Ostatnie dzieła mistrza – Cormac McCarthy – „Pasażer”

Czytając prozę Cormaca McCarthy’ego, zostawiałam sobie zawsze spory zapas czasu na błądzenie po interpunkcyjnym, wydawałoby się, chaosie, aby z tych iluzji, opisów przyrody i metafizycznych refleksji wydostać wspaniałą opowieść. Zawsze. Zawsze, czytając tego amerykańskiego pisarza, trafiałam do głębi serca powieści i z tymi uczuciami zostawałam na długo. Do dziś moim faworytem w tej materii, materii wywoływania kłębowiska uczuć, pozostaje powieść W ciemność. Miesza się w niej prymitywizm głównych postaci z nieograniczoną wielkością przyrody. To zestawienie, wraz z dołującym uczuciem nicości i braku nadziei, tworzy powieść genialną i sprawiającą, że czujemy się, jakbyśmy balansowali na krawędzi szaleństwa. 

Pasażer to w moim odczuciu książka sięgająca daleko i głęboko w otchłań, nie tylko morskich toni, które penetruje główny bohater, ale także w głąb człowieka, ludzkości i pokoleniowego poczucia winy. Dodając do tego smutną wiadomość, która dotarła do nas w okolicy premiery książek pisarza, czyni to lekturę jego powieści jeszcze bardziej refleksyjną. 

U McCarthy’ego dominuje słowo i to słowo w bardzo innym, nowatorskim wręcz, wydaniu. Pierwszy raz czytając jego książkę jeszcze w wieku nastoletnim (były to Rącze Konie), nie wiedziałam, jak wybrnąć z tego chaosu, który tworzy znaczny zanik znaków interpunkcji i dialogowość tak bujna, że aż przytłaczająca. Wtedy dla mnie było to nie do przebrnięcia. Jednak wraz z doświadczeniem czytelniczym (oraz życiowym) ponowna lektura trylogii pogranicza Cormaca McCarthy’ego sprawiła mi niezwykłą przyjemność. O Drodze, jego kolejnej niezwykłej, dodatkowo post apokaliptycznej powieści, można poczytać nieco tutaj.

Wróćmy już jednak do Pasażera, który jako powieść sama w sobie klasyfikuje się bardzo wysoko, jeśli chodzi o literackie walory i koncept, który pozostawia czytelnika oniemiałym i niezdolnym do pozbierania się. Jest to taka powieść, która z każdym słowem i z każdym brzemieniem przynosi dla nas jakąś wartość. I dużo można by pisać o wybitności, ale jeśli słowa napisane przez innego człowieka trafiają w sam środek nas, to świadczy to właśnie o wielkości.

Główny bohater Pasażera to trzydziestokilkuletni Bobby, który nie może pogodzić się ze śmiercią siostry i ojca, a przebywając trochę właśnie samotnie na tym świecie, kieruje się wprost do najdalszych zakątków natury, w morskie głębiny, które odkrywa jako nurek głębinowy. Późniejsze przygody Bobby’ego Westerna (takie oto nazwisko nosi nasz główny bohater) to istna podróż w różne fascynacje światem, melancholie dotyczące amerykańskiego mitu, ale także różnych związków i historycznych meandrów, które połączyły Amerykę że światem, zapisując to spotkanie na zawsze w historii ludzkości.

Pasażer to wspaniała powieść, która urzeka surowością, unikatowością i niezaprzeczalną głębią refleksji. I mimo surowości stylu, który przecież i tak sam z siebie już wiele wnosi, mamy tu ogrom treści i fascynującą literacką podróż w głąb ludzkiej duszy, której znawcą McCarthy został już niejeden raz ogłoszony. Ludzka dusza według niego to siedlisko różnego rodzaju zła, traum, walki z moralnością, która nosi pokoleniowy bagaż doświadczeń. O tym przede wszystkim Pasażer jest, a kwestia dziedziczonej klątwy uderza nas swoją mocą, w szczególności podczas takich dialogów, prostych, esencjonalnych, na wskroś amerykańskich:

Myślisz, że nad naszą rodziną ciąży jakaś klątwa?

Podniósł wzrok. Klątwa?

Tak.

Że niby grzechy ojców i tak dalej?

I w kontekście bohatera książki, Bobby’ego, jest to refleksja do cna pesymistyczna (po lekturze powieści każdy czytelnik dowie się dlaczego) i uderzająca w różne czułe punkty nas jako ludzkości i nas jako odrębnej istoty ludzkiej.

Rytm powieści jest zaskakująco lekki jak na kłody, które co rusz autor rzuca nam pod nogi. Oprócz wspomnianego i już spodziewanego także w tej powieści ograniczenia interpunkcji, przesytu dialogami, mamy tu nazewnictwo naukowe i odniesienia do współczesnej fizyki i techniki, a osobom niezbyt biegłym w tych zagadnieniach może być nieco trudniej. Jednak u Cormaca McCarthy’ego nie ma przypisów, nie ma odniesień i wytłumaczenia pewnych rzeczy. Jego powieści bierze się takie, jakie są. Surowe i nieoszlifowane na pierwszy rzut oka, ale genialne i niezwykłe.

Pasażer to była lektura ważna, wyczekana i pochłaniająca. Mimo zagadnień naukowych i czasem bełkotliwości głównego bohatera, czytało mi się ją wspaniale. Przywodzi mi na myśl podróż w głąb siebie, do samego jądra swojej duszy, przeszłości i tożsamości.

Write a Review

Opublikowane przez

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *