Inughuici to w dosłownym tłumaczeniu „wielcy ludzie” i jednocześnie najbardziej północni, rdzenni mieszkańcy na świecie. W latach dwudziestych XX wieku w książce Thule Distriktet Knud Rasmussen pisał, że Inughuici dzielą ziemię i siebie samych ze względu na wiatr (Avannarliit to ci najbliżej północnego wiatru; Oqqorliit żyją w osłonięciu od południowo-zachodnego wiatru, Akunnaarmiut mieszkają między wiatrami, a najbliżej wiatru południowego mieszkali Nigerliit). Nauczono ich, by się nie skarżyć, nie mówić o bólu. Mimo upływających lat dalej w siebie nie wierzą. Nie wierzą w swoją sprawczość. Nie czują się na równi z Duńczykami. A ci rocznie przeznaczają 4,5 miliarda koron, by ten kraj mógł przetrwać. Grenlandczycy jednak nie rozumieją, jak funkcjonuje nowoczesne społeczeństwo. Jaka naprawdę jest Północ? I jak się na niej żyje? I jacy są tamtejsi ludzie? O tym właśnie jest Migot.
Ilona Wiśniewska zabiera nas daleko, na samą Północ, tam, gdzie kończy się nasza część świata. Na krańce Grenlandii. Przybliża nam dwie grenlandzkie osady: Qaanaaq i Siorapaluk. Nie ogranicza się jednak do opisu miejsca. W jej opowieściach najważniejsi są ludzie. A ci często powtarzają: Nie pisz o nas zbyt wiele. Biali zawsze biegają z ołówkiem i notesem, jakby niczego nie potrafili zapamiętać, i zapisują mnóstwo nieistotnych rzeczy. A kiedy wracają do swoich krajów, opowiadają o nas same kłamstwa, z siebie robią wielkich bohaterów. Tym razem jest jednak inaczej. Tym bardziej że Inughuici mogą niedługo zniknąć. To więc ostatni moment, by poznać tę prastarą kulturę. Dowiedzieć się, jak wygląda ich codzienne życie. Jak znoszą bardzo surowe warunki. Co myślą i co czują?
Migot to swego rodzaju kontynuacja poprzedniej książki autorki opowiadającej o Grenlandii pt.: Lód. Ta zakończyła się informacją, że jeden z jej bohaterów zmarł, a dokładniej – odebrał sobie życie. Miał na imię Gert i przebywał w domu dziecka, w którym pracowała Ilona Wiśniewska. Ci, którzy go znali, wiedzieli, że niesamowicie tęsknił za Północą. To właśnie za jego przyczyną autorka rusza w miejsca tak jemu bliskie. Chce sprawdzić, jaka ta Północ jest, co jest w niej takiego, że chłopiec tak bardzo za nią tęsknił. I czy jest ktoś, kto tęskni za nim.
I tak dwa lata temu autorka dotarła na Północ Grenlandii. Jej nieocenionym towarzyszem i niejako przewodnikiem został jej przyjaciel, który dobrze zna tamten teren, a co więcej mówi z dialektem grenlandzkim. To właśnie stało się dla mieszkańców gwarantem, że nowo przybyłej osobie można ufać. Inughuici wycierpieli bowiem wiele złego (właściwie od momentu, kiedy pierwszy raz wpłynęli tam Europejczycy) i trudno im się dziwić, że nie obdarzają nowo poznanych osób zaufaniem. Dla nich przyjezdny to oprawca, zły, przed którym trzeba się mieć na baczności. To dziedziczą też kolejne pokolenia. Dlatego, by czegokolwiek się o nich dowiedzieć, trzeba przy tych ludziach być i przeżywać razem z nimi ich codzienność.
Ilona Wiśniewska jak nikt inny potrafi przedstawić ludzi Północy i oddać im głos. Tym razem było to bardzo trudne zadanie. Sama autorka zastanawiała się, czy ma prawo opowiadać historię ludzi, którzy tak bardzo zostali doświadczeni i skrzywdzeni. Czy reportaż o nich w jakikolwiek sposób ich nie dotknie? I trzeba przyznać, że robi to z wyczuciem, niezwykłą delikatnością, nie tracąc przy tym nic z rzeczywistości i zastanej prawdy. Dzięki temu reportaż doskonale uchwycił kulturę łowców na Północy. Niektóre z opisanych w niej faktów są dla nas, Europejczyków, trudne do przyjęcia, inne po prostu dziwne. Niemniej – jest to ważna opowieść o świecie tak odległym od naszego, a wartym poznania. Czy będzie to ostatnia publikacja o Inughuitach? Trudno stwierdzić, czy Migot będzie ostatnią z serii książek, bo opowiadań o zimnych krańcach ziemi jest jeszcze wiele.
Fot.: Wydawnictwo Czarne