W kinie XXI wieku chyba trudno wyobrazić sobie film bez wątku miłosnego. Nie musi stanowić on głównej osi fabularnej, lecz zawsze robi nam się jakoś ciepło na sercu, kiedy pojawią się śladowe znaki rodzącego się uczucia – czy to w postaci relacji damsko-męskiej, czy czystej miłości do puchatego czworonoga. Artyści kreują swoje unikatowe i osobiste pojęcie miłości, dzięki czemu otrzymujemy zapierające w dech piersiach historie – jak namiętność żyjąca w tańcu z filmu Dirty Dancing, ponadludzkie przywiązanie z Mój przyjaciel Hachiko czy cienka granica pomiędzy nienawiścią a miłością z nieśmiertelnej Dumy i uprzedzenia. Twórcy prześcigają się w coraz to nowszych pomysłach, zaspokajając nasze pragnienie kinowej uczty, jednak skutki nie zawsze okazują się być satysfakcjonujące. Już od samego początku powieść After stała się wielkim hitem, jeszcze kiedy była tylko internetowym fanfiction o zespole One Direction, a publikacja w formie papierowej była tylko kwestią czasu. Na After czekało wielu fanów historii Tessy i Hardina, a sama Anna Todd, autorka książkowej wersji, czuwała przy procesie tworzenia się adaptacji filmowej, jednak po seansie fani mogą zadawać sobie tylko jedno pytanie: Co poszło nie tak?
Tessa (Josephine Langford) rozpoczyna naukę w college’u, co oczywiście związane jest z wprowadzeniem się do akademika. Tam poznaje swoją współlokatorkę Steph (Khadijha Red Thunder), która jest zupełnym przeciwieństwem głównej bohaterki: rozrywkowa dziewczyna z zamiłowaniem do imprez, alkoholu i tatuaży. Do tej pory życie Tessy wydawało się idealne: kochający chłopak, plany na przyszłość, ambicja, determinacja i dobra organizacja. Jednak jej dotychczasowa rutyna zostaje zniszczona przez Hardina, który wywraca jej życie do góry nogami, a wszystko, co dzieje się po ich pierwszym zbliżeniu, staje się tytułowym Po.
Nie można stwierdzić, że film oferuje nam coś świeżego. Całość fabuły można zamknąć w dość stereotypowym szablonie: mamy tu bardzo grzeczną dziewczynkę i bardzo złego chłopca; darzą się wzajemną niechęcią, by potem przeżyć namiętny romans – jedna drama, rozstanie i wskrzeszenie związku. Koniec. Anna Todd umiejętnie rozbudowała historię Tessy i Hardina, przez co taka „powszechność” nie drażniła w trakcie czytania powieści. Jednak wersja filmowa poszła w bardzo złym kierunku. Cała akcja, moim zdaniem, rozwijała się zbyt szybko, przez co widz nie miał możliwości doświadczenia stopniowo zacierających się uprzedzeń i budowania uczucia między młodymi dorosłymi. Wszystko działo się z metaforyczną prędkością światła i już po pierwszym starciu Tessa-Hardin dochodzi do przebudzenia jakże „dojrzałego” (bo jakież ono może być po paru imprezach i kilku wymianie spojrzeń!) uczucia.
Niestety After to film, który ma więcej wad niż zalet, a wielbiciele książkowej historii będą mocno rozczarowani. Adaptację można oceniać z dwóch punktów widzenia: weterana książkowego i zwykłego widza. Mimo iż przez książkę przebrnęłam kilka razy, to staram się ocenić film bez odwołania do pisanego pierwowzoru, jednak i wtedy nie jest wcale lepiej. Rozczarowaniem okazała się postać Hardina (Hero Fiennes-Tiffin), który z wyglądu robi wrażenie jako rasowy bad boy, jednak nie można powiedzieć, że jest to rola oscarowa. Aktor grał bardzo niewyraziście, w niektórych momentach wręcz „drewnianie”, a koncept złego chłopca z trudną przeszłością, ze skłonnością do agresji i zamiłowaniem do literatury gdzieś po prostu przepadł. Sam związek głównych bohaterów nie był wielce sugestywny, więc nie było mowy o wielkiej chemii pomiędzy nimi. Choć scena w bibliotece i ucieczka przed strażnikiem dodała nieco smaku całemu filmowi, to sceny, gdzie faktycznie „coś tam iskrzy”, można policzyć na palcach jednej ręki. W przypadku kilku postaci twórcy bardzo okroili ich udział w fabule całego filmu, co stwierdzam z przykrością, gdyż uważam, że postaci Steph, Zeda czy nawet Jace’a zostały wykreowane bardzo dobrze i mimo że epizody z ich udziałem można zamknąć w dziesięciu minutach, to byli to bohaterowie z dużym potencjałem, a aktorzy zagrali bardzo dobrze.
Osoby, które zachęcił podtytuł: Godny następca 50 twarzy Greya, mogą poczuć się trochę oszukane, gdyż z Greyem nie ma to nic wspólnego; nie mamy tu do czynienia z monstrualną ilością scen erotycznych, a o jakimkolwiek zbliżeniu głównych bohaterów świadczą tylko mimika twarzy czy odkryte fragmenty ciała, najczęściej w postaci brzucha czy pleców (i cała nagość na tym się kończy), chociaż taki zabieg jest zrozumiały, gdyż film przeznaczony jest dla widzów już od lat 15. Tym bardziej jest dla mnie niezrozumiałe porównanie adaptacji dzieła Anny Todd do 50 twarzy Greya.
Gdybym miała znaleźć pewne pozytywne aspekty Afterka to na pewno na uznanie zasługuje aktorka wcielająca się w rolę Steph – Khadijha Red Thunder. Cała fabuła jest na tyle skupiona na relacji Tessy i Hardina, że Jenny Gage nie miała możliwości większego rozbudowania wątków pozostałych bohaterów, przez co trudno powiedzieć, że adaptacja ma jakichkolwiek bohaterów drugoplanowych. Nie zmienia to faktu, że Khadijha stała się Steph w stu procentach, a każda malutka scena została przez nią dobrze dopracowana. Oglądałam ją z wielką przyjemnością, a gdyby tak dać jej trochę więcej uwagi, jestem pewna, że wniosłaby wiele do filmu.
After jest filmem o dość szablonowej historii, która w wielu momentach jest bardzo przewidywalna. Nie uważam, aby wniósł coś nowego w świat kinematografii, ale można śmiało powiedzieć, że został wyreżyserowany prawidłowo. Widać, że reżyserka ma bardzo dobre oko, co udowadnia kilka ciekawych ujęć – jak kłótnia kochanków przed barem w połączeniu z ulewnym deszczem czy kąpiel w jeziorze w blasku słońca, lecz są to tylko pojedyncze epizody, a całość filmu prezentuje się po prostu średnio. Wspomniane sceny oglądało się z przyjemnością, jednak to za mało, by zamaskować inne nieprawidłowości. Jako adaptacja książki After wypada bardzo słabo, jako film sam w sobie jest trochę lepszy, jednak dalej nie można tu mówić o wielkim kunszcie kinematograficznym. Każdy filmowy maniak odbierze go inaczej, jednak taki film można podsumować tylko jednym zdaniem: Spoko, ale szału nie ma.
Fot.: Monolith Films