deep rock galactic survivor

Zgrane dranie: marzec 2024

W dzisiejszym, zawsze zmieniającym się świecie gier wideo, trudno nadążyć za wszystkimi nowościami, premierami i trendami. Dlatego też, raz na miesiąc, spotykamy się z naszą zacną grupą doświadczonych graczy, by podzielić się z Wami naszymi spostrzeżeniami, refleksjami i ocenami tego, co ostatnio działo się w świecie gier.

W każdym odcinku cyklu Zgrane dranie skupimy się na różnych aspektach branży gier: od najgorętszych premier, przez niespodziewane hity, aż po te tytuły, które mogły umknąć Waszej uwadze. Nasz zespół, składający się z zapalonych graczy o różnorodnych gustach i preferencjach, zagwarantuje Wam szerokie spojrzenie na branżę i pomoże odkryć gry, które mogą stać się Waszymi nowymi ulubieńcami.

Zapraszamy do śledzenia naszego cyklu „Zgrane dranie”, gdzie każdy fan gier, niezależnie od swojego doświadczenia i preferencji, znajdzie coś dla siebie. Bądźcie z nami, by razem odkrywać fascynujący świat gier!

deep rock galactic survivor
Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury – Tołstoja, Steinbecka czy Remarque’a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Kiedy w końcu z plaśnięciem wyczołgałem się z wciągającego Balatro, w które będę pewnie grać jeszcze z doskoku przez następne kilka lat, wsiąkłem w tym miesiącu w The thaumaturge. Jeśli ktoś nie kojarzy tego tytułu: The thaumaturge to pełnoprawny RPG stworzony przez Fool`s theory, a wydany przez nasze rodzime 11 bit studios. Za sprawą takich gier jak This war of mine, Frostpunk czy Niezwyciężony jest to mój ulubiony polski wydawca, który skupia się na wydawaniu ciekawych, acz niestety często niedocenianych produkcji. W The thaumaturge wejdziemy w buty Wiktora Szulskiego, taumaturga, zdolnego kontrolować tzw. salutory, mistyczne stwory z wymiaru umysłu, które możemy trenować i podnosić ich umiejętności. Wśród nich znajdziemy ducha tatarskiego wojownika w postaci kościotrupa bez nóg (Mort, to ty?!), stwora z krainy koszmaru czy… personifikację samego Welesa! Ich rola nie będzie odnosić się tylko do tłuczenia wrogów po gębach, ale także pomogą nam rozwiązać zagadkę śmierci ojca Wiktora. Według mnie The thaumaturge ma najlepiej rozpisane uniwersum, jakie widziałem od… dziesięciu lat? Klimat roku 1905 (w końcu nie średniowieczne fantasy!) i przedwojennej Warszawy wgniata w fotel i podbija immersję. Po kilkunastu godzinach z tym tytułem muszę przyznać, że pierwszy raz w życiu uważam, że branżowe recenzje są zaniżone. Gra jest krytykowana za brak polskiego dubbingu, posiadanie uproszczonych przerywników w formie szkiców, i walkę, która może i nie jest majstersztykiem, ale nie mnie nie odrzucała. Mimo tych wad The thaumaturge posiada coś, co pcha mnie przed ekran i nie mogę się doczekać zwieńczenia losów Wiktora Szulskiego. W przerwach między sesjami myślę sobie, jak epicki serial bądź powieść by wyszła z tego uniwersum. Mam wielką nadzieję na kontynuację, ale jeśli gracze dalej będą rzucać pieniędzmi w wielkich wydawców, wypluwających co roku generyczne i bezpieczne tytuły, to się pewnie nie doczekam. A szkoda. Recenzja The thaumaturge ukaże się już w najbliższym miesiącu! 

The thaumaturge to także bardzo ładna gra. Spójrzcie na szczegóły wystroju! 

