Oglądaliśmy te pierwsze cztery odcinki w biegu, bo nie tylko kultura pędzi, ale życie każdego z nas również. Dni są krótkie, a rzeczy do zobaczenia więcej, niż ustawa przewiduje. I choć nie mamy tyle czasu, by rozwodzić się w pełnowymiarowym wielogłosie, to chcemy na szybko i w miarę na gorąco porozmawiać o pierwszych czterech odcinkach serialu, na którego finałowy sezon czekaliśmy prawie trzy lata. Same konkrety, zero pitolenia. Stranger Things 5 – co nam oferuje w tych pierwszych epiozdach, czy trzyma poziom poprzednich, jak tak długa przerwa wpłynęła na widzów i czy bracia Duffer po prostu dali radę.
CZY STRANGER THINGS NADAL MA TO COŚ?
Sylwia Sekret: Ma, choć jest tego mniej niż w poprzednich sezonach. Gdzieś zagubiła się ta nadzwyczajna wyjątkowość serialu. Mam kilka teorii, dlaczego tak się stało, jednak do tej najbardziej prawdopodobnej dojdziemy za chwilę.
Mateusz Cyra: Po prawdzie, trochę kręcę nosem – te cztery epizody są według mnie tylko okej, nic ponadto. Wciąż lubię ten serial, ale gdzieś uleciała ta iskra, która czyniła go wyjątkowym. Brakuje mi intensywnych emocji i elementu zaskoczenia, które poprzednio przykuwały mnie do ekranu. Mam nadzieję, że to tylko cisza przed burzą i że jeszcze poczuję ten dreszcz, ale na razie jest poprawnie, bez fajerwerków.
CZY FINAŁOWY SEZON WCIĄGA OD PIERWSZYCH MINUT?
Sylwia: Odpowiedź będzie tendencyjna: to zależy. Mnie wciągnął, ale we mnie wciąż tliła się ta magia i klimat, które zostały zasiane podczas oglądania pierwszego sezonu. Wiem jednak, że jest tu osoba, która bardzo długo na nowo dawała się przeciągnąć na Drugą Stronę. Prawda, Mateusz?
Mateusz: To prawda – start finałowego sezonu nie wciągnął mnie od razu. Przez pierwszy odcinek – a nawet kolejne dwa – oglądałem z lekkim dystansem i czekałem, aż znów poczuję ten dawny dreszczyk emocji. Być może trzyletnia przerwa sprawiła, że trudniej mi było z miejsca zanurzyć się w klimacie Hawkins. Musiałem się na nowo wkręcić w tę historię, a ten proces przebiegał wolniej, niż się spodziewałem.
CZY NADAL KIBICUJEMY BOHATEROM?
Sylwia: Oczywiście, że tak – to wciąż naturalni protagoniści, którzy nie tylko toczą bezprecedensową walkę ze złem, ale również dorastali na naszych oczach, a my przeżywaliśmy razem z nimi ich największe sukcesy i największe porażki. Chociaż nie powiem, bo ta więż pomiędzy widzami a przyjaciółmi z Hawkins – nieco zbladła. Też masz takie wrażenie?
Mateusz: Oczywiście, że nadal im kibicuję, choć przyznaję – czuję, że ta więź rzeczywiście trochę osłabła. Nadal zależy mi na losach tej paczki, bo dorastaliśmy z nimi i trudno ot tak przestać ich lubić, ale brakuje tej dawnej ekscytacji. Szczególnie dotkliwie odczuwam brak Eddiego – do dziś mam twórcom za złe, że uśmiercili mojego ulubieńca. Mimo to, gdy przychodzi co do czego, łapię się na tym, że wciąż trzymam za naszych bohaterów kciuki.
CZY SCENARIUSZ MA RĘCE I NOGI?
Sylwia: Nie oszukujmy się – w dobie rozbudowanych seriali, w których czasami intryga znajduje swoje rozwiązanie wraz z finałowym odcinkiem, który pozwala połączyć wszystkie, niepasujące do tej pory do siebie kropki – trudno odpowiedzieć na to pytanie w momencie, kiedy nie jesteśmy nawet na półmetku sezonu, a kolejne odcinki przypominają raczej pełnometrażowy film. Na ten moment mogę powiedzieć, że z każdym odcinkiem fabuła nabiera więcej sensu, ale na ostateczną ocenę poczekam do samego finału – myślę, że każdy twórca na to zasługuje.
Mateusz: Jak dotąd scenariusz wydaje mi się nieco rozwleczony. Cztery odcinki minęły na dość przeciągniętym rozstawianiu figurek na planszy i brakowało mi mocniejszych zwrotów akcji oraz wyrazistych emocji. Poszczególne wątki niby zaczynają się zazębiać, ale jeszcze nie czuję, by całość chwyciła mnie za gardło tak jak poprzednio. Wierzę jednak, że bracia Dufferowie mają plan i w drugiej połowie sezonu pokażą, że każdy element tej układanki był potrzebny.
CZY VECNA JEST PIERWSZORZĘDNYM ANTAGONISTĄ?
Sylwia: Vecna ma motyw. Vecna ma rozbudowaną historię. Vecna ma przeszłość ściśle związaną z główną bohaterką. Vecna jest potężny i wygląda zajebiście. Jeśli tylko na koniec twórcy czegoś nie zepsują, myślę, że Henry jest świetnym antagonistą i to, jak jego postać została wprowadzona i poprowadzona nie ma większych wad. Zgadzasz się ze mną?
Mateusz: Tak, zgadzam się, że Vecna to antagonista z prawdziwego zdarzenia. Ma jasny motyw, głęboką historię i intrygujący związek z Nastką, a do tego jego potęga na ekranie naprawdę budzi grozę. Mimo to brakuje mi elementu zaskoczenia, bo po czwartym sezonie znamy już jego tożsamość i intencje – w tych pierwszych odcinkach nie zaskoczył mnie niczym nowym. Wydaje mi się także, że Vecna mimo wszystko jest przystawką przed daniem głównym, ale nie wiem czy twórcom starczy czasu na spięcie tego w całość.
JAKA PROBLEMATYKA RYSUJE SIĘ PO 4 ODCINKACH?
Sylwia: Dla mnie, póki co, ten sezon bardzo mocno zwraca uwagę nie tyle na rodzicielską miłość, ile na jej siłę i nieprawdopodoną wręcz sprawczość. Hopper broniący Nastki, wypełniony wspomnieniami o swojej zmarłej córce. Joyce, która staje do nierówniej walki z największym bossem, bez zastanowienia, tylko po to, by bronić syna. Pijana, niemająca nic wspólnego z walką i potworami Karen, która nie patrzy na nic, tylko staje oko w oko z Demogorgonem, by ten nie tknął jej córki. I choć przypomina mi się powtarzane niejednokrotnie w powieści Miasto Niedźwiedzia zdanie: Nie potrafimy ochronić naszych dzieci, to jednocześnie jeszcze jaskrawiej wybrzmiewa myśl, że to nie przeszkadza nam w tym, by stać na ich straży, nawet z niezmąconą niczym pewnością, że jesteśmy na straconej pozycji.
Mateusz: Dla mnie te cztery odcinki podkreślają przede wszystkim, jak ogromne piętno odcisnęły dotychczasowe wydarzenia na bohaterach. Każda stoczona walka i każda poniesiona strata (choćby śmierć Eddiego) zostawiły blizny, które wpływają na ich decyzje i lęki. Młodzi bohaterowie dorośli szybciej niż by chcieli – muszą mierzyć się z traumami oraz odpowiedzialnością, które normalnie nie dotykają nastolatków. Zgadzam się, że mocno wybrzmiewa tu siła rodzicielskiej miłości, ale dostrzegam równie wyraźnie motyw poświęcenia i ceny, jaką płaci się za heroizm. Ten sezon jak na razie przypomina, że każda heroiczna akcja ma swoje konsekwencje, z którymi postaci będą musiały nauczyć się żyć.
CZY Z WYPIEKAMI NA TWARZY CZEKAMY NA GRUDNIOWE ODCINKI?
Sylwia: Z takimi na pół policzka, ale tak. Koniec czwartego odcinka może nie był aż takim cliffhangerem, jakiego oczekiwałam, po zachwytach przeczytanych w Internecie, ale nie można odmówić mu tego, że może co nieco namieszać i zmienić bieg historii, która wydawała nam się rozpisana mimo wszystko w dośc przewidywalny sposób. A Ty, Mateusz? Chyba bez rumieńców zasiądziesz do piątego odcinka, nie mylę się?
Mateusz: Masz rację – bez rumieńców zasiądę do piątego odcinka. Nie zrozum mnie źle, wciąż ciekawi mnie, co będzie dalej, ale nie odliczam dni do 26. grudnia z wypiekami na twarzy. Koniec czwartego epizodu pozostawił mnie ze sporym niedosytem, więc do kolejnych odcinków podchodzę raczej z ostrożnym optymizmem niż gorączkową ekscytacją. Mam nadzieję, że finałowa prosta wynagrodzi ten powolny start i że jeszcze zrobi ze mnie największego fanboja. Na razie staram się trzymać emocje na wodzy i cierpliwie czekam na to, co bracia Duffer dla nas szykują.
Fot. Netflix












![Oddychaj, słonecznik, tęcza - Gwenda Bond - "Stranger Things. Mroczne Umysły" [recenzja] mroczne umysły](https://www.gloskultury.pl/wp-content/webp-express/webp-images/uploads/2019/05/mroczne-umysły.jpg.webp)


