Zawsze pod prąd – Krzysztof Potaczała – „KSU. Rejestracja buntu” [recenzja]

Nie będę ukrywał, że pierwsze co zrobiłem, gdy wziąłem do ręki Rejestrację Buntu, to sprawdziłem, kim jest Krzysztof Potaczała. Dziennikarz gazety lokalnej, reportażysta, historyk, znawca Bieszczad, ale niewiele znalazłem informacji o uprawianiu przez niego dziennikarstwa muzycznego. Zaniepokoiłem się, że biografia KSU okaże się niesatysfakcjonującym czytadłem. Na szczęście już lektura pierwszego rozdziału rozwiała moje wątpliwości, bowiem biografia KSU to rzecz niezwykle oryginalna i wciągająca.

Na pewno nie jest to biografia muzyczna w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Oczywiście treść książki jest skupiona na dziejach zespołu, lecz jest ona osadzona w niezwykle głębokim kontekście. KSU pochodzą i do dzisiaj urzędują w Ustrzykach Dolnych, stolicy Bieszczad, fascynującym tyglu kultur góralskiej, polskiej, ukraińskiej i rusińskiej. Tak naprawdę w czasach PRL-u, było to zapomniane miasto, trochę odcięte od świata, leżące na peryferiach kraju i niewiele brakowało, a miasto nigdy nie znalazłoby się w granicach współczesnej Polski. Przez dziesięciolecia Ustrzyki były zwykłym, nastawionym na przemysł, szarym miastem, typowym w gruncie rzeczy dla krajobrazu Polski Ludowej. Jednak młode pokolenie przełomu lat 70. i 80. podobnie jak w pozostałych miastach i w Ustrzykach podniosło głowy i zaczęło wyrażać swój bunt, swoje niezadowolenie z coraz bardziej parszywej rzeczywistości czasów PRL-u. I wtedy dla młodych często najodpowiedniejszą formą buntu było uczestnictwo w szeroko rozumianej subkulturze punk. Jednak chłopakom z Ustrzyk Dolnych to nie wystarczało – chcieli założyć zespół i grać tak, jak ich idole z Wielkiej Brytanii – z Sex Pistols czy też z UK Subs.

Autor na szczęście nie potraktował historii KSU sztampowo. Zasadniczo fakt, że Potaczała dotychczas zajmował się reportażem, a nie rockową biografistyką wyszedł książce jakby na dobre. Ba, autor doskonale zna i czuje temat, uczestniczył, jakby nie było, w ruchu punkowym, dobrze zna się z muzykami. Nie ma na łamach Rejestracji Buntu żmudnych, nudnawych opisów jak zespół nagrywał płyty, czy przesiadywał w studiach nagraniowych, próbując nagrywać swoje piosenki, co niejednokrotnie bywa zmorą biografii muzycznych. Tutaj poznajemy grupkę chłopaków, którzy powiedzieli „stop!” szarzejącej się rzeczywistości i punk stał się ich życiem i stylem. Jak mieli jakieś zasady czy sposób ubioru – to tylko i wyłącznie na punkową modłę. Nie ma co ukrywać, że założenie zespołu, rosnąca popularność muzyków w mieście i, co ciekawsze, poza miastem, spowodowała, że władze, milicja i co gorsza, Służba Bezpieczeństwa szczerze się zainteresowali ruchem punkowym w Ustrzykach Dolnych, którego niewątpliwymi przywódcami byli Siczka i spółka.

Szczerze mówiąc mnie, człowieka wychowanego w wolnej Polsce, przeraża z dzisiejszej perspektywy fakt, że aparat bezpieczeństwa interesował się grupką fanów punk rocka i prowadził wobec nich działania operacyjne. Potaczała poświęca nawet cały rozdział, obficie cytując dokumenty Służby Bezpieczeństwa, którzy przeprowadzili operację sprawdzającą środowisko punków z Ustrzyk pod kątem, czy przypadkiem młodzi punkowcy nie zagrażają istnieniu ówczesnego ustroju. Przerażające. Z drugiej strony dla mnie, jako historyka z wykształcenia, to fascynujący wycinek tamtej rzeczywistości.

Potaczała pokazuje, jak wyglądało zakładanie grupy muzycznej w tamtych czasach i jak trudno było ją prowadzić, szczególnie, gdy uprawiało się muzykę o kontestacyjnym charakterze. Wszystko ubarwiają obfite wypowiedzi muzyków i osób związanych z KSU. Wypowiedział się praktycznie każdy członek KSU, szczególnie Ci, którzy przewinęli się przez formację na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych jak Bohun czy też Ptyś. Ich wypowiedzi nadają kolorytu całości i urealniają ją, bowiem czasami wydaje się ona nieprawdopodobna, trochę jakby z innej bajki.

To też opowieść o harcie ducha, przyjaźni i chyba o tym, że jednak pomimo parszywych czasów, ludzie dookoła byli dla siebie nastawieni pozytywnie, rzekłbym nawet – tolerancyjnie. KSU pomimo swojego kontrowersyjnego image’u zawsze mogli liczyć na ludzi z miejskich domów kultury czy nawet zakładów pracy, bo właśnie w tego typu przybytkach, jak przyzakładowa salka zespół robił próby, doskonalił kompozycje, ulepszał swój warsztat muzyczny. Zaiste ciekawe, że w czasach, w których władza oficjalnie gardziła muzyką rockową, to młodym było łatwiej niejednokrotnie znaleźć kąt do urządzania prób, bowiem zwykła ludzka życzliwość potrafiła być ponad podziałami. Załóżcie kapele punkową w współczesnych czasach i poproście pierwszy, lepszy dom kultury o wsparcie w postaci użyczenia lokalu na próby. Życzę powodzenia. Naprawdę ówczesne czasy wydają się zdecydowanie ciekawsze i ludzkie z perspektywy coraz bardziej bezdusznych realiów współczesnego świata.

Autor w opowieści skupił się na PRL-owskim okresie działalności zespołu. Akcja jest gęsta mniej więcej do momentu wydania pierwszej płyty zespołu – Pod Prąd. Im dalej w las, tym trochę nudniej, bowiem autor opisuje trudne czasy bytności zespołu w wolnorynkowych realiach, które, jak się okazało, nie były sprzyjające do robienia kariery muzycznej. KSU również dotknęła plaga nie zarabiania na płytach, pomimo sprzedaży ich w dużych nakładach. Autor doprowadza narrację aż do 2014, kiedy zespół wydał krążek Dwa Narody. Wydaje się, że dopiero ostatnie lata przyniosły w obozie zespołu Siczki stabilizację, o którą lider KSU walczył dekadami.

Wielkie brawa należą się wydawnictwu In Rock. Przede wszystkim za umieszczenie olbrzymiego materiału fotograficznego w książce. Setki zdjęć mogą stanowić historię samą w sobie. In Rock w przeszłości potrafił nie grzeszyć ilością zdjęć ilustrujących wydawane przez nich biografię, lecz tutaj mamy wspaniałe fotografie z epoki. A to członkowie w KSU w bieszczadzkich plenerach, a to dzikie pogo na jednym z koncertów na początku lat osiemdziesiątych, a to obskurny, paskudny budynek Kombinatu Budownictwa Komunalnego w Ustrzykach Dolnych, w którym zagrali pierwszy koncert. Zdjęcia zdecydowanie wzbogacają treść i stanowią wspaniałą ilustrację do opisywanych dziejów ustrzyckiej formacji.

Dla fanatyków polskiego, starego, szczerego, dobrego punk rocka to pozycja obowiązkowa. Ci, którzy fascynują się PRL-em, bądź chcą poznać parszywość ówczesnych realiów, na pewno też coś odnajdą dla siebie w pozycji Krzysztofa Potaczały. Wydaje mi się jednak, że po tę książkę powinien sięgnąć każdy, tylko po to, aby poznać ciężką drogę KSU do momentu osiągnięcia statusu legendy, jakim się teraz cieszą. Szczególnie, że cały czas szli – i idą – pod prąd.

Fot.: In Rock

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *