Szczypta goryczki, łyżeczka złości, ćwierć kilo wścibskości, tuzin dobrych rad, a wszystko posypane eliksirem czułości i nutą nadgorliwości – tak oto powstaje słodko-gorzki torcik, z którego niczym zimne – a może raczej gorące – ognie tryskają pogmatwane relacje rodzinne wraz z piętrzącymi się problemami w związkach. Ot, cały (nie)idealny przepis na (nie)idealną Sztukę uciekania, na którą polscy widzowie będą mogli wybrać się do kin od szóstego listopada.
Sztuka uciekania (reż. Bruice Cauvin, 2014) jest metaforyczną i zagmatwaną historią rodziny, która ze wszech miar próbuje wyklarować sytuację na miłosnym froncie. Sprawa dotyczy trzech tracących grunt pod nogami braci, a także ich, nie do końca dopasowanych, rodziców.
Film rozpoczyna scena, w której Antoine, grany przez Laurenta Lafitte, zatrzymuje rower i zaczyna płakać. Sytuacja ta jest niezmiernie wymowna, bowiem naznacza zagubieniem nie tylko jego, ale także jego dwóch braci. Wszyscy trzej mężczyźni znajdują się na rozdrożu, co przywodzi na myśl ogólną pozycję płci męskiej we współczesnym świecie. W dobie równouprawnienia- które na pewno jest słuszne, potrzebne i w żaden sposób nie zamierzam go podważać – dużo częściej w debatach społecznych podejmowana jest tematyka pozycji kobiet i ich praw aniżeli rola mężczyzn w świecie, partnerstwie czy rodzinie. Wyrazem owej niepewności, niestabilności i braku jasności oczekiwań wobec męskości są właśnie potyczki bohaterów filmu, którzy borykają się z niemożnością odnalezienia sobie miejsca na ziemi. Apoteozą tezy mówiącej o silnej pozycji kobiet jest tutaj nadgorliwa i sprawująca pieczę nad całą rodziną matka, w tej roli Marie-Christine Barrault, która nie ułatwia dorosłym synom rozpoznania roli na ziemi. Nieustanne rozmowy z rodzicielką oraz ich przebieg są dowodem na to, jak nietrudno wychować niedecyzyjnego Piotrusia Pana, którego cechy łatwo można dostrzec w bohaterach. Zabawny, ale tragiczny w konsekwencjach tok rozmów z mamą i jej niańczący, zgoła toksyczny stosunek wobec nich jest tylko jedną z wielu przeszkód i wyzwań, jakim podołać w filmie muszą bracia. Wyzwaniem dla jednego staje się uwolnienie od partnera, do którego uczucia wygasły oraz wyswobodzenie się od konwenansów i tradycyjnego podejścia do związków. Sztuką ucieczki dla drugiego okazuje się zasmakowanie relacji z innym mężczyzną, dla kolejnego zamknięcie małżeńskiego rozdziału i nie rozgrzebywanie ran z przeszłości, zaś dla ostatniego romans powodujący ucieczkę od marazmu codzienności.
Zdecydowaną zaletą obrazu jest ukazanie relacji homoseksualnej, jej złożoności i kompleksowości, bez wyolbrzymiania czy stygmatyzacji. Owszem, bohater poszukuje uniesień w romansie, jednak nie wyróżnia go to od poczynań heteroseksualnego brata, postępującego dokładnie w ten sam sposób. Ten komedio-dramat nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych francuskich produkcji, jednak właśnie nieheteronormatywny wątek, delikatność i roztropność, z jaką opisał go scenarzysta, zasługują na docenienie. Dzięki zestawieniu zachowań dwóch braci o różnych orientacjach, a tożsamym pragnieniu romansu, film stanowi antytezę stereotypu o homoseksualistach. Brice Cauvin, niczym Pedro Almodóvar, nie gloryfikuje tej grupy, lecz wskazuje na podobieństwa łączące wszystkich ludzi, niezależnie od orientacji. Reżyser szanuje ludzkie ograniczenia i przygląda się przyjaznym okiem słabościom i ułomnościom ludzkich charakterów. Jest jeszcze jedna rzecz pozwalająca porównać obu tych twórców. Otóż, poza umiejętnością unikania schematyzacji i uproszczeń, łączy ich zamiłowanie do nadwyżki uczuć i sztuczności. W Sztuce uciekania Kamp – złą sztukę i kicz – reprezentuje koleżanka z pracy Antoine, grana przez Agnes Jaoui. Ta ekstrawagancka, przesadzająca z ekspresją i nad wyraz przebrana, aczkolwiek cudowna kobieta, stanowi wisienkę na torcie gorzko-słodkiego filmu i dla tej roli warto zasiąść w fotelu kinowym.
Sztuka uciekanie nie jest filmem odkrywczym, z rozbudowaną, trzymającą napięcie fabułą, a jednak ogląda się ją z przyjemnością za sprawą aktorów, którym udało się wcielić w swoje role, a nie tylko nachalnie je odegrać. Na uwagę zasługuje Laurent Lafitte, znany m.in. z roli w Dziewczynie z lilią, a także Agnes Jaoui, którą miłośnicy francuskiego kina mogli oglądać m.in. w Gustach i guścikach czy uroczym Opowiedz mi o deszczu. Nie sposób nie podkreślić także obecności Marie Christine-Barrault, którą pamiętać mogą baczni obserwatorzy i znawcy kina Woody’ ego Allena.
Konwencja filmu, utrzymana w klimacie czarnej komedii, zmusza do autoanalizy i refleksji nad relacjami panującymi w rodzinie. Tym zaś, co potęguje wrażenie goryczy i dodaje szczyptę jadu, jest dosyć klarowna drwina ze starości. Żarty ze znudzonych, starszych mężczyzn trzymają fason, choć oscylują między granicą wulgaryzmu i żenady, są jednak zabawne i wskazują na dystans, sarkastyczne i pełne empatii podejście do świata i ludzi. Puentując, jeśli żaden z poruszonych wątków nie przykuł Twojej uwagi, to zapewniam, że zdecydowanie warto spędzić godzinę i czterdzieści minut w gronie wspomnianych wcześniej aktorów.
Fot.: VIVARTO