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Człowiek jest jednak istotą chaotyczną. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że tego samego dnia, gdy podejmuję decyzę o zamówieniu konsoli Xbox Series X, jednocześnie wpada mi do głowy szalona myśl, aby spróbować przejść starutkie Planescape: Torment? Może do tej myśli naprowadziła mnie sentymentalna podróż w czasie do chwili, gdy kupowałem poprzednią kosnolę i jedną z pierwszych pudełkowych gier było Torment: Tides of Numenera? Zapewne to wyrzuty sumienia, bo obiecałem sobie, że grę z 2017 roku przejdę, jak już rozprawię się z pierwowzorem z 1999 roku. Tak, jakby to powiedział mój kompan od cyklu Aktualnie na słuchawkach: czas na wyzwanie – nigdy nie ukończyłem Planescape: Torment. Miałem z 15 lat temu jedno podejście, ale było ono skazane na porażkę z dwóch powodów. Pierwszym była moja niedojrzałość w grach RPG – przechodziłem je idąc za rączkę z oficjalną solucją, która w tamtych latach była dołączona do wydania pudełkowego w ramach jednej z tanich kolekcji gier. Robiłem tak głównie ze strachu, że pominę jakiś element fabuły lub zrobię coś źle, co sprawi że ostatecznie nie będę potrafić ukończyć gry. Po latach przyznać muszę, że taki sposób grania wyprał mnie z jakichkolwiek wspomnień co do rozgrywki z Planescape: Torment i grając dzisiaj, byłem zafascynowany dialogami, podczas gdy solucja wiele dialogów ignorowała czy też zachęcała do szybkiego ich przeklikania. A to okropna zbrodnia, ponieważ narracja w tej grze jest wyśmienita nawet dzisiaj. Drugi powód, który uniemożliwił mi ukończenie gry, to wadliwy zapis, który pośrednio sam na siebie sprowadziłem. Młodszy Patrynio bowiem co prawda przeczytał w poradniku gry, żeby często zapisywać grę; nikt mu jednak nie wytłumaczył, aby każdy kolejny zapis był na nowym slocie. Efekt był taki, że jak główna misja mi się nie załadowała poprawnie, to po 20 godzinach rozgrywki wizja ponownego wychodzenia z Kostnicy wywołała we mnie lament umierającego. Zrażony rzuciłem grę w kąt, ale przynajmniej nauczyłem się chorobiliwie wykorzystywać wszystkie dostępne miejsca zapisu w kolejnych grach. Tym samym, wracając zgrabnie do teraźniejszości, moja obecna rozgrywka w Placescape: Torment liczy sobie 138 zapisów i będzie ich jeszcze trochę, ponieważ ukończyłem (tak na oko) okolo 70% gry.

Przy tym jako dojrzały gracz chłonę Planescape: Torment tak jak trzeba – samodzielnie podejmuję decyzje o tym, gdzie zajrzę i jak rozwiążę zadania wątku głównego czy tych pobocznych. Zwiedzam każdy fragment lokacji, rozmawiam z każdym NPC-em i regularnie zagaduję do członków mojej drużyny, aby sprawdzić czy mają coś nowego do powiedzenia. Solucja przydała mi się bodaj raz, gdy zgubiłem się w tym, do kogo mam się udać aby zbudować portal do pewnej starej wiedźmy, która może pomóc Bezimiennemu w ustaleniu przyczyn jego nieśmiertelności. Chcąc również chłonąć każdy dialog i rozwiązywać konflikty z możliwie małym rozlewem krwi, postawiłem głównie na charyzmę, inteligencję i mądrość u mojej postaci i był to strzał w dziesiątkę – wiele dialogów kipi od dodatkowych linii dialogowych, które byłyby niedostępne dla postaci o innym profilu umiejętności. W grze bawię się znakomicie i aż smutno mi się robi na myśl, że jestem coraz bliżej zakończenia tej historii. Nie pociesza mnie nawet myśl, że gdy skończę Planescape: Torment, to będę mógł wreszcie nacieszyć się nową konsolą.

Pokonanie labiryntu Modronów było jak do tej pory największym wyzwaniem

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych „Wielogłos”. Prowadzący cykl „Aktualnie na słuchawkach”. Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.

