach prasowych nie ukrywa, że liczy na to, że ta płyta będzie ważnym głosem w dyskursie o świadomości społecznej i kondycji polskiej tożsamości.
Muzycznie jest, jak to u Żywiołaka, tradycyjnie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Instrumentarium dawne i różne – od skrzypiec, lutni, liry korbowej po trójkąt i bębenek arabski. Nudy pod tym względem nie uświadczymy. Jak już nadmieniłem, zespół nie robi poważnych wycieczek do współczesności, więc elektronicznych beatów tu nie uświadczymy, niemniej zdarzają się lekkie mrugnięcia okiem w kierunku muzyki naszych czasów. Rytm rodem z gotyckiego rocka lat osiemdziesiątych? Proszę bardzo (Syny). Bywa transowo (Do licha). Są wielogłosy (Świata pieśń). Żywiołak nie boi się sięgnąć po muzykę z innych stron świata, jak nieco celtycki w brzmieniu Zaświeć niesiądzu. Często muzyka jest tłem do melorecytacji lub do fenomenalnych wokaliz, które wprowadzają element pewnego szaleństwa, dzikości w dźwiękowe poszukiwania instrumentalistów. Co więcej, wokal bywa traktowany jak równoprawny środek stylistyczny, co tylko zwiększa artystyczne walory Dekonstrukcji historycznej.
Żywiołak zaproponował potężną, z początku nawet przytłaczającą dawkę muzyki na swoim nowym dziele. Myślę, że fani będą zachwyceni, poznając Dekonstrukcję Historyczną nuta po nucie. Z każdym przesłuchaniem odnajduję coś nowego. Pytanie tylko, czy współczesny odbiorca, w czasach streamingu i szybkiego dostępu do milionów nagrań z całego świata, znajdzie cenny czas i doceni kunszt Żywiołaka? To muzyka dawnych czasów i chyba nie dla współczesnego odbiorcy. I absolutnie nie uważam tego za wadę. Wręcz przeciwnie.
Fot.: Karrot Kommando
Podobne wpisy:
- Pogańskie misterium - Żywiołak - "Wendzki sznyt" [recenzja]
- Bez półśrodków - Żywiołak - "Pieśni Pół/nocy" [recenzja]
- Idzemë z kaniąąą! - Żywiołak - "Muzyka…
- Znowu w świecie Słowian – Leonard J. Pełka – „Świat…
- Od wiary do zabobonu – Bohdan Baranowski – „W kręgu…
- Bilety na koncerty - 2 zalety zakupu online