Puch ostu

Krople, piórka, źdźbła… – Jan Sztaudynger – „Puch ostu. Fraszki o życiu i miłości” [recenzja]

Fraszki Jana Izydora Sztaudyngera towarzyszą mi, właściwie odkąd pamiętam. Zawsze były w domu i nie przeszkadzało mi wcale to, że było to bardzo stare wydanie, którego pożółkłe kartki nierzadko zostawały w dłoniach po próbie ich delikatnego przewrócenia, a okładka potrafiła znajdować się w czterech różnych miejscach domu jednocześnie. Liczyła się treść, którą w sobie te stare, znoszone i sczytane Piórka zawierały. I choć rozlatujące się wydanie sprzed wielu lat nie było pozbawione uroku, niezmiernie cieszę się, że Wydawnictwo Literackie postanowiło jeszcze raz ożywić te nieśmiertelne utwory, dokonując znajomego podziału i ciesząc oko czytelnika przepiękną szatą graficzną, nasyconą kolorami, które tak pasują do twórczości poety. Puch ostu cieszy wszystkie zmysły, a jego zawartość to podróż przez naturę świata i człowieka – niepozbawioną zarówno przywar, jak i niepodważalnych zalet.

Liczne, różnorodne i celne fraszki nie raz ratowały mnie w sytuacjach, kiedy potrzebowałam pilnie jakichś mądrych lub zabawnych słów, by wpisać je jako dedykację do książki lub uzupełnić nimi kartkę z życzeniami. Pod tym względem fraszki Sztaudyngera są po prostu niezastąpione. Jednak to, co najważniejsze, kiedy bierzemy je pod lupę, to ponadczasowość i uniwersalność, jaką się charakteryzują. Talent, jaki drzemał w artyście, który objawiał się zamknięciem w dwóch wersach niezaprzeczalnych prawd, w dodatku za pomocą słów zabawnych, elektryzujących lub po prostu idealnie oddających rzeczywistość, do dziś pozostaje nie tylko niepodrabialny, ale również nie znajdujący sobie równych. Te krótkie uśmiechy, te figlarne mrugnięcia, ciepłe błyski oczu, a  niekiedy naganne czy nawet pogardliwe prychnięcia wiele lat temu obnażały prawdę o człowieku i świecie i – co z jednej strony jest dobre, a z drugiej wręcz przerażające – w większości przypadków pozostają aktualne do dziś. Z fraszek dowiadujemy się również wiele o samym pisarzu – jego zamiłowaniach, pasjach, poglądach, poczuciu humoru, ukochanych miejscach, wrażliwości na ludzkość i na przyrodę, a także na kobiece wdzięki. Utwory dotyczące ostatniego ze wspomnianych przeze mnie tematów do dziś potrafią zarówno rozbawić, jak i wywołać rumieniec na nieobeznanej z urokliwą sprośnością artysty twarzy.

Sztaudynger nie ograniczał się w zasadzie do żadnej tematyki – czerpał garściami z inspiracji, jakie przynosiło życie. Jego utwory sprawiają często wrażenie zapisu ulotnych wrażeń, które, gdyby nie spisać ich natychmiast, na zawsze by przepadły, gubiąc się w natłoku myśli, niedopasowanych rymów i synonimów. Dlatego podczas lektury może się wydawać, że niektóre utwory się powielają – i owszem, zdarzają się fraszki niemal identyczne, czy to w sposobie doboru słów, czy w przekazywanej treści. Inne z kolei jawią nam się jako niedopracowane – gdzieś zabrakło lepszego brzmienia rymów, gdzieś zabrakło rytmu, innym razem lepiej wpasowującego się słowa. Ale na tym polega między innymi urok tych fraszek. Ich brak perfekcji i wymuskania tłumaczy się tym, że nie tyle były one tworzone przez Sztaudyngera, co raczej przez niego łapane i umieszczane w albumie. Wszelkie poprawki zniszczyłyby ich naturę, ich wyjątkowość i szczerość.

Puch ostu został podzielony tematycznie na 14 części i trzeba powiedzieć, że podział ów nie jest nowy – tytuły kolejnych części brzmią znajomo, bo powtarzały się chociażby we wspomnianych przeze mnie Piórkach. Mylicie się jednak, jeśli myślicie, że to wada. Jest to podział i nazewnictwo sprawdzone i w pewien sposób tożsame już z twórczością Sztaudyngera, nie widzę więc powodu, aby zmieniać to, co w przypadku wydawania zbiorów fraszek tego artysty, sprawdzało się przez lata. I, jak widać, wydawcy również powodu takiego nie widzieli, co dla mnie jest rozwiązaniem satysfakcjonującym. Na pierwszy ogień idą więc Wyznania. Jest to rozdział niewielki i nie znajdziemy w nim typowych dla tego twórcy fraszek – mamy tu raczej dłuższe liryki, w których pomiot liryczny upodobał sobie, jak można się domyślić, wyznawanie. Na ich czele stoi z kolei utwór, z którego zaczerpnięto tytuł dla całego zbioru. W Wyznaniach znajdują się dziełka pełne miłości – zarówno do natury, jak i do człowieka – westchnień, zachwytu, ale także i smutku na myśl o przemijalności wszystkiego. W tomiku, w odpowiednim miejscu, znajdujemy też adnotację mówiącą nam, że utwory do Wyznań wybrała prawnuczka autora, dziesięcioletnia Ania, która sama próbuje pisać wiersze.  Kolejną częścią jest ta zatytułowana Fraszki o fraszkach. Dla czytelników zaznajomionych z twórczością pisarza nie ma nic nowego w tym, że Jan Sztaudynger pisywał fraszki o… pisaniu fraszek. Dowiadujemy się z nich, że tworzenie tych krótkich, zwięzłych i przy tym jakże treściwych form to zarówno radość tworzenia, jak i niekiedy męka, kiedy w dwóch wersach trzeba zawrzeć zadowalające zakończenie, które współgra z całym konceptem.

Męczarnie fraszkopisarza

Na krzyżu rozpięty

Umykającej pointy

Już tutaj również dociera do nas dystans, jaki miał do siebie utalentowany twórca, a także poczucie humoru, które później objawiać się będzie coraz częściej. Obok niego pojawia się jednak również myśl o śmierci, o tym, że przemijanie dotyczy wszystkich istot. To, że Sztaudynger potrafił zgrabnie wpleść i przemycić tę prawdę nawet do utworów, które odnoszą się do jego lirycznej twórczości i objaśniających powstawanie fraszek, dodatkowo świadczy o jego talencie i wszechstronności, która pozwalała mu na niemal całkowitą dowolność w podejmowanej tematyce i w przeplataniu ich.

Też fraszka

Wiele fraszek na świecie. Miła z nich igraszka,

A na koniec śmierć wreszcie: Nie bój się. Też fraszka.

Następnie mamy Krakowskie piórka. Nie jest tajemnicą, że autor upodobał sobie i umiłował Kraków – miejmy nadzieję, że obdarzył go upodobaniem i miłością odwzajemnioną – dlatego tym bardziej nie dziwi fakt, że miłość tę przelewał na papier wielokrotnie. A wiadomo, jak to z miłością bywa – raz wybucha namiętnością ogromną, innym razem objawia się iskrami gniewu i dezaprobatą wobec obiektu westchnień. I o tym również nie zapomniał twórca, zawierając we fraszkach o Krakowie każdy aspekt miłości – i ślepą miłość, szaloną, i tę już dojrzałą, rozsądną, ale także krytyczną i bezwzględną, gotową niekiedy na pogardę.

Nostalgia

Z Krakowem mam skaranie Boże,

Chce człek zapomnieć, a nie może.

Omijaj

Omijaj Kraków z daleka,

Uśmiech tu ważą na deka.

Nie można zapomnieć także o tym, że w twórczości pisarza znajdziemy sporo bardziej lub mnie bezpośrednich odniesień i nawiązań do innych znanych osobistości polskiej scenny literackiej. Na przykład tutaj:

Wyznanie dezertera

Tyś mą chorobą, moje zdrowie,

Krakowie!

Piszę i opisuję, bo tęsknię po tobie!

Ale Sztaudynger ambiwalentnie wspominał i mówił również o Łodzi, której także poświęcona jest cała kolejna część Puchu ostu. I – analogicznie do poprzednio cytowanej fraszki – mamy kolejny raz nawiązanie do Mickiewicza:

Łódź – Łódka

Pośród drzew mnóstwa, wśród fabryk powodzi

Łódź nurza się w zieloność i jak łódka brodzi.

