zaduch

W próżni – Marta Szarejko – „Zaduch. Reportaże o obcości” [recenzja]

Rzadko się zdarza, że mam okazję czytać książkę o mnie i osobach z mojego otoczenia. Oczywiście to przenośnia, ale mnie i bohaterów reportażu Marty Szarejko łączy to samo – pochodzenie z małego miasteczka, bez większych perspektyw, co w konsekwencji spowodowało wyjazd do większego miasta w celu lepszej przyszłości – o takich ludziach opowiada zbiór reportaży Zaduch. Lektura tej książki okazała się niezłą psychoanalizą pewnej części społeczeństwa, bez nadziei na poprawę stanu pacjenta.

O czym tak naprawdę jest Zaduch? Tak jak wspomniałem powyżej – oś reportażu skupia się wokół historii kilkunastu osób, mających około trzydziestego krzyżyka na karku, którzy od paru lat przebywają w stolicy, robiąc niejednokrotnie kariery, awansując w drabince społecznej, często wtapiając się w warstwę inteligencką, stając się jej integralną częścią. Jednak łączy tych ludzi wspólny mianownik – pochodzenie ze wsi, często małych miasteczek, dalekich od zgiełku wielkiego świata, powodujące, że wyjeżdżając z nich do Warszawy, byli pełni kompleksów, braku wiary w siebie i strachu przed nowym, kompletnie nieznanym dla nich światem.

Oprócz pochodzenia łączy ich to, że tak naprawdę decyzja o wyjeździe do Warszawy spowodowała, że stracili komfort, który wielu z nas ma codziennie i go nawet nie dostrzega, gdy wraca do domu po pracy – świadomość, że się jest u siebie. Marta Szarejko spisała świadectwa osób, które stojąc w mentalnym rozkroku pomiędzy swoim rodzinnym domem a wielkim miastem, stracili – być może bezpowrotnie – bezpieczeństwo posiadania własnego miejsca na ziemi – gdzie nie są, czują się źle, obco.

Podstawowym powodem złego samopoczucia, które pojawia się u bohaterów Marty Szarejko, są wspomniane kompleksy, które mnie, szczerze mówiąc, momentami dziwiły. Dla mnie pochodzenie, trzymając się marksistowskiej terminologii: robotniczo–chłopskie, niejednokrotnie okazało się zbroją, powodem do dumy, czymś godnym pochwalenia. Osoby, które opowiedziały swoją historię u Szarejko, miały zwykłe poczucie winy, wstydu z faktu, że pochodzą, skąd pochodzą! Nie jestem psychologiem, na socjologii znam się słabo, natomiast uważam – co przyznała sama autorka w wywiadzie dla Newsweeka – że pochodzenie dla mnie ani dla moich znajomych, nigdy nie było czynnikiem dyskwalifikującym kogokolwiek z grona znajomych.

Ale tych problemów jest więcej. Wiadomo jak jest na wsi, dużo pracy na roli, mało dla przyjemności; ci ludzie jadąc do Warszawy, bali się przebywać wśród wygadanych, używających elokwentnego słownictwa, sięgających często, a czasami wyłącznie, po górnolotne tematy swoich rozmów rówieśników, wychowywanych często w inteligenckich rodzinach, gdzie książki i codzienna prasa była od kołyski. A nawet jeśli na wsi ktoś miał dostęp do intelektualnych rozrywek, to gdy przyszło do wyboru życiowej drogi, pojawił się poważny problem.

Z każdym reportażem, z każdym bohaterem książki Szarejko pojawiała się u mnie myśl przewodnia, że te reportaże można odczytać jako dokument tego, jak jesteśmy słabo przystosowani do wkroczenia w dorosły wiek. Mam wrażenie, że nasi rodzice czy też dziadkowie nie mieli takiego problemu, że jeśli jest problem pewnej grupy społecznej, to jest on wykreowany sztucznie i jest całkiem typowy, jak tysiące millenijnych problemików, które codziennie się pojawią na łamach gazet, stron internetowych czy wyspecjalizowanych czasopism.

U mnie w rodzinie swego czasu mieliśmy profesora fizyki nuklearnej, który wykształcił się w dwudziestoleciu międzywojennym, zaczynając edukację w zapyziałej, zabiedzonej szkółce w jednym z miasteczek na terenie dzisiejszego województwa lubelskiego. Rodzina od strony matki natomiast znała profesora medycyny, który nie widział najmniejszego problemu, aby pomagać rodzinie przy gospodarce i potrafił weekendy spędzać na gnojówce, gdy na tygodniu ratował ludzkie istnienia. Nie było żadnego dysonansu, rozkroku, problemów ze znalezieniem własnego miejsca – radzili sobie doskonale, byli zaradni, a na pewno nie było u nich cienia wstydu za swoje pochodzenie.

I mam wrażenie, że problem, który przedstawiła Marta Szarejko, jest problem typowo współczesnym, wynikającym z coraz gorszego stanu naszego społeczeństwa. To moja opinia, szkoda, że nie mam za bardzo jak ją skonstatować ze zdaniem autorki, bo zostawiła ona nam przedstawiane historie same sobie, nie dodając odautorskiego komentarza, opinii, analizy, które na pewno wzbogaciłyby treść książki, a być może pozwoliłoby postawić czytelników słuszną diagnozę. A może autorka chciała nie wpływać na nasz osąd przedstawianego problemu? Polecam Zaduch, również wykształconym, z dużych ośrodków, aby zobaczyli, że wokół nich mogą przebywać osoby posiadające olbrzymi kryzys tożsamości; natomiast tym, którzy postanowili nie wyjeżdżać albo powrócić do swoich małych miejscowości, miasteczek, wsi, aby zobaczyli, że nie mają czego żałować.

Fot.: Wydawnictwo PWN

zaduch

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *