Nasza mała Polska

Kto jest bardziej dorosły – ten, kto pije czarną kawę, czy je wasabi? Przyśpieszony kurs dorastania – Matěj Bobřík – „Nasza mała Polska” [recenzja]

Tytuł recenzji zawierający cytat z filmu może sugerować, że Nasza mała Polska jest dokumentem zabawnym, żartobliwie podchodzącym do życia, naszych wyborów i konsekwencji tychże działań. I w pewnym sensie tak jest. Jednakże film Matěja Bobříka składa się z wielu więcej segmentów przenikających siebie i zderzających się ze sobą. Nasza mała Polska to kino słodko-gorzkie, momentami wywołujące uśmiech na twarzy, ciepło wewnątrz, ale i żal za utraconymi marzeniami, gorycz czy po prostu smutek. Prosty dokument traktujący o niemożliwości oddzielenia języka od kultury – pierwsze nie istnieje bez drugiego, drugiego nie zrozumiemy bez pierwszego – przechodzi do rozważań na temat naszych wyobrażeń, marzeń i konfrontacji ich z dorosłą rzeczywistością. Przy tym Nasza mała Polska to niezwykle urocza produkcja, autentyczna i zbudowana na prostych, nieskomplikowanych fundamentach. Do jakich obserwacji może się przyczynić perspektywa Innego i czy w ogóle istotne jest to, co jest prawdą, a co tylko wyobrażeniem? O tym i o innych zagadnieniach traktuje między innymi produkcja czeskiego reżysera.

Dokument Matěja Bobříka opowiada o urywku z życia pewnej grupy studentów, uczęszczających na – w pewnym sensie – elitarne, bo niszowe studia. Wydział Polonistyki Tokijskiego Uniwersytetu Języków Obcych, czyli jedyne takie miejsce w całej Japonii, co roku przyjmuje zaledwie 15 studentów, którzy to przed oficjalnym przyjęciem zmierzyć się muszą z trudnymi testami, umożliwiającymi im przekroczenie progów wymarzonego kierunku. Każdy z nich ma inne motywacje, inne powody, dla których wybrał naukę języka polskiego, nie mając z nim wcześniej większej styczności. Kogoś interesują losy Żydów w trakcie II wojny światowej, dla kogoś polski brzmi inteligentnie, jeszcze ktoś inny słyszał od dziadka, że Polacy to sympatyczny naród. Ot, powody, jak setki innych. Zazwyczaj błahe, oparte na zasłyszanych gdzieś poglądach, ale jednocześnie skąpane w dużej dawce ciekawości i młodzieńczej pogoni za czymś, co nieznane.

Nasza mała Polska

Głównym celem studentów na drugim roku studiów jest wystawienie sztuki teatralnej w języku polskim. Nauka wymowy, gramatyki, słownictwa jest tutaj tak samo ważna, jak zapoznanie się z kulturą kraju, jego tradycją, zwyczajami. Grupa japońskich młodych dorosłych drogą eliminacji decyduje się na wystawienie Pana Twardowskiego nazwanego przez nich skrótowo i żartobliwie „polskim Faustem”. Spojrzenie na polską i europejską kulturę okiem Innego z dalekiej krainy jest źródłem wielu zabawnych, celnych i niecelnych spostrzeżeń. Momentami odległość dzieląca obie nacje, pomimo internetu, prostej i szybkiej komunikacji jest jednak nieprzekraczalną granicą do pełnego zrozumienia. W dodatku kraju tak różniącego się pod względem społecznym i kulturowym od Japonii – podstawowe informacje służą tu bohaterom za fundamenty próby wyobrażenia sobie życia gdzieś hen, za górami, rzekami, lasami. Zresztą reakcja ta jest reakcją uniwersalną i tyczy się praktycznie każdej jednostki na świecie, która próbuje wizualizować sobie społeczności nie tylko dalekie od niego pod względem kilometrów, ale i kultury; inne tradycje, obyczaje – zrozumienie ich, towarzyszące im zadziwienie. Jednocześnie Nasza mała Polska wychodząc od zderzenia się ze sobą różnych kultur, języka i próby wniknięcia w nieznane rejony, swobodnie i zgrabnie przechodzi do opowieści o życiu, wymarzonej historii, którą każdy z nas nosi w sobie. Interesujące jest również to, jak wyraźnie i zauważalnie zmienia się barwa oraz ton głosu, gdy zaczynamy mówić w obcym dla nas języku, innym od rodzimego, co można zaobserwować, wsłuchując się w zmagających się z pokrętnościami języka polskiego, japońskich studentów.

 

Tokio w perspektywie studentów, których w dokumencie śledzimy, zobrazowane jest jako miasto śniących, ludzi bez dusz, żywych zombie, których pochłonęła dorosłość –  symbolizowaną tutaj przez pracę w korporacji, spędzanie parunastu godzin tygodniowo w zatłoczonych pociągach, monotonne dojazdy i powroty z pracy, zobojętnienia. Natomiast Polska nakreślona jest jako miejsce, w którym czas wolno płynie, swoista utopia, jednakże tylko do pewnego czasu. Do głów studentów zakradają się w końcu wątpliwości o to, czy dostaliby w kraju nad Wisłą pracę, czy dzięki niej zdołaliby zadbać o swoich emerytowanych rodziców w Japonii (polskie i japońskie zarobki po prostu nie są nawet zbliżonymi do siebie; złoty jest zbyt tani) oraz boją się, czy podołają w obcym im zupełnie świecie. Nasza mała Polska to ponadgodzinny urywek, w którym bohaterowie przechodzą ze świata niewinnego dzieciństwa, opuszczają powoli bańkę dojrzewania, by wkroczyć w nudny i przede wszystkim przerażający swoją pustką świat dorosłych. Jednocześnie jest to film często zabawny, autoironiczny, z dystansem i przymrużeniem oka traktujący różnice międzyjęzykowe i międzykulturowe (jedno z częściej wykorzystywanych w dokumencie porównań: pociągi w Japonii symbolizujące dynamikę, szybkie przemieszczanie, jak i życiowy pęd, stoją w kontrze do dopiero ruszającej z powolnego szynowego marszu społeczności w Polsce).

Nasza mała Polska to niezmiernie dobrze zrealizowany technicznie film. Statyczna przez cały film kamera, umieszczana w stałych punktach obserwuje uważnie bohaterów i otaczający ich ruch, przy tym nie ingerując w to wszystko zbyt intensywnie. Pozostawia swobodę i luz pozwalające na naturalność zachowań i zapominanie o śledzącym rozmowy obserwatorze. To produkcja, od której bije duża autentyczność wyłapująca codzienne, zwyczajne niezręczności, nieśmiałości, które z czasem coraz bardziej topnieją i upadają, ale i w niektórych momentach nie znikają, świadcząc o określonych charakterach bohaterów (zarysowując i odtwarzając je na ekranie). Podoba mi się to spokojne tempo kręcenia pozwalające na naturalne zapoznanie się z postaciami filmu. W końcu Nasza mała Polska wywołuje i dyskusję. Choć historia jest prosta, jak i sama realizacja, to całość daje do myślenia. To w dużej mierze właśnie ta prostota, życiowość dokumentu sprawiają, że tematyka uderza w odbiorcę ze zdwojoną siłą. Od niewinnego zapoznawania się z obcym językiem, jego kulturą, przez słodkie zmagania z nauką skomplikowanej gramatyki, wymowy, po w końcu nachodzące postacie myśli, co dalej? Czy faktycznie wybór akurat tego kierunku miał sens? Czy warto było przedłożyć sięgnięcie po coś przyjemnego, pasjonującego, sprawiającego nam radość nad coś praktycznego i ułatwiającego wejście nam w świat? Co oznacza bycie dorosłym? Założenie maski obojętności, dołączenie do masy, a może ryzykowną i szaleńczą pogoń za marzeniami? W końcu przecież – jak niektórzy studenci się zastanawiają – trzeba łapać chwile, trzeba je tak łapać, żeby te chwile sprawiały nam radość, żeby nie były istotne, logiczne dla innych, ale tylko i wyłącznie dla nas. Aby utkwiły w naszym sercu i już w nim zostały – czy na dłuższy czas, czy na krótszy? To już kwestia sporna.

Nasza mała Polska zwiastun kinowy HD

Niezmiernie zadziwiające dla mnie było to, jak ciekawą, bo jednocześnie inną od tej swojskiej, już dawno przyjętej perspektywy, nadawała obserwacja spostrzeżeń japońskich studentów na temat Polski i samej polskości. Zaskakuje to, ile nowego, a jednocześnie starego można się dowiedzieć, wyłącznie poprzez obserwacje, jakie wypunktowuje ktoś spoza naszej kultury, Inny. Oczywiście jednocześnie można tutaj zacząć dywagować, jak bardzo te zjawiska są faktycznie oparte na faktach, a w jakim stopniu wyłącznie na pewnych domysłach, zasłyszanych kiedyś od kogoś gdzieś tam historiach, wyobrażeniach. Nie zmienia to jednak tego, iż każda taka wymiana doświadczeń, czy to tych realnych, czy wydających się realnymi, prowadzić może do zobaczenia rzeczy, sytuacji, wydarzeń, samej kultury z całkiem innych punktów, zawieszonych na innych słupkach spojrzenia. Nie wszystkie tezy, założenia są tymi trafnymi, jednak nie o to tutaj chodzi, czy Polska widziana oczami obcokrajowca nakłada się na Polskę widzianą moimi oczami, ale o to, że daje mi to świeży punkt widzenia. Jakkolwiek by na tenże dokument (zresztą kolejny świetnie wyważony pod względem ładunku emocjonalnego, choć nie tak bardzo, jak chociażby, macedońska Kraina miodu) nie patrzeć, jest on bardzo ciekawym polem do rozmowy po seansie, czy to pod względem nierozłączności języka od kultury, czy to rozważań o naszych marzeniach, które w pewnym momencie zaczynają nam się gdzieś po drodze, na pokrętnym szlaku, coraz częściej gubić.

Fot.: mayfly.pl

Nasza mała Polska

Write a Review

Opublikowane przez

Magda Przepiórka

Psychofanka Cate Blanchett, Dario Argento, body horrorów Davida Cronenberga, Rumuńskiej Nowej Fali i australijskiego kina. Muzyka to beztroskie, ale i mocniejsze polskie brzmienia – przekrój dekad 70/80 – oraz aktualne misz-masze gatunkowe w strefie alternatywy. Literacko – wszystko, co subiektywnie dobre i warte konsumpcji, szczególnie reportaże podróżnicze. Poza popkulturą miłośniczka wojaży wszelakich.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *