Zauważyliście, że w filmach (szczególnie tych amerykańskich) panują pewne zasady, które niekoniecznie sprawdzają się w rzeczywistości? Zasady te nie zawsze są logiczne, a czasem po prostu głupie, lecz mimo tego stosuje się je nagminnie i stały się wręcz obowiązkowe. Założenie było proste – kiedy chodzi o czas ekranowy, każda sekunda jest ważna, należy więc skracać, co tylko się da, stąd też pomijanie pewnych typowo ludzkich czynności (np. fizjologicznych). Przyjrzyjmy się zatem motywom, które zobaczycie w niejednej hollywoodzkiej (i nie tylko) produkcji. Założę się, że sami potraficie wymienić przynajmniej kilka tytułów, w których coś takiego miało miejsce.
Takim najbardziej charakterystycznym przykładem oszczędności czasu ekranowego są rozmowy telefoniczne. Praktycznie w każdym filmie, kiedy bohater używa telefonu, nigdy nie rozpoczyna rozmowy od powitania. I zawsze rozłącza się bez pożegnania. W prawdziwym życiu byłoby to niezwykle irytujące, a taki rozmówca niechybnie zostałby uznany za dupka.
A jeśli już o telefonach mowa, wszystkie numery zawsze zaczynają się od cyfry 555. Miało to na celu uniknięcie sytuacji, w której przypadkowo użyto by prawdziwego numeru. Niemniej jednak stało się to jedną z klasycznych filmowych klisz. Niektórzy pewnie pamiętają, że nabijano się z tego nawet w średnio udanym filmie Bohater ostatniej akcji (1993), gdzie postać grana przez Arnolda Schwarzeneggera, za sprawą magii przenosi się z ekranu kinowego prosto do naszej rzeczywistości.
Kiedy ktoś płaci w filmie za taksówkę, zawsze rzuca taksówkarzowi przypadkowy banknot wyciągnięty z kieszeni. I zawsze jest to odpowiednia suma. Taksówkarz nigdy nie wydaje reszty i nie zawraca sobie słowy sprawdzaniem, czy aby nie dostał za mało. Po prostu łapie wymiętoszone dolary i odjeżdża w siną dal.
Kiedy bohater wraca do domu z zakupami (obowiązkowo w brązowej papierowej torbie), zawsze musi z nich wystawać długa, francuska bagietka. Prawdopodobnie w filmowych supermarketach po prostu dołączają te bagietki do każdej torby.
Kiedy bohater wchodzi do baru po raz pierwszy, nagle cichnie muzyka i wszyscy bywalcy wpatrują się w niego nienawistnie. Po chwili wszystko wraca do normy. Wyobrażacie sobie taką sytuację w prawdziwym życiu? Nie wiem jak wy, ale ja raczej więcej bym nie odwiedził takiego baru.
Dodatkowo, bohaterowie w restauracjach i innych jadłodajniach czasem zamawiają posiłek, po czym zjadają maksymalnie jeden kęs (jeśli w ogóle), zostawiając resztę. Rzucają nieśmiertelny, wymięty banknot na stół i wychodzą. A dzieci w Afryce głodują…
A jeśli już o restauracjach mowa… Jeśli ktoś akurat ściga bohatera jedzącego w jakimś lokalu (tzn. biorącego jeden kęs), ten zawsze później ucieka przez kuchnię. Pracujący tam kucharze muszą być już przyzwyczajeni, bo zazwyczaj żaden nie odrywa się od pracy i nie zwraca uwagi na przebiegających drabów z bronią maszynową na wierzchu.
Zdarza się też, że ścigany bohater zostaje zagoniony na dach. Wtedy zawsze dochodzi do wniosku, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie skok prosto na dół. W prawdziwym życiu zostałaby z niego tylko krwawa miazga, jednak w filmach zawsze w odpowiednim miejscu znajdzie się wielka góra śmieci, kartonów czy innych przedmiotów gwarantujących miękkie lądowanie. Niekiedy jest to nawet przejeżdżająca ciężarówka z odkrytą paką, wypełniona czymś, co zamortyzuje upadek naszego bohatera (dodatkowo, bardzo wygodnie, odwiezie go daleko od miejsca pościgu).
Z kolei, kiedy bohater ma możliwość ucieczki samochodem, ten nigdy nie chce zapalić. Przez przednią szybę widać już zbliżającego się psychopatę z ociekającym krwią nożem, bohater przekręca kluczyk w stacyjce, a samochód, choćby nawet był najnowszym modelem prosto z salonu, tylko się krztusi i dławi niczym dwudziestoletni Maluch na mrozie.
Kiedy bohater (chociaż częściej jest to bohaterka, zazwyczaj w skąpej bieliźnie), będąc samemu w wielkim, pustym i mrocznym domu, w środku nocy usłyszy jakiś hałas (dochodzący zwykle z bezdennej piwnicznej ciemności), zawsze musi pójść sprawdzić, co to było. Oczywiście jedyne źródło światła, jakim dysponuje, to latarka (która zawsze zacznie migotać i zgaśnie w najmniej odpowiednim momencie) lub zapałka (która wypali się, zostawiając bohatera w absolutnej ciemności).
Kiedy mamy do czynienia z kinem akcji, bohater zazwyczaj nie musi uciekać, bowiem wiekowy mistrz wyszkolił go sztukach walki. Ale co w sytuacji, gdy znajduje się wśród przeważającej liczby przeciwników? Żaden problem, każdy z nich będzie pojedynczo atakował, podczas gdy pozostali cierpliwie czekają na swoją kolej, patrząc, jak ich koledzy zbierają bęcki.
Jakby tego było mało, to zazwyczaj zaraz po tym lub tuż przed tym, kiedy bohater zabija czarny charakter, od niechcenia rzuca jakimś zabawnym i sarkastycznym one-linerem. Prawdziwym przodownikiem w tej dziedzinie jest Arnold Schwarzenegger, który swoje powiedzonka przemyca do każdego filmu, w którym gra.
Broń w filmach jest jednorazowa. Bohater zawsze ją wyrzuca, kiedy skończy mu się amunicja. Przecież zawsze znajdzie sobie gdzieś nową (najpewniej zabierze ją z truchła przeciwnika). Po co obciążać kieszenie zbędnym balastem.
A kiedy już jakimś cudem nasz bohater zostaje postrzelony, zazwyczaj okazuje się, że akurat miał na sobie kamizelkę kuloodporną. Potem zawsze musi empirycznie sprawdzić, czy aby na pewno zatrzymała pociski.
Jeśli już ktoś umiera i mamy scenę pogrzebu, zawsze wtedy pada deszcz, a wszyscy żałobnicy mają czarne parasole. No bo przecież filmowa pogoda też opłakuje poległych bohaterów.
Drzwi posiadające elektroniczny zamek kodowy nie chcą się otworzyć? Nie ma problemu, wystarczy rozwalić konsolkę i drzwi stoją otworem. No chyba że bohater ma do czynienia ze zwykłymi drzwiami z zamkiem mechanicznym, wtedy wystarczy spinacz lub karta kredytowa. Dwie sekundy gmerania w zamku i voilà, otwarte! Nie ma karty kredytowej ani spinacza? Zawsze można wywalić drzwi z kopa.
Bomby w filmach zawsze wyposażone są w wielki, czytelny zegar odliczający czas oraz w trzy kabelki w różnych kolorach. Bohater zawsze w ostatnich sekundach przecina jeden z nich (mając przy tym nieustające szczęście), rozbrajając bombę.
Policyjni specjaliści zawsze są w stanie powiększyć dowolny fragment zdjęcia, nie tracąc w ogóle na jakości. Nie do pobicia pod tym względem są seriale z serii CSI, ale nie tylko. Tej idiotycznej kliszy nie ustrzegły się nawet klasyki kina, takie jak Blade Runner. Zobaczcie zresztą sami.
Może znacie jeszcze jakieś filmowe zasady, które mają zastosowanie tylko na ekranie?
Fot.: Columbia Pictures Corporation, Clayton Productions, LLC., Castle Rock Entertainment, Gaumont, Twentieth Century Fox Film Corporation, YouTube/HuffPost Entertainment, Golden Harvest Company, YouTube/WatchMojo.com, Warner Bros., Marvel Enterprises, TF1 Films Production, New Line Cinema, YouTube/Duncan Robson
2 Komentarze
Gdy w filmie bohaterowie wykopują grób (albo cokolwiek zakopanego w ziemi) to zawsze robią idealny prostopadłościan. Dodatkowo nie tylko ściany boczne są idealne ale też podstawa jest równo wyszlifowanym prostokątem a pomimo tego zawsze musi być ten ostatni ruch łopaty, po którym następuje uderzenie w wieko.
Po tym pierwszym uderzeniu oczywiście można już otworzyć całe wieko, które jest tylko delikatnie przysypane.