Kolejną miłością poety były góry i tej namiętności również dał wyraz w swojej twórczości. Piórka z gór to często malownicze pejzaże i niepodważalny urok Zakopanego – a więc kolejny temat, który do dziś pozostaje aktualny. Zupełnie jakby Sztaudynger doskonale wiedział, co nie będzie się zmieniać poprzez wieki i co sprawi, że jego utwory nie odejdą do lamusa.

O, Czarny Stawie

O, Czarny Stawie, najpiękniejsza z głębin,

Odbite w tobie góry – jak sznury jarzębin!

Ale góry to kolejny pretekst do tego, aby trochę poświntuszyć albo chociaż pomyśleć o świntuszeniu i dać jego przedsmak:

Modlitwa zbójnika

Boże, bądź ślepy i głuchy,

Idę do ładnej dziewuchy!

Choć z góralkami sprawa wcale nie jest zawsze taka prosta, jak pisał w jednym z wielu humorystycznych utworów:

Ufortyfikowana

Zanim ściągnę z góralki dziesiątą spódnicę,

Cały mój zapał już idzie na nice.

W części kolejnej, Literackie i teatralne,  znów znajdziemy utwory różnorakie, traktujące jednak w mniejszym lub większym stopniu o poezji i sztuce. Jeśli kiedyś na przykład zastanawialiście się, dlaczego niektórzy twórcy otrzymują miano wieszcza, Sztaudynger śpieszy z odpowiedzią:

Wieszcz i pisarz

Tym pisarz się różni od “wieszcza”,

Że się streszcza.

Tutaj też kolejny raz objawia nam się pisarz jako nie tylko pełen wspomnianego już przeze mnie dystansu do siebie, ale także jako znający swoją wartość twórca, którego nie złamie pierwsze lepsze złe słowo:

Nie zgnębi

Nie zgnębi mnie byle przytyk,

W dupie mam miejsce dla krytyk.

Jeśli zastanawiacie się, cóż takiego z przytoczonych utworów można by umieścić zamiast dedykacji lub na kartce z życzeniami, już wyjaśniam – powyższe wymienione przeze mnie części, na jakie podzielony został Puch ostu, to zbiory utworów konkretnych, często wyrażających stan poety z konkretnego czasu, zachwytu czy złości, odnoszące się do konkretnych zjawisk, osób i miejsc. Jednak już rozdział następny, zatytułowany Krople liryczne i następne, to ten Jan Sztaudynger, którego cenię najbardziej – uniwersalny, zabawny, pocieszający, skłaniający do refleksji, celny i ponadczasowy. Jedną z fraszek umieszczonych w tej części upodobałam sobie wyjątkowo, stała się bowiem dedykacją na książce, którą otrzymałam w dość trudnym dla mnie czasie. I choć same słowa może nie działają cudów, wracam do niej z sentymentem i wiem, że jeszcze nie raz jej wydźwięk podniesie mnie lub kogoś innego na duchu:

Może zaszczytnie

Łamią cię? Może to zaszczytnie?

Bez wtedy łamią, kiedy kwitnie.

Może to śmieszne, że fraszka potrafi podnieść na duchu i działać kojąco na smutek przez wiele lat, ale przecież…

Leki

Czasem się wielkie serca leczą –

Maleńką rzeczą.

Rozdział Wiejskie i leśne przenosi nas w sielankowe krajobrazy i otacza świeżym powietrzem. Poeta ogromnie cenił piękno natury, które niejednokrotnie okazywało się w jego utworach mieć większą wartość i piękniejszą duszę niż człowiek. Właśnie podczas lektury tych “przyrodniczych” fraszek widać, jak często Sztaudynger używa animizacji bądź personifikacji, wielokrotnie przypisuje roślinom cechy istot żywych lub właśnie typowo ludzkich.

Na czerwień maku

Gdy mak swą główkę z gęstwy zbóż wyłania,

Czy kokieteria to, czy przekonania?

Nauka poszła w las

Nauka poszła w las. I tam dojrzewa,

Bowiem mądrzejsze od ludzi są drzewa.

Porównuje wszelkich przedstawicieli fauny i flory do ludzi, lecz niestety człowiek z tych porównań nie wychodzi zwycięsko. Nie świadczy to jednak o pogardzie poety do gatunku ludzkiego czy też o jego pesymistycznym spojrzeniu na świat – ależ skąd. Jego spojrzenie jest w miarę możliwości obiektywne, dlatego znajdziemy we fraszkach zarówno wersy przychylne człowiekowi, jak i te, w których nie odczuwający zawiści świat roślin i zwierząt wygrywa z homo sapiens.

Do maślaka

Oślizgły jesteś trochę, maślaku, przyjacielu,

Jak grzybów mało, ale ludzi wielu.

Słowik i róża to część, w której ptaki i kwiaty wiodą prym, a szczególnie wymienieni w tytule słowik i róża. To czysto liryczne utwory, w których raz zwyciężą niebezpieczne piękno, innym razem uosobienie wolności. Tu również nie brakuje powiązań ze światem ludzi, zresztą dziewczyna niczym róża to nierzadkie u Sztaudyngera porównania.

Jeżeli kłujesz

Jeżeli kłujesz, to rób to jak róża,

Co jednocześnie zapachem odurza.

Ucinki to z kolei część, w której zebrane zostały bodaj najkrótsze ze wszystkich fraszek. Ponieważ z niewielu słów w takiej, w dodatku jeszcze skróconej, formie może skorzystać pisarz, Sztaudynger posługuje się tu często brzmiącymi podobnie wyrazami, dzięki którym uzyskuje nie tylko rymy, ale także zabawę słowem, w którą wciąga także czytelnika.

***

Mój kaliber –

To koliber

Dojrzewanie i dojrzałość

Trzeba dojrzeć,

Aby dojrzeć…

Nagrobek człowieka zmarłego na udar słoneczny

Ceń

Cień.

Po ucinkach czas na fraszki Różne i tutaj oczywiście nie trzeba tłumaczyć, jakie utwory weszły w skład tego rozdziału. Są tu zarówno wersy humorystyczne, jak i oceniające, zarówno uniwersalne, jak i dotykające bezpośrednio Polski.

Plujmy sobie

Plujmy sobie nawzajem w kaszę!

To takie polskie, to takie nasze…

Awans

Po jednej, drugiej, trzeciej wódce

Każdy ma się za dowódcę.

Cnoty i grzeszki

Tak jak łupina pokrywa orzeszki,

Tak wielkie cnoty kryją małe grzeszki

Sporo miejsca w swej twórczości autor poświęca nieśmiertelnej i wybitnie ponadczasowej obłudzie. Zwraca uwagę na wyjątkową przepaść, jaka niejednokrotnie wyrasta między słowami a czynami, które powinny dotrzymywać im kroku. Po nosie obrywa się ludzkości ogółem, ale także wyznającym jakąś religię, dewotkom, a także tym, którzy myślą co innego, lecz postępują zgodnie z konwenansami.

Teoria i praktyka

Wyznanie wiary takie ładne,

A czyny wiernych tak szkaradne.

Za życia i po śmierci

Za życia targał go na ćwierci,

Pierwszy mu oddał hołd po śmierci

I w końcu, po Różnych, otwiera się przed czytelnikiem rozdział, chyba mój ulubiony, jeśli posegregować całą twórczość Sztaudyngera, czyli Szumowiny (Nie ma w tym mojej winy,/ Że wy wolicie “Szumowiny”). Cieszy więc niezmiernie, że jest to chyba najdłuższy rozdział tego tomiku. Miłość, romanse, flirty, zaloty, zaglądanie pod spódnicę, gorąca noc na sianie, grzechy, grzeszki i grzesznicy – o tym wszystkim autor pisze tak, że czytelnikowi pozostaje jedynie się uśmiechnąć. Nie ma wątpliwości, że autor Piórek był wielkim miłośnikiem Krakowa, Łodzi, gór, Zakopanego, przyrody i świeżego wiejskiego powietrza. Ale to wszystko bledło, gdy w grę wchodziły kobiety, a zwłaszcza… piękne kobiety. Hołubił je w swoich fraszkach, dawał drugie życie i malował na nowo rumieńce.

Nocleg

Cnota z okazją razem noc przespały,

Cnoty nie było, kiedy rano wstały.

Im obowiązek

Im obowiązek bardziej wąski,

Tym przyjemniejsze obowiązki

Dla równowagi

By równowaga nie była zwichnięta,

Podnosząc suknię, spuszczała oczęta.

Lubię szybkonogie

Czy hrabina, czy kucharka –

Byle w kroku była szparka.

Choć czasem obrywało się również naturze kobiecej, pisarz szybko reflektował się i złe wrażenie (Prawda w oczy kole/ A więc kłamstwo wolę!) zacierał pochwałami i wzdychaniami.

Zawsze to samo

Już od czasów Adama, niestety,

Bokiem mężczyznom wychodzą kobiety.

Cenił zarówno kobiecą duszę, jak i nie potrafił odmówić piękna ciału.

Natchnienie

Bardziej mnie natchnął jeden biust,

Niźli do kupy dziewięć muz.

Pozostawał tym samym wciąż pełen uroku i humoru, co sprawia, że nawet te bardziej dosadne i rubaszne utwory jawią nam się jako pełne wdzięku (Temu, co moje fraszki zbyt rozwiązłe łaje:/ Wole rozwiązły język niźli obyczaje). Zresztą trzeba przyznać, że kolejny raz pisarz celnie trafia w sedno, a niemal każda przedstawicielka Szumowin skrywa w sobie odwieczną prawdę, motto, przykazanie…

Brak trzech “O”

Brak okazji, odwagi, ochoty –

Powody niejednej cnoty

Zniewaga

Nie ma większej zniewagi,

Niż szacunek dla nagiej.

Wiele tu również prawd o naturze męskiej, której stałość, wierność czy powaga zniknąć potrafią w moment, na widok nagiego ciała, uśmiechu czy przelotnego spojrzenia. Czy pisarz wini którąś ze stron? Bynajmniej – on po prostu opowiada o tym, jak wygląda damsko-męski świat, gdzie choć każda płeć ma swoje przywary, jedna nie może istnieć bez drugiej.

Ja i Amor

Kiedy przechodzi ładna dziewczyna,

Zaraz mi Amor łuk napina

Pośpiech unicestwiający

Tak, to zmienia rzeczy postać,

Gdy nie umie rumak powstać.

Brak wymagań

Nic od kobiety człowiek nie wymaga –

Może być naga…

Najmilsza amplituda

Najmilsza amplituda:

Od uda do uda.

Geneza “Szumowin”

Cóż ja miałbym do pisania,

Gdybym nie czuł w sobie drania.

Przedostatni rozdział tego tomiku to Miłość i małżeństwo. Wiele z tych fraszek to siostry i kuzynki, tych, które znaleźć można w Szumowinach, ale czy istnieje miłość i małżeństwo bez szumowin? Na szczęście dla czytelnika, Sztaudynger twierdził, że nie, toteż spotykają się tu utwory zarówno romantyczne, jak i… powiedzmy… bardziej praktyczne.

Miłość

Miłość lubi półmroki,

Półśrodki i półkroki.

Poeta daje poznać nam swoje typy kobiet lub po prostu zaznajamia nas z cechami pań, którym pozwolił w swej łaskawości się zauroczyć.

Stracone serce

Pokochałem pewien nosek piegowaty,

Muszę moje serce odpisać na straty.

Na pociechę piegowatym

Czemu tak piegami martwicie się panie,

Piegi na dziewczynie jak perły w szampanie

Pojawia się także tematyka konsekwencji miłości:

Zgoda buduje

Gdy dwoje robi to samo,

Potem trzecie woła: “Mamo!”

Jako że fraszka ozdabiająca stronę rozpoczynającą tę część tomu opowiadała o żonie Jana Sztaudyngera, nie może zabraknąć jej wspomnienia także dalej:

Wzdycham

Wzdycham do własnej żony –

Taki już jestem zboczony.

Mój najmilszy radca

(fraszka na żonę)

Nawet gdy chcę ją zdradzić,

To muszę się jej radzić.

Nie brakuje jednak także fraszek opowiadających o tych, którzy nie byli skłonni dotrzymać wierności żonie…

Czciciel żony

Tak bardzo żonę szanował,

Że aż inne fatygował.

Niechętnie

Niechętniem dzisiaj zasnął,

Bom zasnął z żoną własną,

I niechętnie sie budzę,

Bo mi się śniły cudze.

Starość i przemijanie, które wybrzmiewają w tym rozdziale, stanowią jednocześnie płynne i poetyckie przejście do części ostatniej. Jeszcze w Miłości i małżeństwie czytamy, napisane najpierw z przekąsem i humorem:

Cierpliwości

Chciałem mieć żonę blondynkę,

Więc cierpliwości krzynkę.

Każdy włos siwy zbliża ją pomału

Do marzonego ideału.

A po chwili już nieco poważniej:

Babie lato

Zdobi nitka siwizny głowę szpakowatą,

A żona się uśmiecha, mówiąc: “Babie lato”…

I jeszcze raz, stawiając kropkę nad “i”:

Twój urok

Zwiędną jak róże inne piękne panie,

Lecz twój urok na zawsze w mej fraszce zostanie.

I tak docieramy do ostatniej części, zatytułowanej Życie i przemijanie…, na którą przygotowywani byliśmy niemal od początku tomu. Sztaudynger pisze tu o młodości, starości, o narodzinach, śmierci i wszystkim, co rozpięte jest między nimi, a więc o… wszystkim:

Jedni rodzą się za późno

Jedni rodzą się za późno, a drudzy za wcześnie.

To wielka sztuka zrodzić się współcześnie!

W tej części, niestety ostatniej, mowa również o początkach i końcach, o decyzjach i niepowtarzalności pewnych zdarzeń i sytuacji. O rachunku sumienia i o przeżywaniu życia – o jego pięknie i wadach, które czasem przesłaniają całą resztę.

Niestety

Niestety, rzadko koło zdarzeń

Obraca siła naszych marzeń.

Głos sumienia

Halo, tu sumienie,

Czy pan zamówił budzenie?

Nie lubię

Nie lubię siebie sam,

Za dobrze siebie znam.

Rankiem, przy obudzeniu

                          Sewerynie Szmaglewskiej

Na szybie okna rozpłaszczone noski.

Ach, to wy, dzień dobry, moje troski.

Jeszcze

Chociaż mi życie dało w kość,

Wciąż krzyczę: “Jeszcze!, nigdy: “Dość!”

Może się wydawać, że przytoczonych zostało tu sporo fraszek, przez co lektura tomu jest już w zasadzie zbędna. Nic jednak bardziej mylnego! Puch ostu nie jest książką, którą się czyta od deski do deski. To nie jest tomik, który przeczytamy dla świętego spokoju i odłożymy na półkę. To w zasadzie w ogóle nie jest książka. To zbiór uśmiechów, dowcipów, wspomnień, anegdot i spostrzeżeń – możemy otworzyć Puch ostu na jakiejkolwiek stronie los zarządzi, na chybił trafił i chyba zawsze znajdziemy coś, co rozjaśni nam twarz uśmiechem. To rzecz wspaniała zarówno jako coś, co sprawia nam radość, jak i coś, co może uszczęśliwić kogoś innego – czy to dlatego, że obdarujemy kogoś wyjątkową dedykacją, czy też poprzez sprezentowanie zbioru fraszek, który również wizualnie prezentuje się wybornie.

Jan Izydor Sztaudynger to mistrz w dziedzinie fraszek, którego do dzisiaj nikt nie był w stanie doścignąć. I chyba tak pozostanie już na zawsze. No… chyba że prześcignie go jego prawnuczka. W innym przypadku raczej się na to nie zapowiada. Ten wyjątkowy twórca łączył w swoich lirycznych i humorystycznych kroplach, piórkach, źdźbłach celność uwagi, trafność słowa, zwięzłość wersów, gibkość języka, wyobraźnię dziecka i doświadczenie starca, czyli wszystko to, co sprawia, że do dziś Piórka, a od dziś także i Puch ostu to publikacje, do których będę zaglądać nagminnie i z ochotą. I myślę, że nie ja jedna.

Fot.: Wydawnictwo Literackie

Puch ostu

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

4 Komentarze

  • laska, ciebie chyba boli macica, caly rocznik gimnazjalny nie pozdrawia

  • ’03 pozdrawia
    Nad życie mnie Mnie siedziałam chyba z 15 minut

  • życie mnie
    Mnie

  • W końcu sam pisał o sobie „Zwięzłego słowa mistrz niedościgły / Ja z wideł robię igły”… Faktycznie Sztaudynger to genialny i fraszkopis. Ale trzeba też pamiętać, że był także poetą, tłumaczem literatury niemieckiej (tłumaczył m.in twórczość Goethego i Kleista), dramatopisarzem oraz znawcą teatru lalkowego. Był też wspaniałym człowiekiem oraz niezwykle wrażliwych i niedocenionym człowiekiem pióra.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *