Kojarzycie to cudowne życie przedstawione w mediach społecznościowych? Życie pełne blasku, blichtru, ogólnej szczęśliwości, w której nie ma miejsca na smutek i inne emocje niż radość? Szczególnie dobijające mogą być przedstawione relacje rodzinne, w których Mama jest wypoczęta, dzieci zawsze czyste i schludne, a Tata zawsze obecny w domu. Piękne, prawda? Ale czy prawdziwe? Helen Philips w swojej książce Wizyta przedstawia prawdziwe życie. Czasem wypełnione bólem, smutkiem, strachem o własne potomstwo; gdzie macierzyństwo to nie zawsze droga usłana różami, a momentami to droga przez ciernie. Autorka w bardzo oryginalny sposób przedstawiła tę dwoistość sytuacji: radość i smutek, szczęście i ból, śmiech i łzy.
Wizyta ma w sobie coś z horroru, w którym pojawiająca się tajemnicza postać odgrywa ważną rolę w całej fabule powieści. Można także tę książkę zakwalifikować jako powieść psychologiczną, której zadaniem jest pokazanie codzienności, oraz tego, z czym może się mierzyć każda Kobieta posiadająca potomstwo.
Molly to Matka dwójki dzieci, która zostaje z nimi sama podczas wyjazdu męża do pracy. Główna bohaterka to przykładna Mama, która odpowiedzialnie zajmuje się potomstwem. Jednak nie można ukryć, że opieka nad dwójką małych pociech jest bardzo absorbującym zajęciem, dlatego czasem odczuwa ona frustrację czy zmęczenie.
Pewien dzień jednak wywraca spokojne życie rodziny do góry nogami. Mieszkańcy domu zostają odwiedzeni przez tajemniczą postać, która na głównie nosi maskę jelenia. Mimo że to spotkanie odbywa się bez zbędnych atrakcji, to jednak przyprawia ono czytelnika o gęsią skórkę. Nie będę zdradzała, kim jest ów nieznajomy, dodam tylko, że jest to postać dobrze znana Molly. Młoda kobieta decyduje się na układ z tajemniczym jegomościem w obawie o zdrowie i życie swoich najbliższych. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ jeleń wymaga udziału w codziennym życiu dzieci, chce się nimi opiekować i zostać pełnoprawnym członkiem rodziny.
Helen Philips nakreśliła szczegółowy profil psychologiczny Molly. Razem z główną bohaterką przeżywałam jej wahanie, strach, niepewność, emocje, nad którymi trudno zapanować. Autorka nie podając wszystkiego na tacy, zmusza Czytelnika do wytężonej pracy umysłowej. Czasem jedno zdanie czy słowo może mieć kilka interpretacji. Bez wątpienia Wizyta jest książką wymagającą skupienia. Czasami musiałam cofnąć się o kilka stron, aby zrozumieć obecne działania bohaterów. Nie będę ukrywała, że momentami gubiłam wątek, a powrót do książki po kilku dniach sprawiał, że musiałam sobie przypominać zarys jej treści.
Klimat powieści bez wątpienia można określić jako mocno specyficzny. Nie będzie ona odpowiadała wszystkim czytelnikom. Autorka w bardzo oryginalny sposób przedstawiła uroki i trudy macierzyństwa. A wprowadzona tajemnicza postać może wywoływać w odbiorcach tekstu skrajne emocje – począwszy od ulgi, a na irytacji kończąc. Osobiście mam mieszane uczucia co do tej lektury. Na uwagę zasługuje ciekawe przedstawienie postaci, ich portretów psychologicznych. Sama wizyta jest bardzo intrygującym momentem w fabule. Na uznanie zasługuje także przepiękna magnetyzująca okładka, która mnie totalnie zafascynowała. Połączenie błękitów, granatów i fioletów oraz tajemniczej postaci w masce jelenia przykuwa uwagę. Język jest prosty i zrozumiały dla każdego. Czytelnik nie znajdzie w nim popularnonaukowego słownictwa czy archaizmów. Jednak złożoność fabuły, konieczność pilnowania tego, kto jest kim, na czym ostatnio zakończyła się akcja, jest w moim odczuciu męczące w odbiorze książki. Trudność ta może niektóre osoby zniechęcać do kontynuowania odkrywania historii Molly, jej dzieci, męża oraz tajemniczej postaci.
Fot.: Prószyński Media
Przeczytaj także:
Wielogłos o książce Rzymianami bendąc