NoSound

Celebracja życia – Nosound – „Scintilla” [recenzja]

Giancarlo Erra powraca z najnowszym albumem Nosound. Chciałoby się powiedzieć, że nic się nie zmienia u tego, zasłużonego dla światowego rocka progresywnego, włoskiego artysty. Kolejna płyta to świeża porcja wspaniałych, melancholijnych songów, które trafiają prosto w najbardziej czułe punkty słuchacza. Na szczęście Erra na swoim nowym dziele poszerza paletę pomysłów i urozmaica swój charakterytyczny styl, co powoduje, że zdecydowanie mogę uznać płytę Scintilla za kolejny bardzo dobry krążek od Nosound.

Krótko mówiąc, fani będą zachwyceni, krytyka muzyczna przychylna Nosound również pokiwa z uznaniem głową nad Scintillą, a pozostała reszta uzna, że Erra ze swoimi kolegami znowu nagrał album pełen smętnych i nudnych kompozycji. No cóż, jest to muzyka, którą należy chłonąć po całości i zdecydowanie należy dla niej otworzyć swoje serce, inaczej obok tych dźwięków słuchacz może przejść obojętnie.

Fani nie powinni się szykować na rewolucję brzmieniową. Nosound nie rezygnuje z wolnych, niespieszących się nigdzie dźwiękowych pejzaży, które nuta po nucie rozkwitają feerią pięknych dźwięków. Jednak już właściwie otwierający płytę Last Lunch zwraca na siebie uwagę ciepłym, nasączonym organami Hammonda brzmieniem, które momentami jest zaskakująco gęste i nieco różniące się od tego, co Włosi proponowali na swoich poprzednich płytach. Zaskakiwać może również podniosły, elegijny wręcz In Celebration of Life z gościnnym udziałem Vincenta Cavanagh z Anathemy. Trzeba przyznać, że Vincent wraz ze swoim głosem przemycił do muzyki Nosound trochę klimatu rodem z ostatnich trzech studyjnych płyt Anathemy.

Nosound - Short Story (from Scintilla)

Scintilla w przeciwieństwie do poprzednich, raczej jednolitych stylistycznie, płyt przynosi sporo zaskoczeń, jak pozornie niedbały, nieco jazzujący, zaśpiewany po włosku Sogno e Incendio. Kolejnym utworem zdecydowanie wartym uwagi jest, będący echem albumu The Northern Religion of Things, utwór tytułowy, który zniewala ambientowym klimatem i przestrzenią pomiędzy dźwiękami, gdzie Erra czaruje słuchacza, udowadniając, że less is more, tym samym godnie kończąc tę wyjątkową płytę.

Wyjątkową, bo jest to po prostu nowa muzyka od Nosound. Tak naprawdę to mam słabość do tego zespołu, panowie wydają się od lat grać mniej więcej to samo, dodając jakby od niechcenia nowe elementy w swoim wypracowanym, dotychczasowym stylu. Faktycznie Scintilla wyróżnia się na tle swoich poprzedniczek, jednak nie ma tutaj mowy o rewolucji, tylko o ewolucji, która nie jest na tyle posunięta do przodu, żeby zespół poważnie zachwiał swoimi fundamentami, na których stoi od ponad 10 lat bytności na scenie art rockowej. Erra z kompanami dalej czaruje, uwodzi słuchacza pięknymi dźwiękami i kreuje atmosferę, która jest właściwie niepodrabialna. Czyli jest bardzo dobrze i szczerze mówiąc, nie obawiałem się jakości nowych kompozycji Nosound, ale po wysłuchaniu wielokrotnym Scintilli, która summa summarum nie posiada w sobie aż takiej siły rażenia jak Sol29, Lightdark czy nawet A Sense of Loss, naszła mnie obawa, czy w przyszłości – dalszej bądź bliższej, to już nieważne – poprzez wierność jednej stylistyce Erra nie zapędzi się w kozi róg? Pożyjemy, zobaczymy, a ja dalej rozpływam się nad dźwiękami Scintilli.

Fot.: Rock Serwis/K-Scope

NoSound

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *