Spragnieni kosmicznych wrażeń, do Was wznoszę swoje słowa! Minął już rok czasu od momentu, kiedy Ann Leckie zadebiutowała Zabójczą sprawiedliwością na naszym rynku wydawniczym i w tym przypadku cieszę się, że mogę powiedzieć klasyczne porzekadło stetryczałych malkontentów: jak ten czas szybko leci… Obsypany wszelkimi honorami debiut narobił mi nie lada apetyt na kolejne części, a tu nawet nie wiedzieć kiedy okazało się, że już można ogłaszać najnowszą publikację jako zrealizowaną. Cieszy mnie to bardzo i mam nadzieję, że już niedługo będę mógł w recenzji potwierdzić swoje przypuszczenia, że Zabójczy miecz okaże się potwierdzeniem tego, co zapowiadała część pierwsza. Tym bardziej cieszę się, że Głos Kultury mógł objąć ten tytuł patronatem medialnym. Premiera książki odbyła się 17 sierpnia.
Jak już zapewne wiecie, Zabójcza sprawiedliwość bardzo mi się spodobała i wyraziłem to w paru ciepłych słowach. Na koniec wyraziłem opinię, że jeśli tylko autorka pozostanie na obranych już torach i będzie podążać tym szlakiem, to możemy być spokojni o jakość kontynuacji. Nie zamierzam strzelać spoilerami, więc wspomnę tylko, że akcja Zabójczego miecza nie bierze się, ot tak – przepraszam za niewybredny żarcik – z kosmosu; Breq zostało postawione nowe zadanie, które miałoby przysłużyć się przywróceniu jako takiej stabilności ogromnego Imperium Radch. Które to, jak wiemy z poprzedniej części, okazało się dziurawe jak sito.
Notka przekazana przez wydawcę zapowiada to, na co liczyłem najbardziej – bliższy kontakt z tajemniczymi i niebezpiecznymi Presgerami, którzy są zainteresowani układem Althoek strzeżonym akurat przez Breq z rozkazu Anaander Mianaai. Drugim bardzo wyczekującym przeze mnie wątkiem jest właśnie historia samej władczyni Imperium Radch, która okazała się mieć bardziej skomplikowaną osobowość, niż to się wydawało na początku lektury Zabójczej sprawiedliwości. Już to mi wystarczy, aby rzucić się na Zabójczy miecz z wytrzeszczonymi gałkami ocznymi. Nie będę jednak niepotrzebnie nakręcał spiralę emocji, bo wydaje mi się, że tym, którym debiut Ann Leckie przypadł do gustu, za bardzo najnowszej książki zachwalać nie trzeba.
Na tej stronie wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? ZGADZAM SIĘ
Manage consent
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.