Co się stało, Panie Pedro? – Pedro Almodóvar – „Matki równoległe”

Nie od dziś i nie od wczoraj kocham kino w wykonaniu hiszpańskiego reżysera Pedra Almodóvara. Jego filmy zawsze kojarzą mi się z kolorem, nasyconą paletą barw, z kobietami, z miłością i żywiołowością oraz… z Penélope Cruz. To, co znamienne dla jego twórczości, to przekraczanie granic, dominacja postaci kobiecych, satyra i często czarny humor. Do moich ulubionych filmów zaliczę na pewno Wszystko o mojej matce, Drżące ciało czy Volver. I długo mogłabym rozwodzić się nad genialnością połączeń dramatu z farsą czy komedii z tragedią w wielu filmach hiszpańskiego twórcy. Wielokrotnie zaskakiwał mnie brakiem zachowawczości, wyrazistością i ostrością społecznego komentarza. Jak to się jednak stało, że ten sam człowiek, który stworzył oscarowy (scenariusz) Porozmawiaj z nią, stworzył też takiego gniota, jak Matki równoległe? I że brała w tym udział Penélope Cruz? I Rossy de Palma? Naprawdę starałam się nie być surowa, wszak to jeden z moich ulubionych twórców, ale finalnie nie dałam rady nie czuć zażenowani nad ilością bzdur w Matkach równoległych, nad ilością dziur w scenariuszu, nad ilością dziwnych i bardzo sztampowych scen, ale tym razem podniesionych do rangi żenady. 

U Almodóvara wciąż o tym samym, a jednak zawodzi

Almodóvar w swoich filmach bardzo często porusza wątki zbliżone, a jego historie tylko pozornie mogą się od siebie różnić. Często bohaterki mierzą się z trudnymi sytuacjami, bywają samotne i dźwigają na swoich barkach wiele ciężarów. W przypadku Matek równoległych, bohaterki – Janis i Ana – miały do pogodzenia samotne macierzyństwo. Więcej je dzieli, niż łączy, ale i tak znalazły swoją płaszczyznę porozumienia. Dojrzała, prawie czterdziestoletnia Janis jest fotografką, która wdała się w mało zobowiązujący romans z antropologiem mającym zbadać bezimienną mogiłę, w której spoczywa jej dziadek – ofiara Falangi. Tutaj na moment się zatrzymam, bo wątek historyczny, niejako patriotyczny, bardzo mnie zainteresował i miałam nadzieję na pokazanie tego zagadnienia ciekawiej. Niestety tutaj także się zawiodłam i więcej usłyszałam pustych frazesów i wtórnych dialogów niż rzeczywistej głębi wynikającej z przeżywania krzywdy, którą wyrządziło w Hiszpanii to faszystowskie ugrupowanie.

Wróćmy jednak do bohaterek. Drugą, wydawałoby się ważną, postacią jest Ana. To nastolatka rodząca córkę w tym samym czasie, co grana przez Cruz Janis. Tutaj jest gorzej niż źle, jeżeli chodzi o wykreowane postaci, casting i grę aktorki (Milena Smit). Niektóre sceny wołały o pomstę do nieba – nad banalnością dialogów, brakiem jakiejkolwiek więzi między bohaterkami, nad brakiem przejrzystości motywów postaci. Zabrakło tu błyskotliwości, kunsztu znanego z innych obrazów reżysera. Zabrakło nieco finezji.

I tak naprawdę nie ma w Matkach równoległych nic nowego, nic odkrywczego. Podane na tacy problemy i różne wątki biograficzne bohaterów, odniesienia do historii czy popkultury są nadzwyczajnie słabo zaprezentowane. Nijak mają się do wartościowych i ciekawych przedstawień z jego innych filmów. Brak tu jakiejś wizji artystycznej, spójnej koncepcji, która nie raziłaby narracją rodem z telewizyjnej opery mydlanej.

Ładna, kolorowa wydmuszka

Oglądając Matki równoległe, miałam wrażenie, że wszystko jest w miarę dopracowane, że aktorki dają z siebie bardzo dużo. Nie mogę zarzucić nic rewelacyjnej Penélope czy Rossy de Palmie, gdyż aktorki te wspięły się po raz wtóry na wyżyny swoich możliwości. Gdyby nie ich kreacje to film byłby dużo gorszy, dużo mniej zjadliwy. Jednak najbardziej nie pasowały mi zagrania fabularne, dziwnie rozwleczone wątki, sceny, które prowadziły do przekombinowanych wymian zdań czy niezrozumiałych zachowań bohaterek. Nie chcę zdradzać zbyt wiele z fabuły, ale i tak mam wrażenie, że każdy, kto zobaczy pierwsze 20, 30 minut filmu z dużą pewnością odgadnie, jak potoczą się losy Janis i Any.

Scenografia i muzyka robią dobre wrażenie. Dużo w Matkach równoległych scenerii w stylu vintage, retro – również muzyka i samo choćby nawiązanie do Janis Joplin. To wszystko jest dobrze wykreowane, otoczenie ładne i gładkie. Jest nasycenie kolorami, gra rekwizytami – krojenie, siekanie i mieszanie jedzenia urasta do rangi rytuału w otoczeniu delikatnej muzyki.

 

Dla kogo są Matki równoległe? Czy warto dać szansę nowemu filmowi Pedra Almodóvara?

Po raz kolejny mamy do czynienia u Almodóvara z relacyjnością kobiet, z wzajemnymi animozjami, gorącym uczuciami, z matczynym oddaniem. Matki równoległe miały być historią o różnych matkach i o ich córkach, o zrządzeniach losu, które mają wpływ na to, kim jesteśmy i kim się stajemy. To próba opowiedzenia o losach kobiet, które wskutek zawirowań politycznych i wojennych tracą ojców, tracą mężów i tracą synów. Stają się same sobie ostoją, tworzą wspólny kobiecy krąg wsparcia. Dobrze widać to w ostatnich scenach w rodzinnym miasteczku Janis. Piszę: miały być. Nie jest to film udany. Stara się pokazać nam ważne wątki, ale rozjeżdża się już w szwach. Różne zamysły nie łączą się w spójną całość, narracja jest poszatkowana, a wspomniane motywacje bohaterów są dla mnie jedną wielką zagadką.

Za to Matki równoległe stają się tym, czym byłyby inne filmy Almodóvara bez Almodóvara. Nawet nie kiczem, bo tym reżyser sprawnie się dotąd posługiwał. Szafował właśnie groteską, kiczem i przesadą, na ogół łącząc je z czarną, komediowa swadą. Stają się niestety pełnoprawną operą mydlana, słabym melodramatem bez polotu, bez głębi i zadziorności.

 

Fot.: Gutek film


Przeczytaj także:

Recenzja filmu Ludzki głos

Overview

Ocena
4 / 10
4

Write a Review

Opublikowane przez

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *