dzieci Abrahama

Bracia w wierze – Robert Littell – „Dzieci Abrahama” [recenzja]

Wszystko zaczyna się od Abrahama, ojca narodów i jego synów – Ismaela i Izaaka. Od nich swój początek bierze chrześcijaństwo, judaizm oraz islam. Pierwsze dwie wielkie religie wywodzą się z pnia Izaaka – syna z prawego łoża. Islam od syna pierworodnego czyli Ismaela. To ważna informacja, dlatego też autor fragmentami ze świętej księgi zaczyna snuć swoją powieść. Do dnia dzisiejszego Bliski Wschód wydaje się puszką Pandory. Trójkątny kawałek wybrzeża Morza Śródziemnego, który Izraelczycy nazywają Azą, Palestyńczycy Ghazeh , a świat ochrzcił Gazą, jest nieustannie terenem spornym i nic nie wskazuje na to, by w najbliższej przyszłości coś miało się zmienić. Robert Littell kreśli w książce Dzieci Abrahama niebywałe spotkanie dwóch braci w wierze. Łączy ich wiele, ale jeszcze więcej dzieli. Jakie owoce przyniesie konfrontacja ich poglądów i wiary?

Trzonem tej powieści, jest wzięcie do niewoli dwóch jeńców wojennych przez Islamską Brygadę Abu Bakra podczas świętego czasu – ramadanu. W zamian za rabina Apfulbauma żądano uwolnienia stu czterech patriotów przetrzymywanych w żydowskim więzieniu na południe od Beershebe.  Święto Id al Fitr to data graniczna – albo nastąpi ich uwolnienie będące spełnieniem „uzasadnionych” żądań porywaczy, albo wykonana zostanie kara śmierci na rabinie i jego sekretarzu Blumenfeldzie. Święto to nie zostało wybrane przypadkowo. Id al Fitr to dzień przerwania postu i jednocześnie koniec ramadanu.

Realia polityczne pokazują, że nie tak łatwo jest spotkać się zagorzałym przeciwnikom religijnym na niwie wspólnej rozmowy, która wielokrotnie okazuje się kluczem do wzajemnego zrozumienia. Autor udziela głosu każdej ze stron. Żadnej też nie faworyzuje. Istotne są także pierwsze zdania, jakie wypowiadają do siebie główni bohaterowie. Nigdy dotąd nie rozmawiałem poważnie z Arabem, który by się mnie nie bał. Który nie chciał mi pomóc, nie płaszczył się przede mną, nie chciał udzielić mi wskazówek, czy się nie mną nie zgadzał – stwierdza rabin. Wy, Żydzi, za długo widzieliście terrorystę w każdym Palestyńczyku i muzułmaninie. Teraz macie szczęście stawić czoło terroryście z krwi i kości, komuś z waszych najgorszych koszmarów, kto rozpęta wojnę w imię Allaha i islamu – odpowiada tajemniczy mudżaddidm Abu Bakr.

Dzisiejszy Żyd w głowie ma Torę, a w brzuchu Holokaust. Ma zwężone arterie i napięte mięśnie, słyszy głośne szmery w sercu. Te dwie tradycje, te dwie połowy rozdartej osobowości, ciągle w nim ze sobą walczą. Kłopotliwe położenie znane jest także religijnym muzułmanom. Ci również mają dwie tradycje, które ze sobą walczą. Kiedy muzułmanin przestaje mieszkać w państwie islamskim, bądź kiedy przestaje podlegać islamskiej władzy, musi podjąć decyzję: albo walczyć zbrojnie (wybierając dżihad), albo emigrować do kraju, w którym obowiązuje prawo islamskie (wybierając hidżrę).

Patrząc z boku, każda religia wydaje się obłąkana. I każda z nich ma własne racje. Jean Paul Sartre powiedział kiedyś, że Żydem jest ten, kto się za Żyda uznaje. Żyda tworzą antysemici. Rabin twierdzi, że Koran kradł z Tory, Mahomet plagiatował Mojżesza. A boscy wysłannicy są dla islamistów kolejnym wcieleniem Abrahama, patriarchy Żydów. Dlatego też Apfulbaum twierdzi, że to jego rozmówca jest szalony. On i jego imamowie, ajatollahowie i ekstremistyczni kamikadze, którzy wysadzają się w autobusach pełnych niewinnych Żydów, wszyscy są meszuga patza, świrami i bredzącymi szaleńcami. Abu Bakr z kolei jest pewny, że to Żydzi jak zawsze wszystko przekręcili. Według nich Abraham był gotów poświęcić swego młodszego syna Izaaka na górze Moria. Każdy muzułmanin wie przecież doskonale, że Ibrahim wybrał na ofiarę swego pierworodnego syna, Ismaela. A miejscem złożenia ofiary była  Kaba w Mekce. Cóż… trudno będzie pogodzić obie strony. Wszak według Koranu muzułmanie mają prawo brać siłą to, co uważają za swoje. Tora z kolei nakazuje bronić siłą tego, co ich. Czy w takim przypadku możliwe jest porozumienie? Jak zakończy się dialog dwóch ślepców, którzy tak samo ukochali Jerozolimę? Pamiętać należy, że życie i śmierć to dwie strony tej samej monety.

Fot.: Noir Sur Blanc

dzieci Abrahama

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *