Brytyjscy street punkowcy z Booze & Glory powrócili z nową płytą. Jest to album z gatunku tych, o którym trudno powiedzieć coś odkrywczego, jego po prostu należy posłuchać i chłonąć go całym sobą. Jest to bowiem płyta w każdym calu fenomenalna i nawet, jeśli codziennie nie nakładasz na siebie, wychodząc z domu, kurtki harringtonki i nie identyfikujesz się z klasą robotniczą, to powinieneś jej posłuchać, aby zobaczyć, że Brytyjczycy potrafią jeszcze grać ulicznego punka.
Prostota, surowość, kapitalne melodie – to rzeczy charakterystyczne dla Chapter IV. Mam nieodparte wrażenie, że ekipa z Londynu po prostu postanowiła, że stworzy punkowe hity… i faktycznie to zrobili. Ortodoksi mogą z pewnością ponarzekać, że ta płyta aż przesadnie ocieka bogactwem melodii oraz chwytliwą nośnością. Nie sądzę, aby Booze & Glory celowo dążyli do komercjalizacji swojego brzmienia, bo im to raczej nie grozi, ale faktem jest, że płyta od pierwszego przesłuchania zachwyca, a melodie same, niepostrzeżenie wnikają w naszą pamięć. Niewątpliwie pod względem formalnym wszystko jest ułożone i skrojone wręcz pod wymiar. Nie ma tutaj przypadkowych dźwięków, nietrafionych nut, kompozycje charakteryzują się tym, że są zdyscyplinowane i wyraźnie czuć, że na Chapter IV nie ma miejsca na ani odrobinę nieokiełznanego szaleństwa. Nie zmienia to jednak faktu, że pomimo dyscypliny kompozytorskiej i ścisłego formalizmu dalej czuć w muzyce Booze & Glory radość, spontaniczność i ducha. To się ceni, i dobrze, że panowie się tego nie wyzbyli. Chociaż ortodoksi mogą mieć inne zdanie…
Tak jak pisałem, mamy tu trzynaście utworów i jednocześnie trzynaście potencjalnych hitów, które – umówmy się -nigdy nimi się nie staną, chociaż casus London Skinhead Crew dobitnie pokazał, że nic nie jest pewne. Trudno odmówić uroku wokalnemu duetowi Liama i niejakiej Valisii w superprzebojowym i jakże prawdziwym, życiowym Blood From a Stone. To mój zdecydowany faworyt na płycie i pierwszy wybór do nieustannego zapętlania. Od pierwszej nuty rusza kąśliwy riff w Carry On, który z czasem zamienia się w rockową jazdę bez trzymanki. Booze & Glory momentami zbliżają się do knajpianego rock’n’rolla, jak w For The Better Things. Jednak większość płyty to street punkowe, nośne hymny, jak Start Believing czy Days, Months, Years.
Bardzo mi się podoba ten krążek. Po prostu. Urzeka mnie w nim swoista prostota, która bynajmniej niespowodowana jest brakami w warsztacie muzyków Booze & Glory. Trafia do mnie bezczelna wręcz przebojowość, która wrzyna na zawsze w głowę melodie z Chapter IV. Zachwyca mnie również, że brak tutaj jakiejkolwiek kalkulacji, kombinowania, jak by wszystkich zadowolić. Po prostu czwórka przyjaciół chwyciła instrumenty i zagrała muzykę płynącą prosto z serca. I jak sądzę, o to przede wszystkim chodziło.
Fot.: Lou & Rocked Boys
Podobne wpisy:
- BOOZE & GLORY - nowy teledysk i premiera nowej płyty…
- Booze & Glory przyjeżdżają w kwietniu do Poznania na koncert
- Kult - teledysk do utworu "Wstyd". W klipie została…
- KULT ujawnia datę "Suplementu" do płyty "Wstyd"!
- Przetarcie przed czymś wielkim - Votum - ":Ktonik:"…
- Życzenie śmierci - Autokrator - "The Obedience To…