kwiat szczęścia

Duże laboratorium z horrorami – Jessica Hausner – „Kwiat szczęścia” [recenzja]

Austriaczka Jessica Hausner to już w tym momencie uznana twórczyni kina europejskiego. Kwestią czasu było zatem popełnienie przez nią pierwszego anglojęzycznego tytułu z międzynarodową, w tym przypadku względnie znaną i rozpoznawalną, obsadą. Jest coś mrocznego w dziełach reżyserów pochodzących z Austrii, by wspomnieć w tym miejscu także o Michaelu Hanekem i Ulrichu Seidlu, co być może – bardzo luźna hipoteza robocza – wynika z niedokończonej denazyfikacji i wpływa na ich sposób percepcji świata i na to, jak opisują rzeczywistość. Niezależnie od tego, czy Hausner opisuje zjawisko dewocyjnej wiary w cuda (vide Lourdes), weltschmerzu romantycznego poety szukającego towarzystwa do popełnienia samobójstwa (Szalona miłość) czy też groźbę inwazji groźnych zmodyfikowanych roślin (przedmiotowy Kwiat szczęścia) zawsze robi to w tej samej rozpoznawalnej formie. Mamy zatem do czynienia z historią opowiedzianą śmiertelnie poważnie, jednak z zakamuflowaną dawką ironii pozwalającą na formułowanie wprost nieartykułowanych wątpliwości, czy to wszystko jest aby na poważnie.

W tym konkretnym przypadku jednak zabawa formą idzie jeszcze dalej, albowiem całość przypomina kino klasy B przepisane na dzieło arthousowe. Kwiat szczęścia jest bowiem luźnym remakiem „trashowego” amerykańskiego filmu z lat 60. pod tytułem Dzień Tryfidów, który z kolei stanowił ekranizację powieści sci-fi Johna Wyndhama opisującego inwazję mięsożernych (ludzkożernych) roślin z kosmosu. Jeśli przyjąć taką logikę, obraz Hausner jest w tym kontekście w pewnym sensie preludium do wydarzeń przedstawianych w rzeczonych tekstach kultury w ten sposób, w jaki Geneza planety małp była zapowiedzią tego, co wydarzy się w przyszłości. Oczywiście to wyjątkowo swobodna konstatacja, bo też i austriacka reżyserka nie ma ambicji tworzenia jakiejś nowej sagi. Istotne jest jednak zakotwiczenie w dziedzictwie takich tytułów jak Inwazja porywaczy ciał czy też może bardziej adekwatnym fabularnie Małym sklepiku z horrorami Rogera Cormana.

kwiat szczęścia 2

Idąc jednak głębiej, wychodząc poza zakres gatunkowego umocowania, dzieło Hausner nie jest wydmuszką (choć jako taka wizualnie jest olśniewająca), ale idzie dalej, stawiając pytania na wielu polach. Po pierwsze, staje się wstępem do etycznej rozprawki o granicach ludzkiej ingerencji w świat przyrody poprzez dokonywanie genetycznej modyfikacji. Aseptyczne laboratorium, w którym ma miejsce większa część akcji, pracuje bowiem nad wyhodowaniem bezpłodnej rośliny (co jest podyktowane chęcią komercyjnej kontroli nad podażą), która odpowiednio zaopiekowana przez swojego gospodarza wytwarza oksytocynę wywołującą uczucie szczęścia. Notabene na tej płaszczyźnie jest to też opowieść o tym, jak samotni i wyizolowani jesteśmy we współczesnym świecie, czego ilustracją w filmie są banalne dialogi wypowiadane przez nieokazujące żadnych uczuć jednostki. Jednocześnie, wobec nieprzewidzianych skutków, jakie wywołują pyłki kwiatów dostające się do układów limbicznych ludzi (a nawet psów), co rzekomo ma powodować diametralną zmianę emocji i zachowań, Hausner stara się nakreślić smutną panoramę ludzkich relacji, gdzie de facto nie znamy się wzajemnie, a interakcje sprowadzają się do wyuczonych i motorycznych zachowań. Jakiekolwiek odstępstwo od powszechnie akceptowanej normy poczytywane jest jako zagrożenie.

Hausner wszystkie swoje refleksje ubiera w szykowną, zapiętą aż po ostatni guzik (jak zmieniające się tylko kolorem bluzki głównej bohaterki granej przez Emily Beecham, notabene nagrodzonej za swoją oszczędną kreację na festiwalu w Cannes). Statyczne kadry rozświetlone intensywnymi kolorami, niepokojąca muzyka Teijiego Ito i katatoniczna gra aktorska czynią z tego filmu jedno z najciekawszych doznań tego roku w kinie, idealnie wkomponowując się w te dziwne czasy, czego dobitnym przykładem jest zarządzenie kierownika laboratorium, który w pewnym momencie stwierdza: od dziś pracujemy w maseczkach.

kwiat szczęścia 1

Fot.: Against Gravity

Za seans dziękujemy Cinema City

kwiat szczęścia

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *