kapitan

Agonia totalitaryzmu – Robert Schwentke – „Kapitan” [recenzja]

Robert Schwentke to niemiecki reżyser, którego trudno podejrzewać o przynależność do nurtu europejskiego kina autorskiego. W ostatnim latach dał się poznać przede wszystkim jako sprawny hollywoodzki rzemieślnik, realizując tak głośne tytuły, jak Red i cała seria Niezgodna, będąca swoistą uboższą odpowiedzią na popularność cyklu Igrzyska śmierci. Odnośnie części jego filmografii należałoby spuścić kurtynę miłosierdzia, są to bowiem przeciętne akcyjniaki, których miejsce znajduje się raczej w późnowieczornych ramówkach niszowych stacji telewizyjnych oraz serwisach VOD niż w repertuarach kin. Jaki jest zatem rezultat powrotu tego syna marnotrawnego na łono macierzystej niemieckojęzycznej kinematografii? Film Kapitan dystrybuuje w Polsce Aurora Films, a Głos Kultury objął dzieło patronatem medialnym.

Agonia III Rzeszy w kwietniu 1945 r. na ziemiach niemieckich zwiastująca rychły koniec wojny to epizod, który rzadko bywa tłem filmów rozgrywających się w trakcie II wojny światowej. Można byłoby w tym miejscu od biedy wskazać na amerykańską Furię z Bradem Pittem w głównej roli, ale ten patetyczny obraz nie jest do końca miarodajny, jeśli chodzi o portret rozkładu instytucji państwa i odzwierciedlenie nastrojów społecznych w tym szczególnym momencie historycznym.

Dekompozycja struktur instytucjonalnych stwarza nowe zagrożenia, albowiem uwalnia spod jakiejkolwiek kontroli zdeterminowane i wygłodniałe rzesze dezerterów, którzy mogą sobie pozwolić na wszystko. Hitlerowskie Niemcy giną, targane dzikimi konwulsjami, co stwarza okazje dla tytułowego kapitana, a w istocie zbiegłego szeregowca, który uciekając przed szwadronami śmierci, samowolnie likwidującymi zdrajców ojczyzny, znajduje mundur kapitana Luftwaffe i przejmując jego tożsamość, rozpoczyna swój triumfalny, a zarazem makabryczny pochód po obszarach ulokowanych na tyłach frontu, skwapliwie korzystając z nowych możliwości.

 

To obraz ze wszech miar wyjątkowy – tak jeśli idzie o stronę formalną, jak i sam sposób przedstawienia realiów wojennych. Faktura czarno-białych zdjęć bardziej przypomina offową produkcję niż dzieło twórcy, który szlifował swoje rzemiosło w Stanach Zjednoczonych, kręcąc filmy z udziałem największych gwiazd. Mnie osobiście utwór Schwentke przypomniał o mało znanym dziele białoruskiego reżysera, Andrieja Kudinenki, pod tytułem Misterium: okupacja, które w podobnym somnambulicznym rozgorączkowanym tonie przedstawiało horror wojny. Atmosfera wykreowana w filmie Kapitan przypomina nieco to, co wcześniej zaprezentowano w węgierskim Synu Szawła, jednak duszny koszmar zabijania jest tutaj tonowany laboratoryjną aseptycznością zdjęć.

Jeśli zaś chodzi o samą fabułę, to obraz wojny jest w tu o tyle szczególny, że odbywa się właściwie bez wroga, zaś bohaterami są wyłącznie Niemcy, co dotyczy także dezerterów osadzonych w obozie pracy. O głównym protagoniście nie wiemy, nic nie znając nawet jego imienia i nazwiska. Widz natomiast już na samym wstępie, po lapidarnych wyjaśnieniach w postaci napisów początkowych, zostaje „wrzucony” w środek akcji bez żadnej zbędnej ekspozycji. To zgrabny, celowy zabieg reżysera, który bohaterem swojego obrazu uczynił przeciętnego żołnierza bez właściwości.

 

Obserwujemy przemianę tytułowego kapitana w bestię, który jakby mimochodem, korzystając z możliwości, a zarazem coraz bardziej wikłając się w uknute przez siebie kłamstwa, uprawia szalony danse macabre. Na uwagę zasługuje aktorstwo, w tym w szczególności odtwórcy głównej roli.

Wiele scen koncentruje się wyłącznie na dialogach, w których rzeczony bohater musi kluczyć pomiędzy strachem przed dekonspiracją, a pewnością siebie wynikającą z nowej tożsamości. Gdzieś w 4/5 metrażu filmu obraz skręca w kierunku slapstickowego kabaretu, co tylko wzmacnia poczucie absurdalności sytuacji.

Radzę też, aby nie wychodzić z kina podczas napisów końcowych, które także zostały zaaranżowane w pomysłowy sposób. Reasumując, film Roberta Schwentke jest świeżym spojrzeniem na wojenny koszmar i chyba największym zaskoczeniem jest tutaj osoba samego reżysera, który popełnił dzieło świadome i formalnie zdyscyplinowane. Będę teraz z większym zainteresowaniem obserwował przebieg kariery tego twórcy, jak i innych europejskich filmowców, którzy po latach terminowania na hollywoodzkim rynku wracają na rodzime podwórka, by stworzyć coś tak wybitnego, jak dzieło Roberta Schwentke.

kapitan

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *