zniknięcie

Świat bez dorosłych – Velhmann, Gazotti – „Sami – 1 – Zniknięcie ”

Większość rodziców zastanawia się pewnie, jak poradziłyby sobie ich dzieci, gdyby nagle ich samych zabrakło. Jak bardzo są samodzielne, jak bardzo kreatywne, jak bardzo odważne, jak dobrze przez nich do życia przygotowane. Są to myśli nierzadko związane z obawami o niepewnym losie, o tym, że życie nie zawsze toczy się tak, jak byśmy sobie tego życzyli i jak sobie zaplanujemy. Co by się natomiast stało, gdyby w pewnym mieście zniknęli wszyscy dorośli? I nie tylko. Gdyby zniknęło w zasadzie całe społeczeństwo, a zostało jedynie kilkoro dzieciaków, które wcześniej nawet się nie znały? Czy mieliby szansę przetrwać? Czy niczym Kevin sam w domu najpierw oszaleliby z radości, że nie są pod niczyją kontrolą, a potem zdali sobie sprawę, jakie to wyzwanie? W komiksie Zniknięcie, który rozpoczyna serię Sami, możemy znaleźć początki odpowiedzi na te pytania. A także rozerwać się, obserwując poczynania zdanej na siebie młodzieży. 

Zniknięcie rozpoczyna się zupełnie normalnie i patrząc na życia głównych bohaterów, na dzień poprzedzający tytułowe wydarzenie, nic nie wskazywałoby na to, że stanie się coś, co tak mocno odmieni życie postaci. Świetnym pomysłem było to, aby ukazać czytelnikowi, jak wygląda życie i rodzina każdego z bohaterów, którzy niedługo zostaną sami w wielkim mieście. Mamy dzięki temu ogląd na to, za czym mogą najbardziej tęsknić, czego mogą być nauczeni, możemy domyślać się ich zachowania i reakcji. Wiemy, co im zabrano i czego ich pozbawiono, a to niezbędne, by współodczuwać i wczuć się przynajmniej połowicznie w ich sytuację. Poznajemy zatem Ivanka, któremu niczego nie brakuje – poczynając od gosposi, a na grach wideo kończąc – poza jednym: obecnością rodziców. Jego ojciec niemal cały czas poświęca pracy i nie ma zbyt wiele czasu dla syna. Po nim poznajemy Leilę, dziewczynę, która uwielbia majsterkować (co zapewne przyda się, kiedy zostaną sami) i której relacja z ojcem wydaje się dość zażyła, ale jednocześnie problematyczna. Wciąż się kłócą, jakby nie potrafili się nawzajem zrozumieć. Camille, blondwłosa okularnica, przykłada dużą wagę do nauki, a jej ojciec, sądząc po krzyżyku na szyi, do religii. Lalka na biurku dziewczyny i pluszaki na łóżku mogą, choć nie muszą, być sygnałem od twórców, świadczącym o jej infantylności. Rudowłosy Terry jest najmłodszy z całego grona, a z jednoplanszowej relacji dowiadujemy się, że jego rodzice się rozstali, a on o wiele bardziej wolałby spędzać czas z ojcem niż z rozdrażnioną mamą. Jest jeszcze Dodji, który wychowuje się w domu dziecka i który musi zmagać się z docinkami i przemocą fizyczną ze strony innych wychowanków sierocińca. 

Kiedy wspomniane wyżej dzieciaki budzą się rano, następnego dnia, nic nie jest już takie samo. Ich tak dobrze znane i gwarne miasto jest opustoszałe i przez to mroczne, niepokojące. Po przerażającej chwili, kiedy myślą, że zostali tylko oni, spotykają się w tym pięcioosobowym gronie i próbują jakoś przetrwać, a także zrozumieć, co się stało. Towarzyszą im różne, często ambiwalentne uczucia, na przemian wspierają się lub kłócą. Nie rozumieją, co się stało i jakie może to mieć konsekwencje. Nie ma jednak wątpliwości, że każdy z nich w głębi duszy wierzy, że niebawem wszystko wróci do normy, że to tylko stan przejściowy. Muszą poradzić sobie nie tylko z dojmującą samotnością i radykalną zmianą życia, ale także z niespodziankami iście filmowymi, takimi jak dzikie zwierzęta na ulicach miasta, co od razu przywodzi na myśl scenę z filmu Jumanji.

Zniknięcie w ciekawy sposób przedstawia temat pozostawionych na łaskę losu i skazanych na samych siebie dzieciaków, w tym pierwszym tomie skupiając się, co moim zdaniem było bardzo słusznym wyborem, na najbardziej podstawowych rzeczach, co czyni zachowanie bohaterów wiarygodnym. Próbują ugotować sobie jakiś normalny posiłek, znaleźć bezpieczne miejsce do spania. Brakuje im wsparcia dorosłych, ich bliskości. Dokucza im tęsknota i strach. To, za czym tęsknią najbardziej, to ta niezmącona pewności, że gdyby byli z nimi dorośli, wszystko by się ułożyło. Że dorośli na pewno wiedzieliby, co robić. Wiara, jaką pokładają w rodzicach i innych pełnoletnich osobach dzieciaki, jest budująca, ale potrafi być jednocześnie przerażająca, zwłaszcza kiedy nie zawsze pokrywa się ze stanem faktycznym.

Choć Ivan, Leila, Camille, Terry i Dodji są zupełnie różni i pochodzą z różnych światów, a poza tym do tej pory się nie znali, powoli zaczynają, zmuszeni przez okoliczności, doceniać swoją obecność, wspierać się i traktować na pewno jak przyjaciele, a być może nawet jak dziwaczna rodzina. To pokazuje, jak bardzo uzależnieni jesteśmy od obecności drugiej osoby, od ciepła – tego dosłownego i tego metaforycznego, jakie ona daje. Samotność nie jest naszym przeznaczeniem i nigdy nie była. Twórca scenariusza, Fabien Vehlmann, zadbał o to, by dzieciaki, choć oczywiście przeżywające niewiarygodne przygody, pozostały nadal dzieciakami, które są zagubione, boją się i tęsknią za rodziną. Zdarza im się płakać, wątpić, a także wyrażać ból i strach poprzez gniew. To, jak radzą sobie w nowej rzeczywistości, jest oczywiście nieco przesadzone względem rzeczywistości, ale komiksy rządzą się swoimi prawami, podobnie jak seriale, filmy czy książki. Zresztą nie wiemy cały czas, co stoi za zniknięciem reszty mieszkańców, nie jesteśmy więc w stanie ocenić, do jakiego gatunku należałoby przypisać serię Sami (choć na stronie wydawcy znajdziemy oczywiście podpowiedź, że mamy do czynienia z komiksem fantasy) Mam jednak nadzieję, że każdy kolejny tom będzie rozwiewał wątpliwości.

Zniknięcie od strony graficznej, za którą odpowiadają: za ilustracje Bruno Gazotii, za kolory Cerise, prezentuje się bardzo komiksowo i bardzo młodzieżowo. Myślę, że zarówno prosta, nieskomplikowana kreska, jak i pozbawione większego chaosu kadrowanie sprawią, że lektura sprawi przyjemność zarówno zaznajomionym już z komiksami czytelnikom, jak i tym, dla których będzie to pierwsze zetknięcie z powieścią graficzną. Jako duży plus należy zaliczyć także kolorystykę, która jest w przeważającej części żywa, kojarząca się z energią i optymizmem, jednak w tle raz na jakiś czas przeważają brudne szarości i zielenie, jakby przypominając, że świat dookoła się zepsuł, że coś tam nie działa tak, jak powinno, a w związku z tym nie wiadomo również, czego się spodziewać, a niepokój jest uzasadniony. Okładka komiksu, podobnie jak omawianych przeze mnie Gigantów (recenzja pierwszego tomu TUTAJ), jest miękka, błyszcząca, śliska, ze skrzydełkami, które przy niewielkiej ilości stron (a tych jest 56) mogą spokojnie być używane jako nigdy nieginąca zakładka. Sama okładka, biała, z cieniowanym napisem i Dodjim na pierwszym planie jest niezwykle minimalistyczna, przez co przyciągająca uwagę. Puste tło dookoła jednego z bohaterów znakomicie oddaje sens tytułu i treść komiksu. Jest w tej okładce prostota, ale także niepokój.

Sami może okazać się ciekawą, wciągającą serią, w której drzemie potencjał do tego, aby opowiedzieć o wielu tematach, które w normalnych sytuacjach mogłyby nie wybrzmieć w pełni. Choć pomysł może przywodzić na myśl nieco Władcę much, myślę, że tutaj twórcy idą w zupełnie innym kierunku. Uzależnienie od dorosłych, samotność, tęsknota, poczucie skrzywdzenia i żalu w Zniknięciu nie są jeszcze aż tak głośne, ale wszystko wskazuje na to, że będą narastać z każdym tomem. Ciekawe jest również to, że pierwsza część nie daje absolutnie żadnych wskazówek co do tego, jaka mogła być przyczyna tego, że reszta miasteczka wyparowała. Tajemnica utrzymana jest więc do samego końca, być może po to, by jeszcze bardziej zachęcić do sięgnięcia po drugi tom. Ten natomiast, zatytułowany Nożownik z Fortville, po pierwsze sugeruje, że piątka dzieciaków to niejedyni niezniknięci mieszkańcy, a po drugie: już 23 marca będzie dostępny w Polsce.

Fot.: Egmont

zniknięcie

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *