Dla każdego z nas idealne życie oznacza co innego. Dla niektórych może to być duża rodzina, dla innych masę pieniędzy, jeszcze inni powiedzą, że dla nich to oznacza podróżowanie. A co jeżeli te wszystkie aspekty są częścią życia jednej rodziny? Miłość, pieniądze, podróże, własne biznesy – istna sielanka. Ale jak długo może trwać to pozorne szczęście? I czy rzeczywiście to, co widać na zewnątrz, jest prawdą? Taki miszmasz uczuć serwuje Sam Lloyd w najnowszej książce Przypływ.
Lucy ma wszystko, ale w jednej chwili jej życie odwraca się do góry nogami. Jej maż zabiera ich syna oraz pasierbicę na pokład żaglówki – Leniwej Zośki, nie informując głównej bohaterki o tym planie. Kobieta dowiaduje się o tym po fakcie, kiedy straż przybrzeżna odnajduje pustą żaglówkę dryfującą po tafli wody. Na domiar złego Daniel wysyła z pokładu sygnał SOS, a do tego trzeba mieć na uwadze fakt, że do brzegu zbliża się sztorm.
Oczywistym faktem jest chęć głównej bohaterki odnalezienia jej najbliższych od razu, dlatego też bez zastanowienia wsiada na inną żaglówkę ze swoim przyjacielem z dzieciństwa. Niestety nie udaje jej się odnaleźć żywej duszy. Sztab kryzysowy zostaje utworzony w jej pubie dzięki pomocy przyjaciółki – pracownicy, która z wielkim zaangażowaniem i poświeceniem zaczyna zarządzać akcją.
Nikt nie rozumie, czemu Daniel mimo sygnałów ostrzegawczych wyruszył w podróż od początku skazaną na porażkę. Czy rzeczywiście na łodzi była rodzina Lucy? Czy mąż kobiety świadomie narażał dzieci na takie niebezpieczeństwo. Otoczenie Lucy zaczyna szeptać – jedni współczują jej, inni uważają, że jest to intryga utkana, aby uzyskać odszkodowanie, bo przecież ich interes ostatnio nie idzie najlepiej. A kolejni uważają Lucy za ofiarę męża, który staje się głównym podejrzanym. Inaczej na to wszystko patrzy komisarz Abraham Rose, który nie ufa Lucy, sądząc, że małżonkowie nie są do końca szczerzy z nikim w miasteczku. Za ich tajemnicę płacą niczemu niewinne dzieci, których nadal nie udaje się odnaleźć.
Autor umiejętnie kieruje emocjami czytelnika w taki sposób, że on sam zaczyna podejrzewać zarówno Lucy, jak i Daniela. Czy rzeczywiście są tak idealnym małżeństwem? A może skrywają jakąś mroczną zagadkę z przeszłości? Może ich powrót do miasteczka jest związany z wydarzeniem z „poprzedniego życia”? Kto jest winny? A kto ponosi tego konsekwencje? A może ktoś trzeci to wszystko uknuł i wodzi wszystkich za nos?
Przypływ mnie totalnie wciągnął. W pewnym momencie nie wiedziałam, komu z bohaterów można ufać, a komu nie. Fakt ten potęgowały akcje, które miały miejsce po odnalezieniu Daniela. Straciłam czujność i nie wyłapałam z perspektywy czasu jasnych sygnałów. Autor w umiejętny sposób stworzył bohaterów, ze wszystkimi wadami i zaletami. Miłość, namiętność, ból, strach, wiara, nadzieja, odrzucenie, niespełnione nadzieje przeplatały się w całej powieści, fundując mieszankę emocjonalno-uczuciową czytelnikowi. Stylistycznie nie mam nic do zarzucenia powieści. Autor nie posługuje się trudnym słownictwem, dialogi między bohaterami są zrozumiałe.
Okładka nawiązuje do tytułu – widzimy wzburzone morze podczas sztormu. Tytuł przebija się z ciemnobłękitnych odmętów swoją pomarańczowo-żółtą barwą. Poza tym można zauważyć koło ratunkowe, które może symbolizować chęć uratowania – ale kogo? Lucy? Daniela? Dzieci?
Fot.: Wydawnictwo WAB
Podobne wpisy:
- A wszystko to... – Dan Abraham, Trent Correy – "Było…
- Amerykański koszmar - Philip Roth - "Amerykańska…
- Co się kryje w bezkresnej ciszy? - Katarzyna…
- Life coaching - Andrzej Jeznach - „Sztuka życia.…
- Kobiece głosy Meksyku – Beata Kowalik – "No pasa…
- Odpuść sobie - Sarah Knight - "Magia olewania" [recenzja]