Ponad dwa lata temu zachwalałem debiut niemiecko-polskiej – a teraz wręcz międzynarodowej – kapeli Barreleye Urged To Fall. Niedawno zespół przypomniał o sobie EP Insidious Siren. Dla kogoś, kto polubił pierwszą płytę, nowa muzyka artystów może przynieść spore zaskoczenie. Najważniejsze jednak, że zmiany, które przechodzi zespół, wychodzą mu zdecydowanie na plus.
Od momentu wydania Urged To Fall zmieniła się osoba piastująca miejsce za mikrofonem. David Nalband znakomicie operując swoim wszechstronnym, silnym głosem, spowodował, że twórczość Barreleye poszła nieco w innym brzmieniowo kierunku. Zespół odszedł od typowego death metalu ku melodyjnemu metalcore’owi z wszędobylskim groovem i progresywnymi naleciałościami. Na szczęście nie zostało to wszystko wygładzone w produkcji, płyta więc brzmi potężnie, intensywnie, dynamicznie, a dźwięki wydobywające się z głośnika dosłownie wciskają słuchacza w fotel. Reasumując, Insidious Siren wyprodukowana jest na światowym poziomie. Należy jeszcze wspomnieć o kapitalnej okładce, która idealnie oddaje dwoistą naturę całej płyty. Bo spotkamy na albumie momenty łagodniejsze, może nie tyle piękne, co wprowadzające nieco oddechu. Uspokajam jednak – Barreleye będzie nas atakować brutalnymi dźwiękami na przestrzeni całej EP-ki. Aczkolwiek pod względem edytorskim zespół zaliczył strzał w dziesiątkę.
A sama muzyka? Tak, jak wspominałem – w Barreleye nastąpiły spore zmiany i słuchać to od pierwszego nagrania, czyli Cosmic Downfall. Od razu zaznaczę, że panowie z Barreleye nie odkrywają nowych granic gatunkowych. Po prostu robią dobrą robotę na doskonale wszystkim znanym poletku. Tutaj wtrącę delikatną obawę o to, że zespół zginie gdzieś w tłumie jemu podobnych. Liczę jednak, że sama jakość muzyki pozwoli im wypłynąć na szersze wody. Wspomniany Cosmic Downfall to doskonale wyważony kawałek, z gęstą grą sekcji rytmicznej i szatkującymi powietrze gitarami. Od razu pierwsze skrzypce jednak przejmuje wokalista. Krzyk, growl, czysty śpiew. Wszystko to mamy. Najważniejsze, że David Nalband nie śpiewa od niechcenia. Wkłada w to całego siebie i emocje, którymi epatuje skutecznie oddziałują na słuchacza. Z miejsca kawałek wpada w ucho. Bo w tych wszystkich zmianach tempa, nastroju i technicznych solówkach Barreleye nie zapomina o dobrych melodiach.
Wspomniałem coś o progresywnych naleciałościach? Takie jak najbardziej znajdujemy w Insidious Siren, Part I: Overcome. Tutaj Barreleye doskonale operuje tempem kompozycji. Z jednej strony mamy powolne, nasycone mrokiem granie, by z czasem zaatakować słuchacza nagłym, agresywnym, przyspieszeniem. Najważniejsze jednak, że brzmi to wszystko logicznie, naturalnie, nie wytraca się przy tym esencja kawałka. Kolejne części Insidious Siren kontynuują ten trend. Szczególnie należy wyróżnić ostatni kawałek na płycie, pokazujący, że Barreleye dobrze się czuje w metalcore’owej stylistyce. Tutaj mamy obłędne tempo, zwolnienia, growling, czysty śpiew, techniczne solówki. Wypisz, wymaluj podręcznikowe granie. Jest jednak cienka granica pomiędzy własnym stylem i plagiatowaniu wszystkich dookoła w tym gatunku i Barreleye absolutnie jej nie przekracza, stojąc na straży budowania własnego stylu i marki. Charakterystyczny wokal, pomysły na kompozycje i szerokie inspiracje muzyków powodują, że Barreleye absolutnie nie jest jednym z wielu bandów na scenie.
EP-ka Insidious Siren jest zwiastunem długograja. No cóż, ja zdecydowanie polecam zapoznać się z dotychczasową twórczością Barreleye, a sam oczekuję nowych nagrań z niecierpliwością.
Fot.: Barreleye