Alain Guiraudie jest już stosunkowo znanym twórcą francuskim o rozpoznawalnym stylu i języku, mimo że jego dorobek jest wciąż niewielki, początki jego rozpoznawalności zaś wiążą się z obrazem Nieznajomy nad jeziorem, który to w zawoalowany, metaforyczny sposób mówił o epidemii AIDS wśród homoseksualistów w latach 80. XX wieku, a przy tym obraz ten był inteligentną grą z konwencją kryminału. Tytuł Biegacz, dziwka, Arab, mąż (jakkolwiek dziwaczny – tytuł zdaje się opisywać wręcz całą fabułę w tych czterech słowach, mimo że jest nieco odbiegający od politycznej poprawności – osoby trudniące się najstarszym zawodem świata zwykło się wszak obecnie określać mianem pracowników seksualnych; a nadto nielogiczny, jeśli chodzi o sekwencję tych terminów w kontekście przebiegu akcji oraz wzajemne relacje między bohaterami) kontynuuje tę estetykę, pełną absurdu, ale też ironicznych obserwacji na temat francuskiego społeczeństwa. Film wprowadza na nasze ekrany firma Aurora Films, Głos Kultury objął zaś tę premierę swoim patronatem medialnym.
Zawiła intryga, której odzwierciedleniem jest właśnie rzeczony tytuł, obejmuje perypetie tytułowego biegacza (choć to bardziej zwykły mieszczanin uprawiający raczej jogging niż jakikolwiek sport wyczynowo), który zakochuje się (na ile to jednak jest miłość romantyczna, na ile zaś pożądanie seksualne oraz kosztowna kalkulacja pozwalająca korzystać z uciech cielesnych za darmo – trudno powiedzieć) w ulicznej prostytutce, której mąż jest chorobliwie zazdrosny. Jednocześnie na spokojnym osiedlu ma miejsce zamach terrorystyczny w wykonaniu muzułmańskich integrystów, o którego przeprowadzenie podejrzewany jest bezdomny młody Arab, któremu schronienia na klatce schodowej swojej kamienicy udziela rzeczony biegacz. Postaci jest tutaj znacznie więcej, a te, które początkowo miały marginalne znaczenie, stopniowo, wraz z rozwojem akcji, zyskują na nim. Obraz ten można rozpatrywać na kilku poziomach. Przede wszystkim, z formalnego punktu widzenia, jest to pastisz rozmaitych pseudodokumentalnych programów telewizyjnych, które w zamierzeniu mają pokazywać prawdziwe historie. Stąd też i taka, adekwatna do wybranej konwencji, forma filmu. Jest ona wręcz niechlujna, a przy tym zdjęcia mają strukturę takich właśnie taśmowych szmirowatych produkcji, muzyka jest nijaka i jakby żywcem zaczerpnięta z pospolitych wypożyczalni ścieżek dźwiękowych, gra aktorska zaś ostentacyjnie drewniana.
Motywacje protagonistów są tyleż głupie, co nielogiczne. Każdy tu deklaruje, że kogoś kocha (co swoją drogą jest satyrą na romantyzm Francuzów oraz ich rozerotyzowanie, mimo że seks prezentowany na ekranie jest pokraczny oraz niezgrabny), a prawdziwość owych enuncjacji jest mocno wątpliwa. Fabułą rządzi zamierzony chaos oraz mnogość wątków. Sam reżyser musiał świetnie się bawić, realizując tę pełną absurdu mieszczańską satyrę podobną nieco do wcześniejszych równie surrealistycznych dokonań filmowych samego wielkiego Michela Houellebecqa. Jest to też testowanie przez twórcę, na ile może pozwolić sobie, używając ku temu języka kina, purnonsensu jako takiego. Tylko pozornie jednak wydaje się to nie mieć żadnego sensu. Otóż osią fabularną jest rzeczony zamach terrorystyczny i choć aktualnie temat zagrożenia tym zjawiskiem wydaje się już w Europie nieco passé, to wątek ów służy reżyserowi do sportretowania przywar rodaków przez pryzmat tego, jak zachowują się wobec tego typu zagrożenia. Zdarzenie to bowiem uruchamia pokłady z jednej strony tchórzostwa i ksenofobii, z drugiej zaś strony słabo skrywającego mieszczańskie kompleksy i resentymenty wybuchu altruizmu. Gdzieś między wierszami pojawia się refleksja na temat tego, w jakim stopniu żywe są jeszcze ideały wolności, równości i braterstwa. Nie bez powodu jak refren powraca w filmie ujęcie splamionego dosłownie krwią pomnika Wercyngetoryksa (akcja toczy się w Clermont Ferrand – mieście średniej wielkości w środkowej Francji, co nie pozostaje bez wpływu na obraz drobnomieszczańskiej mentalności z jej podejrzliwością i udawaną życzliwością) – galijskiego wodza, który w 52 r. p.n.e. w bitwie pod Gergowią pokonał armię rzymską dowodzoną przez Juliusza Cezara. Komediowe nuty wówczas ustępują, a prym wiedzie smutna sugerowana konstatacja o powolnej erozji nie tylko Francji, ale wręcz całej zachodniej cywilizacji.
Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.
Na tej stronie wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? ZGADZAM SIĘ
Manage consent
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.