 

Powoli, małymi kroczkami wyrywam się z objęć Cyberpunka 2077, co owocuje częstszym graniem w inne tytuły. Tytułem wartym uwagi z pewnością jest Deep Rock Galactic: Survivor, który stanowi znaczący zwrot w serii, przenosząc graczy z zespołowego, kooperacyjnego doświadczenia do samotnej walki o przetrwanie w bezlitosnym, kosmicznym środowisku znanym już z serii Deep Rock Galactic. Jako gracz, wcielasz się w rolę odważnego  krasnoludzkiego górnika, który musi zmierzyć się z niebezpieczeństwami zdradliwej planety Hoxxes pełnej zasobów i nieznanych stworzeń. Ta zmiana perspektywy wprowadza całkowicie nowy wymiar do rozgrywki, skupiając się na indywidualnych umiejętnościach przetrwania i adaptacji.

Wyróżniającym elementem gry jest jej auto-shooter gameplay, który automatyzuje proces strzelania, pozwalając graczom skupić się na strategii, eksploracji i szybkiej reakcji na dynamicznie zmieniające się zagrożenia. Ta mechanika wprowadza świeżość do gatunku survivor, oferując unikalne wyzwanie, które polega na zarządzaniu zasobami, planowaniu ruchów i wykorzystywaniu środowiska do swojej przewagi.

Deep Rock Galactic: Survivor wyróżnia się również zaawansowaną sztuczną inteligencją przeciwników, którzy adaptują się do twoich strategii, wymuszając ciągłą ewolucję taktyk i podejścia do rozgrywki. Każda misja to nie tylko walka o przetrwanie, ale również zagadka, jak najefektywniej wykorzystać dostępne otoczenie, generowany losowo loot i umiejętności wybranego przez nas krasnoluda do pokonania wyzwań. Graficznie, gra kontynuuje tradycję serii, oferując znany już styl graficzny. Zresztą twórcy przenieśli ze swojej poprzedniej gry praktycznie wszystko – robale, klasy postaci, bronie, surowce, zasady rządzące światem. Dla fanów serii będzie to miłe rozszerzenie znanego i lubianego, ale zrozumiem tych, którzy będą narzekać na niski nakład pracy włożony przez developerów. 

Dodatkowo, Deep Rock Galactic: Survivor rozwija system progresji postaci, pozwalając na dostosowanie ekwipunku, umiejętności i taktyk do indywidualnego stylu gry. Rozbudowana ścieżka rozwoju zapewnia poczucie ciągłego postępu i zachęca do eksperymentowania z różnymi strategiami przetrwania, tym bardziej, że każdy poziom, który udaje nam się ukończyć to kolejne surowce i złoto, a te wykorzystujemy później do ulepszania statystyk, takich jak szybsze poruszanie się, zadawanie obrażeń krytycznych, szybkość przeładowania broni, większa pula startowa zdrowia itp. Dlatego też mimo dość trudnego początku, stopniowo odblokowujemy kolejne krasnoludy, zdobywamy ich zmodyfikowane wersje i stale ulepszamy statystyki ogóle, co czyni każde kolejne zejście łatwiejszym i pozwala na eksperymentowanie ze zdobycznym ekwipunkiem oraz stylami rozgrywki. Deep Rock Galactic: Survivor to lekka i przyjemna propozycja w gatunku gier survivalowych, która łączy elementy auto-shootera z systemem strategii i adaptacji. Stanowi ona przyjemne i relaksujące wyzwanie dla pojedynczego gracza, zapewniając długie godziny emocjonującej rozgrywki za naprawdę niskie pieniądze (kupicie ten tytuł już za około 37 zł) w samotnej walce o przetrwanie na obcej planecie.

deep rock galactic survivor

Write a Review

Opublikowane przez

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury - Tołstoja, Steinbecka czy Remarque'a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

1 Komentarz

  • Planescape to legenda RPG, sam ograłem chyba trzy razy. Od Traumaturge odciągnęły mnie negatywne recenzje, zobaczę co Wy napiszecie. O DRG: Survivor nawet nie słyszałem. Wydaje się ciekawe, ale raczej nie w moim guście.

    Ja w marcu odświeżałem serię Bioshock.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *