Wataha

Wreszcie coś dobrego – Michał Gazda – „Wataha”, sezon 1 [recenzja]

Wiecie, jak to jest z polskimi serialami? Głównie przez mizernej jakości produkcje TVN-u, Polsatu oraz Telewizji Polskiej automatycznie rodzi się w człowieku przeświadczenie, że każdy kolejny nowy twór, który powstaje w naszym pięknym kraju, nie zaskoczy nas już niczym pozytywnym. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele – począwszy od słabiutkiego scenariusza, który z reguły kpi sobie z inteligencji widza, przez wątpliwy casting, w którym nietrudno odnieść wrażenie, że chodzi tylko o zatrudnienie tego samego znanego nazwiska z kręgu tych najbardziej przejedzonych polskiemu widzowi, na beznadziejnej realizacji kończąc. Generalnie mógłbym jeszcze sporo napisać o swoich odczuciach związanych z kilkunastoma premierami serialowymi ostatnich lat, ale to nie czas oraz miejsce na tego typu rozważania. Chciałem jedynie nakreślić powody, dla których dotąd mijałem serial Wataha możliwie najszerszym łukiem. Dobrze jest jednak naprawiać popełnione błędy, a jeszcze lepiej nieść wieść o tym w świat. W zasadzie dosłownie przed chwilą skończyłem oglądać pierwszy sezon i tekst ten może zawierać emocje, które nie zdążyły ze mnie wyparować. Musicie jednak wiedzieć, że warto obejrzeć ten serial, bo Wataha to solidny thriller z nietuzinkowym osadzeniem akcji, który da Wam sporo frajdy z oglądania.

Serial Wataha zaczyna się niczym u Hitchcocka. Najpierw dostajemy istne trzęsienie ziemi, a potem w zasadzie jest tylko lepiej. Kapitan Straży Granicznej, Wiktor Rebrow, przebywa wraz z członkami swojego oddziału w jednej z położonych w górach jednostek Straży Granicznej, gdzie świętują przejście na emeryturę jednego z wieloletnich kolegów. Wieczór trwa w najlepsze, gdy nagle cały budynek zostaje wysadzony w powietrze. Rebrow jest jedynym ocalałym, ale jego piekło dopiero się zaczyna. Dla prokuratury staje się głównym oskarżonym, a on sam nie potrafi poradzić sobie z zaistniałą sytuacją – stracił bowiem nie tylko kolegów z załogi, ale również ukochaną. Wiktor Rebrow za wszelką cenę próbuje dociec, kto stoi za zamachem – nie jest on jednak jedynym, który pragnie dowiedzieć się, co właściwie się wydarzyło. Sęk w tym, że są również osoby, które nie chcą, aby ktokolwiek dowiedział się, dlaczego Straż Graniczna stała się celem przeprowadzanego ataku.

Miejsce akcji to absolutna nowość w realiach polskich produkcji. Pomysł, aby osadzić akcję w Bieszczadach, mógł być ryzykowny, ale okazał się być strzałem w dziesiątkę! Plenery zapierają dech w piersiach i dają twórcom naprawdę ogrom możliwości do poprowadzenia fabuły, co też skutecznie wykorzystują, racząc widzów przy okazji pięknem i surowością przyrody, udowadniając tym samym, że ten rejon polski powinien być punktem obowiązkowym podczas planowania wakacji w plenerze. Bieszczady w serialu to raz miejsce piękne, majestatyczne i urokliwe, a innym razem kraina pełna tajemnic, mroku i niebezpieczeństw. Świetna sprawa. W ogóle Wataha ma w sobie kilkanaście bardzo dobrych scen, które wyjęte z kontekstu kompletnie nic nie tracą, a same w sobie są wprost fenomenalne i aż chciałoby się obejrzeć ich „making of”. Za przykład niech posłuży chociażby scena z szarżującym niedźwiedziem.

Michał Gazda wyreżyserował naprawdę udany serial, który broni się naprawdę wieloma aspektami. Można się czepiać, że nie ma budżetu na miarę innych produkcji, do których dzisiejszy widz HBO czy Netflixa jest przyzwyczajony, i zgadzam się, że gdzieniegdzie może gdzieś te braki w funduszach widać (chociażby sceny pirotechniczne). Należy jednak zwrócić uwagę na to, że twórcy naprawdę postarali się, by wszelkie niedoskonałości możliwie najlepiej zamaskować; inną kwestią jest fakt, że niektóre elementy spokojnie można obronić stwierdzeniem, że rzecz się dzieje w Polsce i po prostu – taki mamy klimat (samochody na wyposażeniu Straży Granicznej, leśniczówki położone tu i ówdzie). Można również kręcić nosem na sposób, w jaki ukazano pracę polskiej prokuratury. Jasne – daleko mi do znawcy, jednak choćby takie dzieła, jak trylogia Zygmunta Miłoszewskiego o prokuratorze Szackim pokazują, że można było zrobić to troszkę lepiej. Tylko tak jak już wspomniałem – w moim odczuciu twórcy po prostu musieli iść na pewne skróty fabularne, zwłaszcza mając do dyspozycji tylko sześć odcinków. Jednak zostawmy kwestie, na które w procesie tworzenia najzwyczajniej w świecie twórcy nie mieli większego wpływu. To, co mogli dopieścić – zrobili wręcz fenomenalnie. Najbardziej podoba mi się inteligentne poprowadzenie scenariusza w kwestii tego, jak Wataha potrafi wpłynąć na widza i jak skutecznie wodzi za nos, jeśli mówimy o poszukiwanie głównego złoczyńcy oraz o naszej ocenie poszczególnych bohaterów. Pod tym względem polski serial w niczym nie odstaje od najlepszych zagranicznych produkcji. Każdy z bohaterów ma coś do ukrycia, wszyscy mają swoje mroczne strony i do samego końca nie sposób ocenić, kto jest pozytywny, a kto negatywny . To również rzecz raczej niespotykana w polskich serialach i za to zdecydowanie należą się twórcom oklaski. Jutro dowiemy się, czy serial podąży w tym samym dobrym kierunku, tym bardziej że finał pozostawia wiele możliwości rozwoju dla tej świetnej historii.

Ukłony należą się także obsadzie – w zasadzie wszyscy, nawet bohaterowie tak epizodyczni i enigmatyczni jak Szeptun czy Ewa Wityńska spisali się dobrze i zasłużyli na wysokie noty. Niektórzy mieli do pokazania więcej, inni mniej, z tego powodu też trudno wszystkich jednoznacznie ocenić, ale na wyróżnienie z pewnością zasługują siostry Aleksandra i Magdalena Popławskie, Andrzej Zieliński czy Jacek Lenartowicz. Jednak Wataha to spektakl jednego aktora (z całym szacunkiem dla reszty genialnej obsady!). Leszek Lichota jest absolutnie genialny i nie dziwię się, że to na jego barki twórcy zrzucili całą ciężar produkcji. Jego Rebrow to typ bohatera, którego uwielbiam – cholernie inteligentny, mroczny, targany sprzecznymi emocjami, zaszczuty, rozbity, zagubiony w sytuacji, w której się znalazł, i zdesperowany do granic możliwości, aby tylko odkryć, kto stoi za zniszczeniem jego życia. I wszystkie te emocje Lichota oddaje w stu procentach, sprawiając, że ja automatycznie identyfikowałem się z jego bohaterem, próbując zrozumieć, co tu się właściwie dzieje i piekląc się na cały świat, gdy przed Rebrowem zbierały się kolejne czarne chmury. Po finale pierwszego sezonu naprawdę czekam na to, co teraz pokaże Leszek Lichota, bo jego Rebrow przebywa aktualnie w mrocznym i skomplikowanym położeniu.

Drugi sezon startuje już jutro, dlatego nie będzie trzeba długo czekać na kolejne odcinki, tym bardziej że posiadacze HBO GO mogą już teraz obejrzeć dwa pierwsze epizody. Pozostali widzowie będą mogli obejrzeć serial w każdą niedzielę o 20.10, począwszy od jutra, czyli 15 października. Premiera drugiego sezonu zaplanowana jest jednocześnie w 19 krajach Europy, co z pewnością jest nie byle jakim osiągnięciem. Niebawem na łamach naszego portalu przeczytacie recenzje poszczególnych odcinków nowego sezonu, dlatego zostańcie z nami!

Wataha

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *