true detective

Wielogłosem o… „True Detective”, sezon 4

Na nowy sezon uwielbianego Detektywa czekaliśmy pięć długich lat. Opowieść z mroźnej Alaski o podtytule Kraina Nocy mocno podzieliła fanów i krytyków. Jedni  twierdzili, że nowa historia, ze zdobywczynią dwóch Oscarów, Jodie Foster, w roli głównej, to prawdziwy majstersztyk. Inni natomiast krytykowali zakończenie i zbyt duże nagromadzenie wątków paranormalnych. To wszystko podsycał fakt, że pierwszy raz w historii serialu nie odpowiadał za niego Nic Pizzolatto, a nowa showrunnerka Issa López. Obiecywała ona dużo nawiązań do pierwszego sezonu, ale jednocześnie chciała postawić na mocne, feministyczne akcenty. Nasz Wielogłos też będzie spolaryzowany, bo Adam, mocno czekający co tydzień na kolejny odcinek, ma dość negatywne przemyślenia odnośnie do nowej wizji serialu, natomiast Mateusz, który poczekał na finał i postawił na binge-watching, jest nastawiony dużo pozytywniej, doceniając przede wszystkim klimat nowego True Detective.

Spis treści

Wrażenia ogólne

Adam Kamiński

Adam Kamiński

Pierwszy odcinek czwartego sezonu Detektywa bezdyskusyjnie wbija w fotel. Stacja badawcza usytuowana na Alasce podczas mrocznej i gwałtownej zimy przywodziła mi na myśl ikoniczny już klimat The Thing. W dodatku widz obcuje z przerażającą zbrodnią, w wyniku której śmierć poniosła niemal cała załoga. W tle przygrywa konflikt rdzennych mieszkańców z nieokreśloną bliżej kopalnią, której przemysłowe wydobycie zatruwa środowisko, wodę, a także przyczynia się do wzrostu zgonów u noworodków. Na dodatek zaczyna się noc polarna, podczas której z ludzi wychodzą najgorsze instynkty, a życiodajne światło pojawi się dopiero za kilkanaście jakże długich tygodni. Z zapartym tchem czekałem na kolejne odcinki, a mój entuzjazm niestety coraz bardziej słabł, a początkowo rozgrzane emocje szybko wystudziły się, jakbym stał razem z bohaterami na lodowej pustyni, tak samo miotając się bez celu, aż do mało satysfakcjonującego finału.

Niestety, ale muszę stwierdzić, że Detektyw: kraina nocy zawiódł mnie porównywalnie do występów reprezentacji Polski na wszelkich turniejach. Najpierw ogarniała mnie nadzieja i podekscytowanie, by z każdym tygodniem (odcinki ukazywały się co poniedziałek, a ja starałem się oglądać je w dniu emisji) coraz mocniej dawały znać o sobie zażenowanie i brak perspektyw na pozytywne zakończenie, sam finał zaś tylko potwierdził oczekiwania moje i mojej żony. Niestety, fabuła jest miałka jak mąka, postacie swoimi dialogami przesypują przez palce ważkie tematy, z których nic nie wynika, samo śledztwo zaś jest mało angażujące. Aby odświeżyć sobie perspektywę, obejrzałem także jeszcze raz pierwszy sezon Detektywa i tam sam tytuł serialu dość dobitnie sugerował, że będziemy mieć do czynienia z prawdziwym policyjnym śledztwem, którego uzupełnieniem była ikoniczna już retrospekcja dwóch zniszczonych życiem gliniarzy. W czwartym sezonie retrospekcja, która jest znakiem rozpoznawczym serialu, pojawia się podczas ostatnich pięciu minut (!), a przez większość czasu po prostu wodzimy bydlęcym wzrokiem za postaciami, które w najlepszym wypadku powinny udać się na terapię psychologiczną. 

Nie będę spoilerować fabuły oprócz jednego zdarzenia, a mianowicie odkrycia zwłok. Po zaginięciu ekipy badawczej pojawia się pytanie: gdzie są naukowcy? Otóż znajduje je mistyczna kobieta mieszkająca w rozklekotanej szopie na pustkowiu, ponieważ odwiedził ją zmarły kochanek i wskazał miejsce położenia ciał. Tego typu deus ex machina spodziewałbym się w pośledniej produkcji z dreszczykiem, a nie w jednej z najlepszych detektywistycznych serii ostatnich lat. W dalszej części mamy do czynienia z większą ilością wątków paranormalnych, które ostatecznie nic do fabuły nie wnoszą. Może poza kilkoma jumpscare’ami, których w takiej produkcji ewidentnie być nie powinno! No i ostateczne rozwiązanie zagadki (na pokrywie) było tak niejasne, zrobione na szybko i nieintuicyjne, że w moim (i nie tylko moim) mniemaniu było gwoździem do trumny tego sezonu… 

Oddaję głos Mateuszowi, może jego odczucia były bardziej pozytywne? 

Mateusz Norek

Mateusz Norek

Gdybym miał układać listę najlepszych seriali, jakie widziałem, True Detective z całą pewnością pojawiłoby się w ścisłej czołówce. I nie mówię tutaj jedynie o pierwszym sezonie, którego kultowość jest niepodważalna, bo doceniam również drugitrzeci sezon, o których zresztą, wraz z Przemkiem Kowalskim, dyskutowaliśmy w ramach Wielogłosów, do których serdecznie zapraszam. 

Nie chcąc czekać na kolejne odcinki, Krainę nocy zacząłem oglądać w momencie, kiedy na HBO Max pojawił się finałowy epizod, więc już po obejrzeniu pierwszego, dochodziły mnie słuchy, że czwarta odsłona True Detective nie została najcieplej przyjęta. Bałem się zderzyć z tym strasznym finałem, prawda jest natomiast taka, że nic przesadnie okropnego się w mojej opinii nie wydarzyło i choć nowy sezon ma swoje wady, to jednak zostałem całkowicie kupiony przez mroźny klimat Alaski, a całość obejrzałem z przyjemnością. 

Wady i zalety serialu

Adam Kamiński

Adam Kamiński

Jeśli chodzi o zalety najnowszego sezonu Detektywa, z pewnością mogę pochwalić dobór miejsc, w których kręcony był serial. Zaśnieżone miasteczko wygląda zjawiskowo i byłoby mi niemal zimno podczas seansu, gdyby tylko więcej aktorów zakładało czapki. Najwyraźniej jednak trzydziestostopniowy mróz nie jest także powodem, żeby zapinać kurtkę. Lodowe pustkowia oraz burze śnieżne tworzą klimat zagrożenia i odcięcia od cywilizacji, bardzo dobrze potęgując napięcie, jakie ma zostać wywarte na widzu.

Również rola Jodie Foster jest zjawiskowa. Może to sentyment, który mam do tej aktorki po znakomitym Milczeniu owiec, lecz nie mogłem się wręcz na nią napatrzeć. Jej rola zmęczonej życiem policjantki była bardzo autentyczna i nieprzerysowana. W dodatku ona jedna starała się uwiarygodnić rolę silnej i niezależnej kobiety bez dramatycznych scen, krzyków (no, może poza końcówką sezonu…). Jodie niepodzielnie rządzi posterunkiem, a podwładni wcale nie ułatwiają jej zadania. Często musi podejmować trudne decyzje – jak w przypadku posterunkowego Petera, granego przez Finna Bennetta. Z jednej strony bardzo mu współczułem, z drugiej zaś niejako rozumiałem Liz Denvers.

Także problematyka poruszana w serialu jest bardzo ważna i bardzo pochwalam jej dobór w jednym z następnych akapitów. Mniejszości etniczne, zwłaszcza Innuici i to, co zrobiło z nimi białe społeczeństwo kolonizatorów oraz kościół katolicki woła o pomstę do nieba, zwłaszcza że dramaty te nie tylko działy się stosunkowo niedawno, ale nawet w niektórych rejonach oddalonych miejskich aglomeracji trwają do dziś. Po przeczytaniu książki 27 śmierci Tony’ego Obeda przestałem pałać miłością do Kanadyjczyków…

Niestety, ale największą wadą tego sezonu jest fabuła. Wspaniałe widoczki i Jodie Foster to nieco za mało, aby serial mógł zostać dziełem przez duże D. Wpadka z niezbyt przemyślaną intrygą ciągnie się przez cały sezon, żeby z na wpół napompowanego balona zeszło całe powietrze w akompaniamencie żałosnego syku powietrza. 

Mateusz

Mateusz

Za czwarty sezon True Detective po raz pierwszy nie odpowiadał Nic Pizzolatto, który w mojej opinii stworzył ten niepowtarzalny, duszny klimat poprzednich odsłon. Co prawda jako executive producers wymienieni są zarówno Pizzolatto, jak i McConaughey and Harrelson, ale z tego, co udało mi się wyczytać, nikt z nich nie brał żadnego udziału w procesie tworzenia Krainy Nocy. I jasne, łatwe z perspektywy recenzenta byłoby teraz napisanie, że wszystko, co złe w nowym sezonie, wynika właśnie z braku oryginalnego twórcy, ale byłoby to pójście na łatwiznę. Zamiast tego napiszę, całkiem nieironicznie i będąc w kontrze do wielu takich opinii, że Issa López dobrze oddała ducha serialu i choć na pewno nie zrobiła tego tak dobrze, jak Nic, potrafiła zarówno wykorzystać pewne znane już z poprzednich sezonów motywy, jak i nie bała się użyć własnych pomysłów. 

Okej, miejmy to już za sobą i porozmawiajmy (bez spoilerów oczywiście) o finale, bo to z jego powodu dużo osób, które na początku bardzo chwaliły serial, zmieniły o nim diametralnie zdanie. Nie mam tego nikomu za złe, bo w opowieści kryminalnej środek ciężkości dla wielu osób tkwi właśnie w tym finalnym odkryciu intrygi, odpowiedzi na pytanie, kto lub czemu zabił. Mój komfort polega na tym, że po pierwsze samo rozwiązanie nie jest dla mnie aż tak złe (choć trzeba mieć trochę dobrej woli, żeby nie próbować szukać w nim fabularnych dziur). Natomiast powtórzę to, co już pisałem w Wielogłosie do trzeciego sezonu – nie uważam, żeby seria True Detective był takim typowym serialem kryminalnym, w który najważniejsze jest prowadzone śledztwo. Mało tego, wychwalany przez wszystkich pierwszy sezon też nie miał przecież jakiegoś wybitnie satysfakcjonującego zakończenia i pamiętam, że byłem nim raczej rozczarowany. 

Próbuję natomiast odpowiedzieć sobie na pytanie, co tak naprawdę sądzę o tych wszystkich elementach paranormalnych. Oczywiście rytualne zbrodnie, mistycyzm, okultyzm – to wszystko było w True Detective od zawsze, niemniej w Krainie Nocy zdecydowano się pójść o krok dalej i do samego końca nie wiedziałem, czy bohaterowie naprawdę widzą duchy, czy to tylko wizualna reprezentacja ich kruchego stanu psychicznego. Nie pomagał fakt, że wiele postaci wprost twierdziło, że Ennis jest przeklęte i widywanie zmarłych to tutaj nic nadzwyczajnego, łączyło się to również z kulturą Inuitów. I pisząc to teraz, chyba sam siebie przekonałem, że o ile miejscami było to zbyt bezpośrednie, to jednak mnie angażowało, zmuszało do zadawania dodatkowych pytań, wzbudzało ciekawość, jak zostanie to rozwiązane. 

Absolutnie zgadzam się z Tobą Adam, że Jodie Foster jest jednym z najjaśniejszych punktów tego sezonu. Jeśli chodzi o bohaterów i aktorów, serial stoi zresztą na ogólnie wysokim poziomie i jeszcze do tego zaraz wrócimy. Klimat i atmosfera Alaski podczas nocy polarnej – najwyższy poziom. Dodatkowo twórcom udało się stworzyć wrażenie żyjącej, małej społeczności. Ennis, mimo że jest miejscem fikcyjnym, jest przekonujące. Mamy miasteczko, tajemniczy kompleks badawczy, kopalnię, która zapewnia miejsca pracy dla większości mieszkańców, wreszcie mniej lub bardziej odseparowane od centrum skupiska rdzennej ludności. Zanieczyszczenia przemysłowe prowadzą do skażeń wód i tarć społecznych, coraz ostrzejszych protestów, a w końcu brutalnej śmierci jednej z aktywistek.  

postaci i aktorstwo

Adam

Adam

Co tu dużo mówić – na pierwszym miejscu mamy Jodie Foster, następnie długo, długo nic, a potem gdzieś majaczy reszta postaci, z których najbardziej polubiłem postać totalnie poboczną, czyli kochanka funkcjonariuszki Navarro. Eddie (Joel Montgrand), bo tak ma na imię, jako jedyny w tym szalonym miasteczku przejawia jakiekolwiek cechy normalności i daje odetchnąć widzowi od szokujących, a czasem także bezsensownych wydarzeń na ekranie. 

Niestety słabo wypadła zwłaszcza Kali Reis grająca Evangeline Navarro. Partnerka Liz Danvers granej przez Jodie Foster niestety nie dotrzymuje kroku koleżance z planu. Można się przyczepić do warsztatu aktorskiego, a do jej zachowań w poszczególnych odcinkach jeszcze bardziej, chociaż tutaj głównie zawinili scenarzyści. Kali pod wieloma względami jest czasem gorsza od potworów, które ściga (sic!), a za hobby obrała sobie wdawanie się w bójki z męską społecznością Ennis oraz… z własnymi współpracownikami. Niestety nie mogłem także z równą przyjemnością jak na Jodie, patrzeć na jej partnerkę. Grana przez Kali Reis postać jest sztuczna, fałszywie napompowana adrenaliną i rzuca się po planie jak rozszalały byk, wprowadzając więcej zamieszania, niż było to w ogóle potrzebne. Umiejętności aktorskie Kali, znanej bardziej z walk w ringu niż stania na scenie, pozostawiają wiele do życzenia i może lepiej, aby swoją przygodę z filmem zakończyła na czwartym sezonie Detektywa

Mateusz

Mateusz

Mnie, mówiąc szczerze, nie przeszkadzała gra Kali Reis jako ta mniej wygadana, która gra bardziej ciałem, a samo to, w jaki sposób się porusza, jaką przybiera postawę, określa jej charakter. W kontrze drobna Jodie Foster miała dużo więcej dialogów… Natomiast w ich detektywistycznym partnerstwie czegoś mi zabrakło. Serial wyjaśnia, że kiedyś wspólnie pracowały, potem po pewnej sprawie ich drogi się rozeszły. Moim zdaniem chemia między bohaterkami mogłaby być lepsza, gdyby ich charaktery były odmienne w większym stopniu. Dla mnie są zbyt do siebie podobne. Obie mają na koncie traumę rodzinną, która nam, widzom, bardzo wolno i oszczędnie jest przedstawiana. Obie próbują dbać o kogoś bliskiego i nie przychodzi im to łatwo. Obie są niezależnymi, samotnymi kobietami, które raczej szukają szybkiej namiętności, niż stałego uczucia. Wreszcie obie mają obsesję na punkcie śledztwa, nad którym pracują. Nawet w tej tajemniczej sprawie z przeszłości, która miała niby ich poróżnić i być mocnym zarzewiem konfliktu, nie czułem zupełnie między nimi napięcia, bardziej zgodę, choć niewypowiedzianą wprost. W pewnym sensie zarówno Navarro, jak i Danvers, wpisują się w schemat bohaterów True Detective, zmęczonych życiem, ściganych przez duchy przeszłości, nie do końca czystych moralnie, ale będę upierał się, że w Krainie Nocy potencjał głównych postaci, a szczególnie relacji między nimi, nie został do końca wykorzystany. Jest scena, w której podczas wspólnej jazdy samochodem dochodzi między nimi do rozmowy o bogu i wierze. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jest to bardzo mocne nawiązanie do podobnego dialogu z pierwszego sezonu, niestety tutaj twórcy nie umieli sprawić, żeby wypowiedziane słowa wybrzmiały dostatecznie mocno.

Adam

Adam

Pozytywnie zaskakuje za to aktorka grająca rolę córki Danvers, czyli Leah (Isabela LeBlanc). Jest naturalna, dobrze odnajduje się na planie i nie widać po niej tremy młodego aktora. Oglądałem ją z przyjemnością, szkoda tylko, że jej czas antenowy był dość krótki. 

Mateusz

Mateusz

Oprócz dwóch głównych bohaterek w serialu śledzimy również dwóch innych policjantów, którzy z nimi pracują, Hanka i Petera Priorów. To ojciec i syn, i o ile ten pierwszy nie jest aż tak ważną postacią na początku, to Peter ma naprawdę dużo czasu ekranowego. Młody i ambitny, jest swoistym ulubieńcem Danvers, która niestety wykorzystuje go do granic możliwości, nie rozumiejąc, że niektórzy mają również rodziny i nie żyją jedynie pracą. On z kolei nie chce zawieść swojej szefowej, raz za razem pracując do później nocy. Potrzebna postać, stanowiąca przeciwwagę dla głównych bohaterek, mających obsesję na punkcie sprawy i przedkładających ją nad sprawy rodzinne. Leah również mi się podobała, jako nastolatka w okresie buntu, szukająca swojego miejsca w inuickiej społeczności. Niestety ja również chciałbym, żeby sceny z nią były dłuższe i naprawdę mocno zabrakło mi jakiejś finałowej konfrontacji między nią a Danvers, bo przecież cała bolesna przeszłość Liz miała związek również z przyrodnią córką. 

problematyka

Adam

Adam

Czwarty sezon jest o ludziach, którzy marzą po prostu o tym, aby inni ludzie, którym zależy przede wszystkim na forsie i urojonych przekonaniach, dali im spokój. Rdzenni mieszkańcy Alaski starają się kultywować swoje tradycje i wierzenia mimo naporu zachodniej cywilizacji i przemysłu ciężkiego w postaci nieodległej kopalni. Ich konflikt z kierownictwem tejże, nieufność wobec policji i zamknięta społeczność zostały przedstawione całkiem wiarygodnie (dla laika, który przeczytał jedną książkę o tym temacie). Uważam, że to jedna z największych zalet omawianej produkcji. 

Poza tym Issa López dodatkowo starała się przedstawić sytuację kobiet w takich społecznościach. Nie jest tajemnicą, że niestety męską populację trapią różne problemy, przede wszystkim alkoholowe (choć Jodie również za kołnierz w serialu nie wylewa). Wątek, w którym to kobiety muszą dźwigać na barkach całą społeczność, przewija się przez cały serial i z biegiem czasu staje się jego motywem przewodnim. Niestety, nie przekonał ani mnie, ani mojej żony, z którą razem oglądaliśmy wszystkie odcinki. Feminizm jest dobry i walczy o ważne sprawy, niestety w czwartym sezonie Detektywa showrunnerka wali widza po głowie patelnią i niemal krzyczy do ucha ,,kobiety tak! Mężczyźni nie!”. Jeśli moja żona ma z tym problem, to jednak coś jest na rzeczy. Owszem, zdajemy sobie sprawę, że społeczności innuickie mają podobny problem do kobiet w Rosji – zagubieni mężczyźni ze zbyt dużym upodobaniem do alkoholu i ciężką ręką rządzą małymi społecznościami, a kobiety muszą sobie z tym radzić, wspierając się wzajemnie i tworząc niejako państwo w państwie. Jednak wizja Detektywa: Kraina nocy zupełnie mnie nie przekonała, bo tak ciężko jest kibicować głównym bohaterkom, ale to już raczej zarzut do scenarzystów, niż do samych postaci czy aktorów. Niektóre decyzje podejmowane przez główne bohaterki są tak irracjonalne, że potrafią rozgrzać widza do czerwoności mimo mrozu panującego w Ennis. Jeśli chcecie zobaczyć dobrą produkcję wychwalająca kobiety, to bajka Mulan będzie lepszym wyborem. 

Mateusz

Mateusz

Przyznam, że mnie te feministyczne wątki jakoś nie rzuciły się mocno w oczy, może poza końcowymi scenami z ostatniego odcinka. W serialu, który opowiada o miejscu, w którym nowoczesne, amerykańskie życia splata się z tradycjami inuickimi, ważnym tematem jest szukanie swojej tożsamości. Leah chce dowiedzieć się jak najwięcej o kulturze swoich przodków, wpada w konflikt z Danvers, kiedy daje sobie pomalować twarz na wzór tradycyjnych tatuaży. Również Navarro jest silnie zakorzeniona w miejscu urodzenia, to, że nie zna swojego inuickiego imienia, nie daje jej spokoju.

najlepszy i najgorszy odcinek

Adam

Adam

Moim zdaniem Detektyw: kraina nocy to klasyczny przykład serialu kryminalnego, który nie udźwignął pomysłu reżyserów. Pierwszy odcinek jest mroczny, wciągający i skutecznie łapie na haczyk widza. Niestety, z odcinka na odcinek jakość spada, by w finalnym epizodzie zawieść niemal wszystkie oczekiwania. Rzadko zgadzam się z Filmwebem, ale widać tutaj klarownie wrażenia widzów: w momencie pisania tego tekstu pierwszy odcinek posiada ocenę 6,5, podczas gdy ostatni… 4,4. Nie wiem, na ile ma tu wpływ ilość odcinków, ponieważ cały sezon zawiera się w sześciu epizodach, wszystkie poprzednie zaś miały ich osiem. No, nie wygląda to dobrze. Może ktoś chciał za szybko zamknąć całą historię? Dla mnie jednak odcinków było wystarczająco, gdyż osobiście wolę bardziej zwięzłe, nieprzedłużane na siłę historie. Detektyw idzie równią pochyłą w dół, zaczynając bardzo dobrze w pierwszym odcinku, konsekwentnie obniżając jakość w kolejnych epizodach, aż do finału, o którym wolałbym zapomnieć. 

Mateusz

Mateusz

Mimo że nie zamierzam używać aż takich mocnych słów, to jednak zgadzam się z Twoim zestawieniem – pierwszy odcinek jest zdecydowanie najlepszy, świetnie przedstawia nam miejsce akcji, zarysowuje bohaterów, wzbudza niepewność i grozę, obiecuje ciekawą zagadkę kryminalną, bawi się naszymi oczekiwaniami, pokazując nam pewne zjawiska paranormalne. Finał natomiast przede wszystkim rozczarowuje pierwszym kwadransem, w którym bohaterki w pewnym sensie wracają do punktu wyjścia i cała wyprawa, przygotowywana z wielkim poświęceniem od dwóch poprzednich odcinków, okazuje się niemal zbędna. Potem powoli, ale też strasznie chaotycznie i niekonsekwentnie, docieramy wraz z nimi do wyjaśnienia całej sprawy, które to wyjaśnienie, choć zaskakujące, nie do końca trzyma się kupy, jeśli zaczniemy rozkładać je na czynniki pierwsze. 

 

kwestie techniczne

Mateusz

Mateusz

True Detective: Kraina Nocy to pod względem audiowizualnym naprawdę solidna produkcja. Zarówno zdjęcia, jak i efekty specjalne sprawiają, że jesteśmy w tym całkowicie odciętym od świata, górniczym miasteczku gdzieś pośród nocnej, lodowej pustyni. Fikcyjne Ennis wydaje się żywe i spójne, zarówno kiedy obserwujemy jego ulice i szyldy budynków, jak i ich wnętrza – mimo tego, że mocną inspiracją było miasteczko Utqiaġvik na Alasce, zdjęcia kręcono w Reykjavík na Islandii. Bardzo dobrze wyglądają wszelkie efekty pogodowe, w przeważającej większości różnego rodzaju śnieżyce. Nawet widoczny w dwóch momentach niedźwiedź polarny był dobrze wykonany. W trzecim sezonie chyba najbardziej brakowało mi wyrazistej muzyki, która mocno budowała klimat dwóch pierwszych Detektywów, na szczęście w Krainie Nocy ścieżka dźwiękowa ponownie bardzo sprawnie podbudowuje niektóre sceny. 

 

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Adam

Adam

Jeśli moje wrażenia nie odrzuciły Cię, Drogi Czytelniku, najnowszego Detektywa znajdziesz oczywiście na platformie HBO Max. Słowem podsumowania chciałbym zawrzeć nieco optymizmu. Nie uważam, że czwarty sezon jest zły. No, może nie jest koszmarny. Całą historię oglądało się całkiem dobrze i byłbym w skłonny wystawić jej nawet ocenę 6,5 (daj Bóg, nawet siedem) – gdyby nie wisiało nad nim widmo poprzednich, o wiele lepszych sezonów. O ile pierwszy z nich oglądałem już trzykrotnie, trzeci dwukrotnie (do drugiego raczej nie wrócę), to wiem już teraz, że do czwartego nie wrócę na pewno. Po prostu nie widzę takiej potrzeby. Bardzo bym sobie życzył, aby piąty sezon okazał się przełomowy i przebił betonowy sufit postawiony przez tę historię. Znów, tak jak w przypadku Wiedźmina potwierdza się teoria, że żonglerka showrunnerami nie wychodzi produkcjom na dobre, zacierając wypracowany już klimat, a widza dezorientując. Jeśli Nic Pizzolatto powróci w glorii i chwale jako reżyser w piątym sezonie, Detektyw będzie jeszcze do odratowania. W innym przypadku franczyza ta podzieli zapewne los Netflixowego Wiedźmina. Ostatecznie oceniam czwarty sezon Detektywa na 5. 

Mateusz

Mateusz

Nie chce Cię martwić, ale kilka dni temu zostało już potwierdzone, że za piąty sezon ponownie będzie odpowiadała Issa López. Dla mnie najważniejsze jest, że został już potwierdzony i na pewno nie będziemy musieli czekać pięciu lat na kolejną historię w uniwersum True Detective. W czwartym sezonie, pomimo jego niedociągnięć, nadal czułem ducha tej serii. Serial kupił mnie świetnym miejscem akcji, mistycyzmem, grą aktorską w wykonaniu Jodie Foster, trochę pomieszaniem gatunków. Jak już pisałem, Krainę Nocy oglądało mi się bardzo płynnie i nie uważam na przykład, że w połowie sezonu tempo spada, a scenariusz staje się coraz gorszy. Może mam taki odbiór dlatego, że całość pochłonąłem w trzy dni, oglądając wieczorami po dwa odcinki. Nie lubię stawiania ocen liczbowych, no ale niech będzie – nowe True Detective oceniam na 7. 

Fot.: HBO Max

true detective

Overview

Ocena Adama
5 / 10
5
Ocena Mateusza
7 / 10
7

Write a Review

Opublikowane przez

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury - Tołstoja, Steinbecka czy Remarque'a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *