Koszmaru ciąg dalszy nastąpi – War-Saw – „Blood Honour Vendetta” EP [recenzja]

EP Blood Honour Vendetta mocno zaostrza apetyty na następcę debiutanckiego krążka warszawskich muzyków z War-Saw. Szkoda, że z dwóch zaproponowanych kompozycji, tak naprawdę jedna jest warta uwagi, bo ta druga jest raczej do zapomnienia.

Zanim przejdę do omówienia zawartości EP, warto wspomnieć parę słów o dotychczasowej drodze scenicznej War-Saw. Zespół powstał w 2008 roku w stolicy, co dobitnie sugeruje nazwa. Debiut płytowy nastąpił już w 2013 roku, kiedy zespół wydał krążek Nuclear Nightmare, na którym zaproponował dziesięć mocarnych, zachowanym w ultra szybkim tempie thrash metalowych kawałków. Grupa nie uniknie, jak na razie, porównań do amerykańskich kapel z drugiej połowy lat osiemdziesiątych takich jak Testament czy Exodus. No i tematyka płyty – zagłada nuklearna – również jest typowa dla amerykańskich bandów, które poruszały na swoich krążkach takie zagadnienia, bliskie obserwacjom społeczno-politycznym. Nie dziwią mnie więc często entuzjastyczne opinie, które przedstawiają War-Saw jako zbawców dla polskiego thrash metalu. Ja jednak zalecałbym pewną ostrożność w ferowaniu wyroków. To jeszcze nie ten czas.

EP Blood Honour Vendetta jest przede wszystkim przetarciem dla Łukasza Podgórskiego, zastępującego Pawła „Taza” Kowalskiego, który szalał za mikrofonem na Nuclear Nightmare. Czy jest to zmiana in plus? Trudno powiedzieć, bo nowy nabytek brzmi bardziej z trzewi, momentami wydaje się, że zaraz ze śpiewu przejdzie w konkretny growl. Mnie takie coś w pełni pasuje, szczególnie, że zespół nieustannie brzmi potężnie, atakując słuchacza nośnymi, thrashowymi riffami, momentami wściekle przyspieszając, chwilami zbliżając zespół do stylistyki death metalowej. Jedno jest pewne – daje to wspaniałe nadzieje na długograja.

https://youtu.be/P57dq5xtA8E

Drugi utwór to cover. Cover piosenki, której nikt nie powinien ruszać, w moim przekonaniu. Show Must Go On w wykonaniu Queen i Freddy’ego Mercury’ego, który stał wówczas nad własnym grobem, to rzecz jedyna i niepowtarzalna. No dobra, to są może i puste frazesy z mojej strony, bo każdy może sobie przerobić, co chce. I to właśnie czyni zespół War-Saw, którzy po wściekłym Blood Honour Vendetta przechodzą w kompletnie inne tony. Zespół przerobił ten kawałek na własną modłę, jest ciężko, mocno, ale i sztampowo. Na pewno rzeczą wartą zapamiętania jest występ Justyny Panfilewicz, którą swoją charakterystyczną barwą głosu niewątpliwie urozmaiciła ten cover. Pozostali goście, czyli gitarzysta Turbo Wojciech Hoffmann i wokaliści: Łukasz Drapała (Chemia) i Sebastian Pańczyk (ex. Leash Eye) wypadli przy niej raczej blado. Ale rozmach jest. Do tego utworu mamy ponadto teledysk. Ot, ciekawostka dla fanów. Wideoklip zdążył jednak już zarobić ponad blisko 10 000 wyświetleń i o to, jak sądzę, chodziło.

Dobrze, że nie stosujemy ocen punktowych, bo dziesiątkę musiałbym podzielić na pół, dodając może do ostatecznej oceny jeden stopień za odwagę, bo trzeba mieć jaja, żeby wziąć się za utwory Queen, szczególnie takie jak Show Must Go On. Sądzę, że wierni fani są zachwyceni wydawnictwem, bo jest ono zresztą elegancko wydane w digipacku i stanowi niewątpliwą ozdobę, a szczególnie wyróżnia się klimatyczna okładka. Na szczęście Blood Honour Vendetta zapowiada przede wszystkim nowy album War-Saw, na który czekam z niecierpliwością, bo utwór premierowy jest zdecydowanie najwyższej jakości.

Fot. cantaramusic.pl

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *