Na ostrzu noża

Istny chaos – Patrick Ness – „Na ostrzu noża” [recenzja]

Na ostrzu noża Patricka Nessa stanowi fantasy z domieszką science fiction. Powieść wchodzi w skład Cyklu Ruchomego chaosu. Było to moje pierwsze zetknięcie z autorem i jego twórczością. Przyznam, że bardzo zaciekawił mnie świat przedstawiony w książce: osada pełna mężczyzn, którzy widzą i słyszą swoje myśli za pomocą tzw. „szumu”. Co więcej, mogą oni również porozumieć się za jego pomocą ze zwierzętami, choć większość z nich jest przedstawiona jako, lekko mówiąc, niemądre. Zabieg ingerencji w ludzki umysł od zawsze mnie fascynował, dlatego powieść, którą zaserwował Patrick Ness, stała się dla mnie pozycją obowiązkową.

Przygoda z Na ostrzu noża rozpoczyna się od poznania głównego bohatera Todda Hewitta i jego psa Mancziego. Todd jest chłopcem bardzo niecierpliwym, który katuje swojego psa, choć ten traktuje swojego właściciela wyłącznie z właściwą tym zwierzętom psią miłością. W tym momencie dałoby się podsumować pierwsze kilkadziesiąt stron słowami: „Ale Todd?” lub „Au, Todd?”, gdy Manczi właśnie dostał klapsa. Poznajemy również świat przedstawiony – pełen sfrustrowanych i smutnych mężczyzn, którzy nawzajem dręczą się własnymi myślami i wspomnieniami o kobietach, których już z nimi nie ma. Ich myśli to także obrazy prostych czynności, które właśnie wykonują. Czytelnik ma również okazję poznać postaci Bena i Cilliana, którzy są dla Todda jak rodzina (gdyż zarówno jego matka, jak i ojciec już nie żyją). Dopiero czas pokaże, jak wielkie sekrety ukrywali jego najbliżsi, a także cała osada Prentisstown. Czy świat naprawdę funkcjonuje bez kobiet? Czy to rzeczywiście Szpakle i zarazki zabrały ich życia?

Życie Todda z chwili na chwilę przewróci się do góry nogami, dodatkowo chłopiec zyska także towarzyszkę podróży – dziewczynę i to nie byle jaką, gdyż pierwszą, jaką w swoim życiu zobaczył. Co ciekawe, bohater do tamtej chwili był przekonany, że kobiety już nie istnieją w tym świecie (zresztą tak jak inne stworzenia, które spotka na swojej drodze). Książka pokazuje jedną wielką przemianę bohatera z nieznośnego dzieciaka w rozsądnego mężczyznę o prawdziwie szlachetnych wartościach.

Śmiało mogę się zgodzić co do trafności nazwy cyklu. Świat, który poznajemy w książce, jest bardzo chaotyczny. Nie jest to kwestią fabuły, gdyż cała historia ma przebieg dość prosty, nieco tajemniczy, logiczny i ujęty bardzo młodzieżowym językiem (czy to wada, czy zaleta – to już sprawa indywidualna dla każdego czytelnika). Jednakże przez większość książki dialogi są prowadzone w sposób dialektyczny, typowo wiejski, pełny zaciągania, skrótów myślowych i… błędów ortograficznych.

Dla mnie odbiór zbudowanej przez autora treści był bardzo ciężki. Zdarzały się błędy logiczne takie jak:

  •  już na samym początku wspomniana jest liczba ludności osady, która chwilę później bez jasnej przyczyny ulega zmianie;
  •  nóż był tak ostry, że cios nie zniszczył notesu;
  •  mimo że wszyscy mężczyźni słyszą wzajemnie swoje myśli, a bohater często wspomina o konieczności zachowania dużej odległości od ludzi podczas swojej wędrówki, nie przeszkadza mu to, by nocą przekradać się przez obce osady dosłownie między domami i wśród śpiących ludzi, którzy – jak wiemy – nawet przez sen odczytują swoje myśli;
  •  zdarzyła się też sytuacja, gdzie bohater, stojąc na ziemi, uderzył inną postać – i to siedzącą na koniu, czyli wysoko – w nos. Jak? Może jako prawie trzynastolatek ma już na koncie karierę byłego skoczka olimpijskiego? Kto wie, ręka w górę…

Fabuła mimo wszystko nie zwalnia. Trzeba przyznać, że czytelnik od początku do końca może bardzo wczuć się w opowiadaną historię. Poprzez układ treści, odnosi się wręcz wrażenie, jakby główny bohater, Todd Hewitt, siedział naprzeciwko nas – dzieciak, który zawzięcie, z typową dziecinną przesadą, opowiada o swoich przygodach. Z czasem jednak bardzo wyraźna staje się schematyczność owej fabuły. Bardzo nie spodobał mi się także aspekt uwypuklania „nieśmiertelności” postaci. Jak na to, że jest to powieść młodzieżowa, dostrzegam kilka naprawdę brutalnych momentów, jednak bardzo uderza mnie fakt, że niektórzy żyją… ewidentnie za długo. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę, że śmierć nie jest wcale tak rzadkim zjawiskiem w przedstawionym świecie. Powieść staje się chwilami po prostu irytująca.

Język jest stylizowany na bardzo młodzieżowy, a wszystko, co widzimy, opisywane jest oczami głównego bohatera. Jest on nieznośny, jego język wulgarny i prostacki, a świat opisywany jego oczami pełen przymiotników, które nijak nie pasują. Dodatkowo moją uwagę zwróciło zastosowanie nieprzyjemnego dla oka słowotwórstwa. Przykłady? Proszę bardzo: „dziamolenie”, „letko”, „kapujesz” oraz określenia: „kijowa osada”, „mokra mokrość”.  Mamy również do czynienia z długimi i bardzo nadprogramowymi opisami. Praktycznie każde zdanie jest niemiłosiernie długie i często powtarzalne, z dialogami nie jest lepiej. Myślę, że przywołanie jednego z nich oraz pojedynczego zdania dobrze opisze, co mam na myśli:

 

– Chodź – odzywa się Cillian. – Już spakowaliśmy ci plecak.

– Jak to już spakowaliście mi plecak?

Cillian zwraca się do Bena:

– Pewnie nie mamy za wiele czasu.

A Ben mówi co Cilliana:

– Może pójść wzdłuż rzeki.

Cillian do Bena:

– Wiesz co to oznacza.

A Ben do Cilliana:

– To nie zmienia planu

 

Oraz:

 

[…] i tak właśnie jest, tak właśnie robimy, kto wie, czy to dobrze, ale tak robimy.

 

Niepełnoletni główny bohater oraz brutalne sceny, z którymi ma do czynienia, przywodzą mi na myśl Rekruta Roberta Muchamore’a. Tam również mamy do czynienia z iście młodzieżowym stylem, choć nie z perspektywy narracji pierwszoosobowej. Każdy czytelnik chcący bardziej zgłębić dążenia dzieciaków do wypełniania swoich życiowych misji, z pewnością będzie zadowolony.

Okładkę książki z najnowszego wydania uważam za wspaniałą. Niestety nijak nie oddaje faktu, że główny bohater ma tak naprawdę mniej niż trzynaście lat. Na uwagę zasługują jednak lasy w tle – odnoszą się one do ciągłych wędrówek bohatera (od pierwszej do ostatniej strony). Widzimy także dwa księżyce, charakterystyczne dla świata przedstawionego. Istotna jest także czerwona łuna wychodzącą od głowy mężczyzny, która symbolizuje wspomniany wcześniej „szum”.

Uważam, że książka ma ogromny potencjał. Pomysł ingerencji w ludzki umysł oraz czytania w myślach jest rzadko spotykany, pewnie ze względu na trudność w ujęciu tematu. Dodatkowym atutem wśród tej całej przewidywalności, są te rzadkie momenty zaskoczenia (naprawdę istnieją), a także współczucie dla głównego bohatera. Zdecydowanie kolejny plus za łatwy odbiór treści. Pomimo błędów logicznych, stylistycznych i sposobu ujmowania języka, książkę czyta się szybko i ciągle kibicuje się bohaterowi w jego dążeniach. Czytelnik może również być świadkiem jego przemiany. Jednocześnie jest mi ogromnie przykro za tak płytkie ujęcie owej treści i zaśmiecenie jej niepotrzebnymi powtórzeniami i błędami. Myślę, że Patrick Ness miał bardzo dobry pomysł, jednak nie został on w pełni wykorzystany. Dodatkowym minusem jest niepotrzebny wulgaryzm, czy kwestia przemocy wobec zwierząt – główny bohater i bez tego jest trudny do polubienia.

Jako dorosły odbiorca nie odejmuję jednak książce atrakcyjności dla młodszego czytelnika (przypominam o młodzieżowym stylu powieści). Z pewnością taki odbiorca bardziej wczuje się w świat przedstawiony. Dodatkowo nie będą też dla niego odrzucające zastosowane zabiegi; wielu może nawet ich nie dostrzeże (oby tylko nie zaczął pisać błędnie klasówek…). Dla mnie jest to ot, przerywnik i osobiście nie odczuwam najmniejszej potrzeby zachęcenia do sięgnięcia po tę pozycję.

Fot: Wydawnictwo Zysk i S-ka

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *